cross-postowane z: https://szmer.info/post/15414

Pamiętam go sprzed lat, kiedy soczysty liść naprędce łagodził wszelkie podwórkowe katastrofy: zdarte kolana, stłuczenia, bąble od pokrzyw, ukąszenie osy. Aloes leczył mi rany jak kiedyś żołnierzom Aleksandra Wielkiego

Profesor Zygmunt Bauman mawiał, że ma wspaniałego ogrodnika, który nazywa się Karol Darwin i przychodzi nocą. Ja w swoim ogrodzie trochę Darwinowi mieszam za dnia: przycinam, podlewam, pielę… (kłamię, do chwastów to Basia ma anielską cierpliwość). Ratuję czasem to, co natura chciałaby zabrać. A najbardziej lubię patrzeć, cieszyć się ogrodem. Bo przecież „stamtąd przyszliśmy". Trochę tej radości, ja, dziennikarz i ogrodnik amator, chciałbym co tydzień przekazać innym.

Wybraliśmy się w ostatni weekend do znanego wielkiego sklepu meblowego po jakieś domowe szpargały. Nie jest to miejsce pierwszego wyboru - raczej ostatniego - dokąd kierowałbym kroki w poszukiwaniu nowych pokojowych roślin. Wśród różnych plastikowych imitacji są tam jednak także żywe kwiatki doniczkowe. Nie po to tam poszliśmy, ale - co było robić - same weszły nam w drogę.

CZYTAJ TAKŻE: Czuły ogrodnik. Intymne życie Nigelli, czarnuszki o rozpuszczonych włosach

Stały tam wśród obojętnie mijających je ludzi, ustawione równo w rzędach, piętrowo jak rzymscy legioniści. Setki jednakowych, równego wzrostu, w jednakowych doniczkach, jakby sklonowane. Nawet przebieranie w nich, szukanie “lepszego” nie miało zbytniego sensu, totalna normalizacja. Jednakowo sucho miały w doniczkach, ale tej roślinie to akurat - przynajmniej przez jakiś czas - nie szkodzi. O czym mówię? O aloesie, Aloe vera, takiej wersji doniczkowej, parapetowej.

Zalety tej rośliny są wszystkim znane, przekonują o nich choćby producenci wszelkich kosmetyków czy suplementów. Ja pamiętam sprzed lat - bo dawno temu była to roślina przecież bardzo popularna, z tych szkolnych, bardzo wytrzymałych - jak oderwany soczysty liść łagodził wszelkie fizyczne boleści wieku dziecięcego, zdarte kolana, stłuczenia, bąble od pokrzyw.

Skąd ta wiedza o właściwościach aloesu już wtedy? Gdzieś zasłyszana? Bo przecież nie mogłem wiedzieć jako brzdąc, że już 6 tys. lat temu w starożytnym Egipcie aloes był z tego znany.

Że Hipokrates uważał roślinę za jedną z ważniejszych w leczeniu i odkrył, że sprzyja gojeniu ran. Że Aleksander Macedoński widocznie korzystał z tej wiedzy, bo zabierał roślinę na wyprawy wojenne, aby sokiem leczyć rany wojowników.

Że podobno Krzysztof Kolumb w tym samym celu zabrał zbawienne liście na swoje statki i wraz z nim roślina zawędrowała do Ameryki, gdzie szybko zyskała uznanie wśród tubylców.

Że Juliusz Słowacki pisał: “Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą/ I biedne serce moje spalą w aloesie” (to już była lektura chyba licealna).

Że w Starym Testamencie czytamy wers: “(…) jak aloes, który Pan sadził”. A w Ewangelii św. Jana: “Przybył również i Nikodem, ten, który po raz pierwszy przyszedł do Jezusa w nocy, i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu”.

Tego wszystkiego wiedzieć nie mogłem, ale jednak skądś wiedziałem, że niepozorna, kolczasta roślina przyniesie ulgę w dziecięcych katastrofach. Pewnie to jakiś podwórkowy atawizm, połączony z łatwym dostępem do aloesu na parapetach czy klatkach schodowych.

Takie wspomnienia przywołał i ten mały egzemplarz wyjęty z karnego szeregu jemu podobnych w wielkim sklepie. Teraz będzie rósł samotnie gdzieś w domu, pewnie też trochę niezauważony, bo nie wymaga przecież wielkich starań. Podlewać trzeba go dość rzadko i oszczędnie. Nic się nie stanie, jak ziemia w doniczce na chwilę przeschnie. Lepiej tak niż nadmiar wody, bo wtedy może gnić. Aloes ma zapasy wody w mięsistych liściach, pochodzi przecież z pustyni. Z tego względu lubi też dużo światła, słońce i latem warto wystawić doniczkę na zewnątrz (choć ekstremalnie, na patelni lepiej go nie trzymać). I tyle zajmowania się aloesem. A co z jego zdrowotnymi właściwościami? Ja z pewnością przypomnę sobie przy okazji - jak tylko roślina podrośnie i jak będzie taka potrzeba - kojący dotyk aloesowego miąższu. A co do reszty, posłużę się znaną wszystkim formułką: przed użyciem zapoznaj się…, skonsultuj się… etc.

Na koniec muszę się jeszcze do czegoś przyznać. Tego samego dnia, kiedy kupiliśmy aloes, na klatce schodowej pewnej starej kamienicy odkryliśmy pokaźny krzaczek geranium, czyli… anginki. Uszczknęliśmy z niego, oczywiście ukradkiem (piękne, stosowne do sytuacji słowo), malutką gałązkę. A w ślad za rabusiami unosiła się nad schodami niesamowita, cytrynowa woń. To kolejna roślina lecznicza “z myszką”. Ale o niej może innym razem, jeśli tylko sadzonka wypuści korzenie.

Czytelniczki i czytelnicy! Czekamy również na wasze opowieści. O ulubionych roślinach, o ogrodowych przygodach. Pamiętajcie, że ogród to nie tylko działka z płotem i altanką. To też wasz zielony mikrokosmos na balkonie lub w doniczce. Piszcie: dariusz.baranski@agora.pl