uspołecznione

Aktywiści antyaborcyjni namierzają w sieci kobiety poszukujące informacji o aborcji i udzielających im takich informacji. Składają donosy na policję, albo próbują przekonać kobiety do zmiany decyzji, a przede wszystkim je przestraszyć - mówi Natalia Broniarczyk

Rozmowa z Natalią Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu, współinicjatorką obywatelskiego projektu ustawy Legalna Aborcja bez Kompromisów Anita Karwowska: Według danych policji w 2021 r. stwierdzono 382 przestępstwa naruszające zakaz przerywania ciąży. Od ponad 20 lat policja nie prowadziła tak wielu spraw tego typu. To efekt wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 r. A czy czegoś jeszcze?

Natalia Broniarczyk: - Po wejściu w życie wyroku Trybunału Konstytucyjnego w styczniu 2021 r. rzeczywiście nasiliły się zgłoszenia na policję związane z pomocą w aborcji. Rzadko kiedy kończą się jednak wyrokiem, częściej są umarzane. Mniej spraw wynika z dochodzeń policji, opierają się przede wszystkim na donosach.

44

Aborcja w Polsce Justyna Wydrzyńska Natalia Broniarczyk policja zakaz aborcji Kto donosi i na co?

Donosy i dochodzenia mają charakter opresyjny, służą temu, by ukrócić działania aktywistyczne takie jak nasze. Są to zazwyczaj doniesienia na umieszczenie w przestrzeni publicznej naklejek czy plakatów z numerem Aborcji bez Granic, czy informacją, jak przyjąć tabletkę aborcyjną. Rekord postępowań w sprawie pomocy przy aborcji. To efekt wyroku Trybunału Konstytucyjnego Zapisz na później

Coraz częściej zdarza się też, że treści z grup wsparcia w mediach społecznościowych, które służą właśnie dzieleniu się informacjami na temat aborcji, wyciekają na policję. Nic trudnego - każdy może do tych grup dołączyć i tego nie zmienimy. Korzystają na tym aktywiści antyaborcyjni, którzy zrzuty ekranu z treściami rozmów w tych grupach i wysyłają takie materiały policji. Jak wyglądają postępowania policyjne?

Część wezwanych na przesłuchanie osób odmawia składania wyjaśnień, chociaż my zachęcamy do tego, by nie bać się mówić, jeśli nie zrobiło się nic, co nosiłoby znamiona przekraczające treść art. 152 kodeksu karnego*, czyli np. podzieliło się informacją o tym, jak przebiegła aborcja farmakologiczna, czy też poradziło: jeśli potrzebujesz pomocy - zadzwoń pod taki a taki numer. Według nas to nie jest pomocnictwo, jak najbardziej można przyznać się policji do tego. Racja jest po naszej stronie, bo śledztwa takie są zazwyczaj umarzane. Policja działa w tych sprawach na zlecenie rządu?

Nie sądzę, by wynikało to z dyspozycji władzy. Stoją za tym zintensyfikowane działania środowisk antyaborcyjnych, które nękają w ten sposób aktywistki i osoby potrzebujące aborcji. Przypomnę sprawę Zuzanny Wiewiórki, aktywistki antyaborcyjnej nagrodzonej dwa lata temu za swoje działania przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Media opisywały m.in., że Wiewiórka namierzyła w internecie nastolatkę, która poszukiwała informacji o aborcji. Zaczęła ją nękać, powiadomiła o ciąży jej rodziców, którzy zmusili nastolatkę, by donosiła ciążę.

To coraz powszechniejszy sposób działania przeciwników aborcji. Namierzają w sieci osoby poszukujące informacji o aborcji i udzielające ich, po czym albo od razu składają donosy na policję, albo piszą do tych kobiet, próbując przekonać je do zmiany decyzji, ale przede wszystkim przestraszyć. Aborcyjny Dream Team, prowadząc swoją działalność, podkreśla, że nie łamie prawa. Policja ściga taką działalność, odwrotnie interpretując te same przepisy. Jak to rozumieć?

Mamy poczucie, że policja wcale nie jest przekonana co do tego, że łamiemy prawo. Reaguje raczej na doniesienia, po czym w toku postępowania ustala zwykle, że to nie jest przestępstwo.

My uważamy, że pomocnictwo w aborcji należy rozpatrywać nie tylko w zakresie definicji, ale też wyroków sądów na podstawie art. 152. kodeksu karnego. I biorąc pod uwagę orzecznictwo, możemy powiedzieć, że na pewno pomocnictwem jest przerwanie komuś ciąży, czyli sytuacja, gdy lekarz bierze instrumenty chirurgiczne i przeprowadza zabieg, albo kiedy podaje się tabletki aborcyjne z ręki do ręki. Tego dotyczy toczący się właśnie proces naszej aktywistki Justyny Wydrzyńskiej.

Nie ma natomiast wyroków za udzielenie informacji, czy towarzyszenie komuś podczas aborcji. Sądy do tej pory nie uznawały tego za pomocnictwo. Co nie oznacza, że tak będzie zawsze, interpretacja prawa jest czymś zmiennym.

Zalecamy więc, by korzystać z prawa bardziej, niż wydaje się, że można. Przez lata byłyśmy zakładnikami szerokiej interpretacji pomocnictwa. Wydawało się, że nic nie można w sprawie aborcji powiedzieć, napisać, poradzić.

To działo się ze strachu. A jest też ważny wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka dotyczący informowania o aborcji. W sprawie dotyczącej Irlandii Trybunał uznał, że w kraju, w którym aborcja jest zakazana, obywatele powinny mieć dostęp do i informacji, jak zrobić aborcję, i jest to realizowanie praw człowieka. Posługujemy się tą wykładnią. Przecież osoby potrzebujące aborcji nie znikają, nawet jeśli prawo antyaborcyjne jest restrykcyjne. Nadal ktoś musi realizować potrzebę dostępu do bezpiecznej aborcji. To prawo człowieka. Czy czuje się pani w swojej działalności zagrożona przez państwo?

Kształtując ADT w 2016 r., wiedziałyśmy, że możemy ściągnąć na siebie kłopoty, bo kiedy pojawia się ruch, który odważniej mówi o czymś, o czym przez lata należało milczeć lub mówić szeptem, takie mogą być tego konsekwencje. Marta Lempart: Poparcie dla legalnej aborcji to głos suwerena Zapisz na później

Nie mam jednak poczucia, że moja sytuacja jest dziś trudna. Inaczej Justyny Wydrzyńskiej, której grożą trzy lata więzienia. Mamy poczucie, że niesprawiedliwie stoi przed sądem, bo to prawo jest niesprawiedliwe. Czeka nas całkowity zakaz aborcji?

Wydaje mi się, że kierownictwu PiS nie zależy dziś, by jeszcze bardziej restrykcyjnie traktować dostęp do aborcji w Polsce. Inaczej podchodzi do tego ich koalicjant - Solidarna Polska. To posłowie tej partii byli orędownikami całkowitego zakazu aborcji z 2016 r., czy tej ostatniej ustawy z grudnia 2020 r., która miała karać do 25 lat więzienia za pomocnictwo lub przerwanie własnej ciąży. W zależności od tego, jaką pozycję na scenie politycznej będzie mieć ta partia, zależeć będzie, jak będzie grać sprawą aborcji. Czy szef Solidarnej Polski i zarazem minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro steruje ręcznie postępowaniami dotyczącymi przerwania ciąży?

Nie wiem tego. Ale w sprawie Justyny Wydrzyńskiej widzimy, że prowadząca proces sędzia, z powołania Ziobry, ewidentnie nie jest nam przychylna. Wszystkie kwestie dotyczące postępowania, które pojawiają się w jego toku, są rozstrzygane na naszą niekorzyść. Np. sędzia zgodziła się dołączyć do procesu Ordo Iuris jako organizację społeczną, chociaż prokurator stwierdził, że jemu jest wszystko jedno. Jeśli pani Justyna zostanie skazana, jakie to będzie miało znaczenia dla praw kobiet i dostępu do aborcji poza systemem?

Zazwyczaj takie skazania na świecie przyspieszały liberalizację prawa aborcyjnego. Bardzo chciałabym, by w Polsce też nie poszło to na marne. Z drugiej jednak strony na pewno należy podkreślić, że wszelkie tego typu procesy i oskarżenia, a już wyrok skazujący na pewno, powodują, że osoby, które potrzebują aborcji, boją się zapytać o pomoc. Dlatego mówiąc o sprawie Justyny, podkreślamy zawsze, że osoba potrzebująca aborcji nie jest w Polsce karana. Broniarczyk: Jedyne słuszne referendum aborcyjne odbywa się w łazience nad pozytywnym wynikiem testu ciążowego Zapisz na później

Stawka tego procesu jest bardzo duża. Jeśli Justyna zostanie skazana za pomocnictwo w przerwaniu ciąży, to będziemy mieć zabetonowane na długo, że danie komuś tabletek z ręki do ręki jest rzeczywiście pomocnictwem. I trudno będzie to zmienić w przyszłości, by luźniej interpretować art. 152 kk.

Wyrok byłby łatką dla tabletek aborcyjnych, że są nielegalne i niebezpieczne. Naszym zdaniem takie przekazanie tabletek to ciągle danie komuś instrumentu, a nie przeprowadzenie aborcji. Decyzja, czy ta osoby weźmie tabletki, należy do tej osoby w ciąży. Równie dobrze może je włożyć do szuflady. Według Ministerstwa Zdrowia w 2021 r. przeprowadzono 107 legalnych aborcji. Dziesięć razy mniej niż przed wejściem w życie wyroku TK. Co pani o tym sądzi? I ile aborcji w Polsce wykonuje się naprawdę?

My jako Aborcja bez Granic pomogłyśmy w aborcji 34 tys. kobiet w 2021 r. Szacujemy, że obsługujemy jedną trzecią potrzeb, co znaczy, że w Polsce aborcję ma co roku ok. 100-120 tys. osób. Biorąc pod uwagę liczbę kobiet w wieku reprodukcyjnym oraz jak w podobnej wielkości krajach wygląda zapotrzebowanie na aborcję, można mówić o takich liczbach.

Większość kobiet kupuje tabletki od handlarzy, często narażając się na oszustwa, albo wyjeżdża na własną rękę do Słowacji, Czech, Niemiec. Ta jedna trzecia, która miała aborcję z nami, to osoby, które zdecydowały się poprosić o wsparcie. Większość jednak robi to na własną rękę, również z obawy przed stygmatyzacją.

Co roku te statystyki rządowe były żenująco niskie, rząd robił bardzo dużo, by o aborcji wiedzieć jak najmniej. Te najnowsze dane o niemal niewykonywanych legalnych zabiegach to sygnał do społeczeństwa, że władza jest skuteczna. Można powiedzieć, że w Polsce praktycznie nie ma aborcji.

Bardzo mnie to niepokoi, bo zapowiada, że państwo ma zamiar całkowicie zrzec się odpowiedzialności za wykonywanie aborcji i nie chce mieć z tym tematem nic wspólnego.

Podejrzewam, że tych zabiegów w szpitalach było znacznie więcej, tylko lekarze klasyfikowali je jako poronienia czy zabieg czyszczenia macicy po zatrzymanej ciąży. Pominięcie tych danych powoduje, że szpital nie narazi się aktywistom antyaborcyjnym, z okien nie będzie widoku na furgonetki z krwawymi plakatami.

Wszystko to oznacza, że lekarze, nawet w sytuacjach, gdy mogliby powiedzieć, że działali w ramach prawa, wolą tego nie robić i swoje działania ukrywają. Z taką postawą środowiska medycznego nie uda się nam tak s