MJN na swoim fejku; WYJAŚNIAMY: Dlaczego łanowa, patodeweloperska zabudowa na przedmieściach to przepis na katastrofę?

Na zdjęciu podwarszawska gmina Lesznowola. Osiedle nazywa się „Zielona Polana” 😛 Gdy pokazujemy podobne przykłady, odzywają się głosy i pytania: ale co tu właściwie jest nie tak? Postaramy się odpowiedzieć w jednym długim wpisie.

Rozlewanie się miast na przedmieścia (ang. „Urban Sprawl”) to problem wielopoziomowy. Monofunkcyjne mieszkaniowe osiedla budowane w szczerym polu pozbawione są najczęściej dostępu do podstawowych usług - często nawet sklepów, nie mówiąc o przychodniach, szkołach, ośrodkach sportowych czy instytucjach związanych z kulturą. To powoduje, że mieszkańcy takich miejsc muszą po te usługi dojeżdżać - najczęściej do miasta. Potęgują się korki przez poranne wyjazdy oraz wieczorne powroty z pracy i szkół. Korki to koszt dla nas wszystkich - utrzymanie i rozbudowa dróg, zanieczyszczenie powietrza, zajmowanie przestrzeni w miastach (tam gdzie są usługi) przez samochody.

Przez oddalenie od ośrodka miejskiego rosną koszta związane z budową infrastruktury: nowe sieci przesyłowe - kanalizacja, drogi, światłowody, transport publiczny itp. musi najczęściej sfinansować samorząd. Ale pojawiają się też dodatkowe koszty indywidualne. Ludzie kupując tańsze nieruchomości na przedmieściach nie doliczają do swoich budżetów przyszłych wydatków na transport (patrz: galopujące ceny paliw) oraz nie wyceniają zwyczajnie swojego czasu. Dodatkowe dwie godziny na dojazdy dziennie w porównaniu do mieszkania w dzielnicy dobrze skomunikowanej to mniej czasu dla rodziny, na hobby etc. Z punktu widzenia centrum funkcjonalnego obszaru miejskiego - przez brak regulacji i zintegrowanych budżetów terytorialnych, tracą one wpływy do budżetu ze względu na przemeldowywanie się ludzi do gmin ościennych, ponosząc przy tym koszty utrzymywania instytucji i infrastruktury, z których Ci ludzie w dalszym ciągu korzystają.

O aspektach estetycznych takich osiedli wspominać chyba nie trzeba. To zresztą kwestia gustu. Powiedzmy zatem o ich aspektach ekologicznych. O generowaniu presji na dojazdy autami do usług była juz mowa. Brak zieleni to kolejny problem, który odbija się na jakości życia w takich miejscach. Osiedla takie będą się nagrzewać w upał i będą zalewane w trakcie nawałnic. A te zjawiska będą się zdarzać coraz częściej.

Wreszcie aspekt społeczny. Takie osiedla pozbawione usług i miejsc centralnych jak place czy skwery są miejscami, które nie sprzyjają budowaniu wspólnot sąsiedzkich. Oddzielny problem to konieczność dojazdów do szkół i powrotów dla mieszkańców np. w wieku licealnym, którzy mają ograniczone możliwości kontaktów pozaszkolnych z rówieśnikami. Dodatkowo, napływ ludzi na przedmieścia, których charakter do niedawna był agrarny, potęguje wzrost podziałów na tych terenach na “starych” i “nowych” mieszkańców. Powstają napięcia na płaszczyźnie lokalnych społeczności. Pracę doktorską na ten temat obroniła ostatnio członkini MJN Justyna Kościńska.

Podsumowując: #patodeweloperka to pełzająca katastrofa, na której w krótszej perspektywie ktoś bardzo dużo zarabia i która w krótkiej perspektywie zapewnia mieszkania o obniżonej cenie. Ale ukryte koszta całej operacji w dłuższej perspektywie będziemy ponosić wszyscy jako społeczeństwo. Już je ponosimy - do Warszawy już kilka lat temu wjeżdżało dziennie pół miliona aut spoza jej granic, a przez takie osiedla ta liczba stale rośnie.

A na koniec to wszystko w skrócie: Gdybyście zbudowali takie miasto w SimCity to przegralibyscie nawet na kodach 🙂