Im mniejsze wydaje się prawdopodobieństwo wojny w Ukrainie, tym większa histeria wojenna w mediach i publicznym dyskursie. Dotyczy to zarówno Waszyngtonu, Moskwy, jak i Warszawy. Inaczej jest w Kijowie, który przecież od 2014 r. pozostaje w stanie wojny w Donbasie i znosi rosyjską okupację Krymu. Ale kto by się tam przejmował Ukraińcami, gdy geopolityczne gry o ich kraj dają tyle dobrego rządzącym w każdej z wymienionych stolic.

Pozostawmy na chwilę Waszyngton i Moskwę na boku [1]. Polski rząd po raz kolejny korzysta z okazji do odwrócenia uwagi od swoich porażek i skupienia elektoratu wokół narodowego sztandaru. Prowadzona przez PiS polityka strachu dostała od administracji prezydenta Bidena wsparcie, którego nigdy nie otrzymała od kochanego bezinteresowną miłością przez polską prawicę Donalda Trumpa.