— Mój mąż nie mógł oddychać, nie mógł mówić, ale lider nie pozwolił mu zdjąć maseczki. Kazał mu iść długi odcinek do ratownika medycznego. Idąc tam, Darek zataczał się, przewracał, szedł w pozycji embrionalnej i umierał. U ratownika stracił przytomność. Zmarł, bo pracował ponad siły — mówiła jego żona Beata Dziamska podczas czwartkowej konferencji pod poznańską prokuraturą. Wdowa domaga się wznowienia śledztwa, które właśnie zostało umorzone.