Konflikt trawi północ Etiopii i jej zbuntowany region Tigraj, wikła dodatkowo sąsiednie Erytreę, Somalię i oba państwa sudańskie. Latem Fundusz Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci, UNICEF, ostrzegł, że ponad 100 tys. najmłodszych w Tigraju grozi śmierć z niedożywienia. Według ONZ klęską głodu zagrożony może być blisko milion osób. 2 mln opuściło domy, a 5 mln osób potrzebuje pomocy humanitarnej.

  • WFA OP
    link
    2
    edit-2
    3 years ago

    Konflikt trawi północ Etiopii i jej zbuntowany region Tigraj, wikła dodatkowo sąsiednie Erytreę, Somalię i oba państwa sudańskie. Latem Fundusz Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci, UNICEF, ostrzegł, że ponad 100 tys. najmłodszych w Tigraju grozi śmierć z niedożywienia. Według ONZ klęską głodu zagrożony może być blisko milion osób. 2 mln opuściło domy, a 5 mln osób potrzebuje pomocy humanitarnej. Za pokój w Etiopii modli się papież Franciszek i z okazji miejscowego nowego roku, który zaczął się 11 września, złożył życzenia braterstwa i solidarności. Każde wstawiennictwo się przyda, bo nie zanosi się, by Etiopczycy w swoim 2014 r. zerwali z brutalnością.

    Działacze międzynarodowych organizacji niosących pomoc ofiarom konfliktów nie są wpuszczani do Tigraju, sytuację próbują więc rozpoznać zdalnie, przez telefon lub internet, choć nie zawsze da się uzyskać połączenie. Docierają też do uchodźców zbiegłych do Sudanu. Amnesty International alarmuje, że strony, zwłaszcza te walczące z Tigrajczykami, a więc żołnierze etiopscy, siły erytrejskie oraz milicje z regionu Amhara, od pierwszego dnia walk, w poczuciu absolutnej bezkarności i ewidentnie w ramach odgórnie przyjętej strategii, starają się, oprócz zabijania uzbrojonych przeciwników, krzywdzić także cywilów i celują w całe grupy etniczne.

    Biją, zastraszają, grabią, poniżają, dopuszczają się czynów noszących znamiona zbrodni wojennych i przeciwko ludzkości. Szokująca jest zwłaszcza skala przemocy seksualnej. Pojmane kobiety były przetrzymywane i wielokrotnie gwałcone, także na oczach swoich dzieci. Amnesty apeluje, by sprawców pociągnąć do odpowiedzialności, a jako pierwszego wzywa do opamiętania Abiya Ahmeda Alego, premiera Etiopii, laureata Pokojowej Nagrody Nobla z 2019 r., który apeluje do wszystkich patriotów zdolnych do noszenia broni, by za nią chwytali i rwali się do walki.

    Lista krzywd

    Abiy najechał Tigraj w listopadzie ub.r., obiecał przywrócenie porządku po góra kilkutygodniowej operacji specjalnej. Bojownicy z Tigrajskiego Ludowego Frontu Wyzwolenia, TPLF, faktycznie najpierw się wycofywali, ale później zeszli ze wzgórz, przystąpili do kontrofensywy, odbili swoje główne miasto Mekelie i dziś wojna obejmuje także sąsiednie regiony Afar i Amhara. Tu Tigrajczycy mieli się na początku września dopuścić mordu na 120 cywilach, co TPLF dementuje.

    Do wojny strony dopinguje długa lista pretensji biegnących wzdłuż meandrów podziałów etnicznych, kiepsko sprawdzający się federalizm, chęć wyrównania rachunków krzywd, a także ochota do przerysowania granic i nowego rozdania.

    Coś o wybitnym skomplikowaniu sytuacji mówi rola Tigrajczyków. Stanowią 6 proc. z ponad 100 mln mieszkańców Etiopii, ale to właśnie ich TPLF dominował w wielopartyjnej koalicji EPRDF, Etiopskim Ludowo-Rewolucyjnym Froncie Demokratycznym, który autorytarnie rządził Etiopią od 1991 do 2018 r. Z TPLF sprzymierzony był EPLF, Ludowy Front Wyzwolenia Erytrei, oba ugrupowania wspólnie obaliły wojskową juntę Derg, pozostającą u władzy między 1974 a 1991 r. Jednak drogi TPLF i EPLF rozeszły się na tyle, że Erytrea, dawniej region Etiopii, wybiła się na niepodległość, a oba państwa stoczyły na przełomie wieków wojnę, w której zginęło co najmniej 80 tys. osób.

    Niechętnie do Tigrajczyków odnoszą się także Amharowie (27 proc. etiopskiego społeczeństwa), mający żal o zaanektowanie, w wyniku reform administracyjnych z 1991 r., części regionu Amhara i włączenia ich do Tigraju. Z porządków zaprowadzonych przez Tigrajczyków niezadowolona była również najliczniejsza nacja – Oromo (35 proc.), choć jej reprezentacja też działała w ramach EPRDF. Jednak do czasu – wieloletnie protesty w regionach Oromia i Amhara sprawiły, że w 2018 r. TPLF oddał władzę, a w wyniku tego procesu premierem został Abiy. Jednak od sierpnia Armia Wyzwolenia Oromo zawiązała sojusz z Tigrajem i walczy z rządem w Addis Abebie o niezależność Oromii.

    W tym poplątaniu sypią się prognozy, że wojna z tak zarysowanymi frontami doprowadzi do rozpadu Etiopii. To nic nowego. W atmosferze perspektywy niechybnego rozprucia terytorium wychowywały się poprzednie pokolenia, liczono się z tym, że wieloetniczne państwo doświadczające przewrotów, wojen domowych i skutków regularnie powracających tragicznych katastrof naturalnych, może stać się Jugosławią Afryki i najludniejszym rozpadającym państwem od czasów ZSRR. Ślad tego fatalizmu uchwycił niemiecki reżyser Daniel Kötter, autor dokumentu „W dolinie Addis Abeby”. Köttera fascynuje, że w niedalekiej przyszłości – tyle że w skali geologicznej – kontynent pęknie. Rozłazi się dochodzący niemal do przedmieść stołecznej Addis Abeby system Wielkiego Rowu Afrykańskiego, jego etiopski odcinek rozsuwa się w tempie kilku milimetrów rocznie.

    Z podobnym fatum zmagają się bohaterowie obserwowani przez Köttera, pochodzący z różnych grup etnicznych mieszkańcy czterech stołecznych dzielnic. Deweloper uzasadnia sens agresywnego kapitalizmu. Ubodzy mówią o swoim wstydzie. Żalą się rolnicy, których pola bez sprawiedliwej rekompensaty zagarniane są przez żarłoczne miasto. Bloków budowanych na odebranej ziemi pilnuje były student, uczestnik protestów politycznych, poraniony przez funkcjonariuszy do tego stopnia, że zostaje mu tylko stróżowanie. Kötter zagląda do prywatnych domów, a na ścianie jednego z nich – obok Jezusa i Maryi, Etiopia jest w przewadze chrześcijańska – wisi portret obecnego premiera.

    Krwawy król

    Nobla dostał w wieku 43 lat, po półtora roku sprawowania rządów, głównie za dogadanie się z Erytreą (która też walczy z Tigrajczykami). Od wielu miesięcy uparcie wraca pytanie, jak Norweski Instytut Noblowski mógł się tak pomylić, dlaczego w tak dobrze zapowiadającym się polityku nie dostrzeżono materiału na przywódcę gotowego przelewać krew w hurtowych ilościach. Za kulisy pomaga zajrzeć m.in. Berhane Kidanemariam, Tigrajczyk, były etiopski dyplomata, kiedyś szef państwowej telewizji i długoletni bliski znajomy premiera, który swój punkt widzenia przedstawił telewizji CNN.

    Jak wielu Etiopczyków miał nadzieję, że Abiy doprowadzi do pojednania i prawdziwie demokratycznej zmiany. Początek był świetny, zaczęło się od wypuszczenia tysięcy więźniów politycznych, z prasy zdjęto chomąto cenzury, do kraju wrócili dawni dysydenci, do rządu weszły kobiety, otwarto gospodarkę na zewnętrzny kapitał, no i ułożono się z Erytreą. Nie dostrzeżono, mówił CNN Kidanemariam, że kostium nastawionego na pokój wizjonera założył ktoś, kto jeszcze niedawno dał się poznać jak żądny władzy, sławy i majątku oficer wywiadu. Wraca opowiadana przez premiera – zupełnie na serio – przepowiednia jego matki, która synowi wywróżyła, że kiedyś stanie się kolejnym królem Etiopii. Przeciwnicy wytykają mu, że zbytnio polega na wskazówkach od swoich duchowych przewodników, zielonoświątkowych pastorów.

    Odbierając Nobla, Abiy mówił w Sztokholmie, że „wojna jest uosobieniem piekła”, sam go doświadczył. Będąc na froncie walk z Erytreą, opuścił nadgraniczną pozycję, by poprawić nadajnik radiostacji, a gdy po chwili wrócił na stanowisko, zastał swój oddział wybity ogniem artyleryjskim. Znając cenę wojny, postanowił jedną zakończyć. Tyle że już wtedy pojawiły się symptomy, że nagrodę przyznaną na zachętę wręczono stanowczo za wcześnie. Zwracano uwagę, że z tzw. dywidendy pokoju nie skorzystali żyjący w zamordyzmie Erytrejczycy, no i granica między oboma państwami nie została solidnie wytyczona, otwarto ją tylko na chwilę, by rodziny rozdzielone przez 20 lat mogły się uściskać, po czym znów zamknięto ją na głucho.

    Jednocześnie w Etiopii Abiy miał do czynienia z narastającą opozycją. Tamtej jesieni, w szczycie globalnej „abiymanii”, buczano podczas jego publicznych wystąpień. W antyrządowych protestach – wybuchły, gdy jeden z przywódców Oromo ogłosił, że służby państwowe próbowały go zgładzić – zginęło 78 osób, ponad 400 zostało aresztowanych.

    Po Noblu reformatorski zapał premiera opadł. Zmienił retorykę na wojenną, w tym tonie ustawił spór z Egiptem i Sudanem o odziedziczoną po poprzedniej władzy Tamę Wielkiego Odrodzenia, budowaną na Nilu. Tworzony przez nią zbiornik jest napełniany bez porozumienia z państwami w dolnym biegu, zależnymi od ilości wody niesionej przez Nil. Zapora to potencjalnie zarzewie kolejnej wojny, zresztą i tu etiopski rząd się nie cofa, zapewniając, że tamę zaprojektowano tak, by była odporna na atak z powietrza.

    Abiy zabrał się też do konsolidacji władzy, co w regionach uznano za zamach na niezależność wynikającą z federalnego układu. Tigraj we wrześniu zeszłego roku przeprowadził odsuwane w związku z pandemią wybory i wyłonił lokalne władze, co stało się bezpośrednią przyczyną „operacji specjalnej”, a w konsekwencji wojny. W czerwcu tego roku rozpisano wybory ogólnokrajowe, ale wykluczono z nich wielu wyborców, w tym cały Tigraj, partia premiera wygrała w cuglach. Nie miała trudno, bo głosowanie zbojkotowała opozycja, dając znać, że nie ma żadnych szans na jakiekolwiek demokratyczne otwarcie.

    • WFA OP
      link
      2
      edit-2
      3 years ago

      Niepokojowi nobliści

      Abiy Ahmed Ali nie jest pierwszym wątpliwym laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Fundator chciał wyróżnieniem fetować pracujących na rzecz braterstwa między narodami, więc kontrowersje wzbudziło już uhonorowanie prezydenta USA Theodore’a Roosevelta (1906 r., to była dopiero szósta edycja nagrody) za negocjacje pokojowe między Rosją a Japonią, tyle że chwilę wcześniej i za prezydentury Roosevelta Ameryka interweniowała zbrojnie na Filipinach i w Panamie. Podobnie z perspektywy czasu wyglądają laury dla prezydenta Baracka Obamy (2009 r.), nagrodzonego za działania na rzecz rozbrojenia.

      Z drogi wyznaczonej przez Alfreda Nobla zeszli premier Izraela Menachem Begin (1978 r.) – współautor pierwszego porozumienia izraelsko-palestyńskiego, a także późniejszej inwazji na Liban – a ostatnio Aung San Suu Kyi, liderka opozycji w Mjanmie, dawnej Birmie. Uhonorowano ją w 1991 r. za stanie się wybitnym przykładem potęgi bezsilnych, latarnią morską praw człowieka, która dziesięciolecia spędziła w areszcie domowym. Jej ugrupowanie doszło do władzy w 2015 r., ale przywódczyni nie zrobiła wiele, by ograniczyć zbrodnie towarzyszące wypędzeniu setek tysięcy muzułmańskich Rohingjów w 2017 r., znajdowała za to uzasadnienia dla szerzącego się wtedy bestialstwa. Dziś Aung San Suu Kyi znów przebywa w areszcie domowym i cieszy się znacznie mniejszą sympatią świata.

      Przy okazji dramatu Rohingjów Norweski Instytut Noblowski odpowiedział na liczne apele pozbawienia nagrody Aung San Suu Kyi. Podkreślił, że ani testament Nobla, ani regulamin jego fundacji nie przewidują drogi odebrania wyróżnienia. Dotyczy to także Abiyego Ahmeda Alego. Pozostaje więc wybierać laureatów ostrożniej i nie wyróżniać na zachętę, by Nobel nie kojarzył się nagradzanym politykom z carte blanche, przyzwoleniem bądź pełnomocnictwem do dowolnego wyboru instrumentów rządzenia.

  • crusom
    link
    23 years ago

    W końcu ktoś w polskich mediach o tym napisał, w końcu.

    Btw fajnie, że jesteście na Szmerze :)

    • WFA OP
      link
      23 years ago

      też się cieszymy, chociaż akurat ten temat jest bardzo smutny i zaniedbany.