cross-postowane z: https://szmer.info/post/184735

Niedawno informowałyśmy, że zarząd Fundacji bez konsultacji ze Związkiem zdarł wszystkie ogłoszenia zamieszczone na tablicy przy wejściu do biura (nie wiemy, co się z nimi stało, nie zostały nam nawet zwrócone). Następnie zostałyśmy poinformowane, że możemy je sobie powiesić w kuchni, zaś tablica przy wejściu to miejsce na komunikaty dla naszych klientek. Najwyraźniej nasze wątpliwości co do działań zarządu (ich zgodności z prawem pracy oraz feministycznymi wartościami) nie są przeznaczone dla oczu osób z zewnątrz. Ktoś mógłby pomyśleć, że na tablicy wisiały wcześniej jakieś istotne informacje, które usunęłyśmy, np. na temat możliwości uzyskania u nas pomocy. Nic bardziej mylnego. Od trzech lat wisiał tam jedynie plakat informujący, że… w 2019 roku Fundacja obchodziła 25-lecie.

Choć zgłaszałyśmy taką potrzebę i otrzymałyśmy od zarządu zgodę na umieszczenie w biurze tablicy związkowej, do dziś jej nie mamy (nawet w kuchni). Po tym, jak napisałyśmy na Facebooku o zdjęciu ogłoszeń przez zarząd, ten poinformował nas, że nie dostałyśmy zgody na umieszczenie ich w tym akurat miejscu i mamy nie wynosić informacji o tym, co uważamy za nadużycia, ponieważ jesteśmy zobowiązane do lojalności wobec pracodawcy. A żeby było zabawniej, do tych z nas, o których wiadomo, że zaangażowały się w działalność związkową, Zarząd całkowicie zmienił stosunek, nawet nie próbując ukryć, że nasze działania są odbierane jako niesubordynacja czy wręcz zdrada. Prezeska nas unika, a niektórym… przestała odpowiadać na przywitania. Jeśli już dostajemy odpowiedzi na wnioski i pisma, utrzymane są w lekceważącym, wrogim tonie. A można by pomyśleć, że w takim miejscu powszechna jest świadomość, iż “ciche dni” i lekceważenie jako kara za nieposłuszeństwo to forma przemocy psychicznej. No, ale brudy należy prać za swoimi drzwiami, prawda? Tymczasem przez utrzymującą się sytuację wiele z nas musiało skorzystać z prywatnej terapii (na której pokrycie ledwo z naszych pensji starcza), pomocy psychiatry, a dwie osoby przebywają obecnie na zwolnieniu lekarskim ze względu na fatalny stan zdrowia psychicznego, związany z powyższym.

Byłybyśmy tak lojalne jak tylko się da, bo szczerze wierzymy w misję Fundacji i głęboki sens naszej pracy. Ale pracodawca nie jest lojalny wobec nas. Maile od poszczególnych pracowniczek, również te pilne, z prośbą o odpowiedź, są przez zarząd notorycznie ignorowane. Podobnie jak wnioski Związku o udzielenie informacji, do których ten ma prawo - o udostępnienie regulaminu pracy oraz zasad określania podwyżek (które nie były z nami nijak konsultowane). W tej drugiej sprawie zignorowane zostało również nasze pisemne ponaglenie. Jak dotąd żadne decyzje nie były konsultowane ze Związkiem - m.in. te dotyczące zmiany organizacji pracy i wewnętrznych regulaminów.

Początkowo sądziłyśmy, że Zarząd, w komunikacji z nami, przyswoił sobie informację o 30 dniowym czasie na odpowiedź, bo dokładnie tyle zajęło mu odpisanie na nasze pierwsze zapytanie dotyczące Regulaminu Pracy (dowiedziałyśmy się, że takiego dokumentu nie ma). Był, owszem, stworzony 10 lat temu, ale jakoś nigdy się nie przyjął. Teraz już wiemy, że poniósł nas entuzjazm, bo na aktualne zapytania terminy na odpowiedzi dawno zostały przekroczone.

Jesteśmy też proszone o dostosowanie się do “standardów Fundacji”, które nie zostały nam przedstawione i których nie możemy się doprosić. Jak zasady komunikacji bezprzemocowej, których rzekomo nie przestrzegamy, o czym dowiedziałyśmy się tego samego dnia, w którym po raz pierwszy powiedziałyśmy na zebraniu o nadużyciach wobec nas i konieczności przeprowadzenia zmian. Zresztą takie zasady w Fundacji… po prostu nie istnieją, przynajmniej na piśmie. To tylko kolejny sposób na przerzucenie na nas odpowiedzialności za obecną sytuację.

źródło: post OZZ IP w Centrum Praw Kobiet z fb