cross-postowane z: https://szmer.info/post/15400

Ministerstwo edukacji ogłosiło “ogromny sukces” pilotażowego programu “Poznaj Polskę”, dlatego w tym roku na wycieczki szkolne pójdzie jeszcze więcej pieniędzy, bo “rekordowe 100 mln zł”. Nauczyciele nie wyrywają się do uczestnictwa. - Potworna biurokracja - mówią. W dodatku ministerstwo stworzyło listę “obowiązkowych punktów edukacyjnych”, które trzeba zaliczyć podczas wycieczki.

Program pilotażowy “Poznaj Polskę” w 2021 r. odnotował olbrzymi sukces - poinformowało Ministerstwo Edukacji i Nauki. Projekt (lub jak nazywa go ministerstwo – “przedsięwzięcie”) jest częścią “Polskiego ładu”. W pilotażowej edycji odbyło się prawie 5 tys. wycieczek, w których wzięło udział ponad 215 tys. uczniów. Jak podsumowało MEiN, uczniowie najchętniej wybierali się do Warszawy, by zwiedzić głównie Centrum Nauki Kopernik, Muzeum Powstania Warszawskiego i Zamek Królewski. - Widzieliśmy w tych miejscach tłumy dzieci i młodzieży - zachwalał minister edukacji Przemysław Czarnek na specjalnie zwołanej na ten temat konferencji. Program pilotażowy kosztował 50 mln zł. I nie wszyscy się załapali. “Rekordowe 100 mln zł” na wycieczki. Najlepiej patriotyczne

Dlatego Ministerstwo Edukacji i Nauki postanowiło kontynuować program i tym razem podwoić kwotę na wycieczki szkolne do “rekordowych 100 mln zł”. Pieniądze będą wypłacone dwóch pulach, po 50 mln zł.

Pozwolą każdej szkole pokryć maksymalnie 80 proc. kosztów całej wycieczki (do 15 tys. zł). Nabór wniosków o dofinansowanie do wyjazdów ruszy 1 marca.

Ministerstwo stawia warunki, np. w jednodniowej wycieczce trzeba zawrzeć “co najmniej dwa punkty edukacyjne”. Lista obowiązkowych “punktów edukacyjnych”, jak powiedział minister Czarnek, “cały czas jest uzupełniana”. - Jest ich mnóstwo - podkreślił.

W tej chwili znajduje się na niej mnóstwo kościołów, bazylik, muzeów, skansenów i miejsc pamięci. Są na niej m.in. Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie, Muzeum Diecezjalne w Siedlcach czy Sanktuarium Błogosławionych Męczenników Podlaskich w Pratulinie. Do Krakowa uczniowie mogą pojechać np. po to, by zwiedzić teren byłego obozu koncentracyjnego KL Plaszow. Na liście znalazło się też Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Wykaz podzielony jest cztery na obszary: “największe osiągnięcia polskiej nauki”, “śladami kardynała Stefana Wyszyńskiego”, “śladami Polskiego Państwa Podziemnego” oraz “kultura i dziedzictwo narodowe”. Pełną listę “punktów edukacyjnych” można zobaczyć TU.

Podczas poprzedniej edycji “Poznaj Polskę” minister Czarnek nie krył, że chodzi o miejsca, które pogłębiają “wychowanie patriotyczne”. Na liście koniecznych do odwiedzenia miejsc znalazły się kuriozalne błędy, które opisywaliśmy w “Wyborczej”. Był tam m.in. nieistniejący Dom Heweliusza w Gdańsku, czy “okręt wojenny”, który w rzeczywistości jest żaglowcem “Dar Pomorza”. Wawel przeniesiono do woj. mazowieckiego, a kopalnię złota z miejscowości Złoty Stok do Wrocławia. Na liście zabrakło wielu popularnych miejsc, do których nauczyciele chętnie zabierają dzieci na wycieczki, jak np. Muzeum Bursztynu.

Pomysł nie jest najgorszy, ale jego wykonanie było fatalne. Co akurat nie jest zaskoczeniem, gdy mamy do czynienia z tym ministerstwem – mówi Dorota Łoboda, radna Warszawy i jedna z liderek ruchu Rodzice Przeciw Reformie Edukacji. – Program zorganizowano w pośpiechu, co skutkowało licznymi błędami, jak np. wysyłanie dzieci do instytucji, które nie istnieją. Miejsca proponowane przez MEiN były „po linii władzy". Owszem, na liście można było znaleźć takie niezwiązane z Janem Pawłem II czy “żołnierzami wyklętymi”, ale nie było to proste - dodaje.

Nauczyciele: “Poznaj Polskę” to straszna papierologia

Obowiązkowe “punkty edukacyjne” to jednak nie koniec wymagań. Na wycieczkę musi jechać minimum 10 uczniów, a koszty pokrycia wyżywienia czy zakwaterowania jednego z nich nie mogą przekroczyć 150 zł na dobę. Szkoły będą mogły złożyć ograniczoną liczbę wniosków (od dwóch do sześciu, w zależności od liczby uczniów).

Nauczyciele wolą jednak nie wychodzić przed szereg i nie wyrywają się do zgłaszania się na wycieczki. Procedura składania wniosków to trzyczęściowa drabina, która wygląda następująco: nauczyciel zgłasza dyrektorowi chęć wyjazdu na wycieczkę, dyrektor składa stosowny wniosek do organu prowadzącego i dopiero organ wnioskuje do Ministerstwa Edukacji i Nauki o dotację.

Szef resortu edukacji Przemysław Czarnek często powtarza, że zamierza „odbiurokratyzować szkołę". Jednak w ocenie nauczycieli program „Poznaj Polskę" kompletnie temu założeniu zaprzecza i tylko pakuje ich w jeszcze bardziej spiętrzone sterty papierów. – Program okazał się „konkursem", którego można nie wygrać, więc nawet nie warto podejmować próby. To zbyt czasochłonne, to także zbyt duża odpowiedzialność za każdą złotówkę, z której dyrektorzy są pieczołowicie rozliczani – mówi Joanna Szydziak, nauczycielka historii z jednej z podstawówek pod Warszawą. Szkoła, w której uczy, rezygnuje z udziału w programie. Nie będzie składać wniosków. – To zbyt dużo „papierologii", którą i tak już jesteśmy dość zawaleni – wyjaśnia.

Minister edukacji odniósł się do skomplikowanej, według nauczycieli, procedury składania wniosków. Jego zdaniem jest ona “bardzo prosta”. - Nie odpowiadamy za sposób organizowania wniosków w samorządach - powiedział.

Nauczycielka zwraca uwagę na jeszcze inny aspekt: obostrzenia pandemiczne. – Z jednej strony tworzymy w klasach „bańki edukacyjne", wysyłamy się na kwarantanny, a z drugiej – wysyłamy dzieci na wycieczki szkolne do zamkniętych pomieszczeń. Program jest więc niespójny ze wszystkimi staraniami, żeby ograniczyć zakażenia.

Dyrektorzy wolą uniknąć oskarżeń, że to oni przyczyniają się do wzrostu zakażeń, dlatego unikali i unikają szkolnych wycieczek

– dodaje Joanna Szydziak.

Nauczyciele nie podzielają entuzjazmu ministerstwa co do “olbrzymiego sukcesu” programu. Ich zdaniem “Poznaj Polskę” okazał się raczej “olbrzymią lipą”. Na forach utyskują, że ministerstwo z łatwością znajduje pieniądze na wycieczki “nie wszędzie” i “nie dla każdego”, natomiast ich pensje nadal nie dorównują przeciętnemu wynagrodzeniu w kraju i wciąż stoją w miejscu. Dzieci z dużych miast “nie poznały Polski”

W ubiegłym roku nabór odbywał się w sposób, który wykluczył uczniów z dużych miast. – Zanim samorządy pozbierały wnioski ze wszystkich szkół i wysłały je do ministerstwa, zdążyły je już wyprzedzić mniejsze gminy, w których szkół jest mniej. Pieniądze się po prostu skończyły - podkreśla Dorota Łoboda.

Tym razem, jak zapowiada MEiN, środki mają zostać przyznane “proporcjonalnie do liczby uczniów w danym województwie”. - To zmiana, którą wprowadzamy, aby zwiększyć dostępność do wycieczek dla uczniów ze wszystkich województw. 15 mln zł, które początkowo przeznaczyliśmy, rozeszło się w kilka godzin.

Problemy były spowodowane niebywałym powodzeniem tego programu

podkreślał na konferencji minister Czarnek.

Wycieczki z “punktem religijnym”

Nie jestem przeciwny wsparciu MEiN dla wycieczek szkolnych. Sama idea jest dobra, choć według mnie powinno być więcej wycieczek krajoznawczych, a nie tylko do muzeów – mówi Dominik Kuc z kampanii Wolna Szkoła, pomysłodawca rankingu szkół przyjaznych LGBTQ+.

W czym więc tkwi problem? – Po pierwsze, w procedurze składania wniosków o dofinansowanie na taką wycieczkę. Przecież można byłoby skrócić ten proces i ograniczyć biurokrację. Wystarczyłoby, aby to szkoła złożyła taki wniosek – ocenia.

Jego zdaniem, skoro to do MEiN należy merytoryczna ocena zaproponowanej wycieczki, pomysły samorządów nieprzychylnych władzy będą z automatu odrzucane. – Bo przecież w tym kierunku zmierza Ministerstwo edukacji. Chodzi o to, by całkowicie kontrolować treści merytoryczne przekazywane uczniom, a samorządy obarczać jedynie kosztami. Nie wierzę więc, żeby dotacje otrzymały samorządy, które nie współpracują z partią. Będą traktowane wybiórczo –komentuje. – Poza tym w poprzedniej edycji programu odbywały się głównie wycieczki historyczne prezentujące jedną „słuszną" narrację historii. Przykład gminy Szczyrk pokazuje dodatkowo, że każda z tych wypraw zawierała choć jeden punkt związany z religią – dodaje.