O problemach społecznych, takich jak reprywatyzacja można pisać na różne sposoby, ale wybór języka ma polityczne konsekwencje, pisze na fb Kuba Grzegorczyk.

Np. proces zwrotów budynków w Warszawie możemy opisywać w kategoriach “afery”, “mafii”, “nadużyć” i “bezprawia”, albo zupełnie inaczej: “aspołecznej polityki mieszkaniowej”, “przywracania przedwojennych stosunków własnościowych” “demontażu wspólnego/komunalnego zasobu mieszkaniowego” “prywatyzacji dóbr wspólnych”. Gdy mówimy na ten drugi sposób, to nie znaczy że nie istnieją przypadki skrajnej przemocy czy bezprawia - istnieją, a jutrzejsza rocznica śmierci Joli Brzeskiej jest tego najstraszniejszym przykładem. Ale ta przemoc, bezprawie i nadużycia nie wynikają z tego, że oto istnieją w społeczeństwie złe, podłe i niemoralne jednostki zdolne do czynów najgorszych. Te czyny (i ich bezkarność) są raczej skutkiem, a nie przyczyną tego jak wyglądają stosunki własności, układ sił najemca-właściciel, tego pod czyje dyktando jest projektowana polityka mieszkaniowa itd.

Gdy punkt ciężkości kładziemy na “afery i bezprawie” to logiczną konsekwencją takiego języka jest przekonanie o tym, że za dany problem odpowiadają “źli ludzie”, którzy łamią prawo i wystarczy naprawić wadliwe wyroki i decyzje, uruchomić aparat karny państwa, opcjonalnie wymienić ekipę rządzącą żeby wszystko było dobrze. Jak skupiamy się na stosunkach własnościowych, polityce mieszkaniowej czy prywatyzacji zasobów wspólnych to, oczywiście, dużo trudniej wskazać takie proste rozwiązania. Zazwyczaj taki sposób rozmawiania wymusza patrzenie systemowe, szersze i ogólniejsze. Nie jest też tak atrakcyjny i porywający. Ale pozwala uniknąć działań pozorowanych: np. pokazowego wybrania sobie tylko kilkunastu postępowań reprywatyzacyjnych i zrobienia show nakierowanego na tropienie błędnych decyzji, jednostkowych omyłek, przypadków korupcji itp. itd.

Konserwatywna, populistyczna prawica idealnie czuje się w narracji o “aferach i bezprawiu” - pozwala jej to na przykład nie zajmować jasnego stanowiska w sporze o to, czy zasób mieszkaniowy powinien być publiczny czy prywatny (i czy nacjonalizacja po II WŚ była słuszna i konieczna czy też może była kolejną “zbrodnią” komunistów); pozawala jej także kompletnie niczego nie zmieniać jeśli chodzi o publiczne programy budownictwa mieszkaniowego; wreszcie, ma możliwość wykorzystać mit “szeryfa”, który - chociaż jest bezwzględny, to jednak sprawiedliwy - “wchodzi i robi porządek”. Jeśli warszawska reprywatyzacja to afera, to wystarczy w sumie “posadzić mafię” i wykazać błędy prawne w decyzjach o zwrocie/odszkodowaniu i skończy się gehenna lokatorów i lokatorek reprywatyzowanych kamienic. Nie jest wtedy potrzebny żaden ruch społeczny, który debatuje nad tym jak ma wyglądać polityka mieszkaniowa, formułuje postulaty, naciska na władze publiczne, szuka punktów wspólnych pomiędzy zróżnicowaną sytuacją prawną lokatorów z bardzo różnych budynków - wystarczy “szeryf”, który przyjdzie/weźmie władzę i wszystko naprawi za nas. Opcjonalnie, rolę szeryfa może przyjąć gazeta/stacja telewizyjna, albo działający samodzielnie sygnalista / społecznik czy ustawiająca się z zewnątrz partia polityczna oferująca swoje eksperckie rozwiązania - efekt jest podobny.

Problem w tym, że taki szeryf oczywiście nie sprawi, że problem zniknie: nieruchomości, a zwłaszcza te zlokalizowane w centrum stolicy, nadal będą pożądanym zasobem i potencjalną okazją do wzbogacenia się; publiczny zasób mieszkaniowy nadal będzie przeszkodą do windowania w górę zysków z czynszów i kredytów hipotecznych w sektorze prywatnym; ochrona lokatora (przed eksmisją, przed “pomieszczeniem tymczasowym”) nadal będzie “kosztem właściciela”. Słowem: presja na prywatyzację zasobu mieszkaniowego w Warszawie nie zniknie, tylko przyjmie nowe formy. Jedną mafię zastąpi inna, a za pierwszą aferą będą kolejne. Możemy wtedy albo liczyć na nowych szeryfów, albo zacząć inaczej rozmawiać o problemach mieszkaniowych i inaczej działać i się organizować.

Inny sposób mówienia o problemach mieszkaniowych jest możliwy. Możliwy jest również inny sposób organizowania oporu lokatorskiego wobec reprywatyzacji - taki, w którym punktem centralnym jest organizowanie ludzi bezpośrednio dotkniętych problemami mieszkaniowymi. Na dowód tego (…) daję link do filmu dokumentalnego Magdy Malinowskiej z 2010 roku, który dobrze pokazuje zupełnie inne podejście do problemu reprywatyzacji, niż to, które dominuje teraz.

10 lat po zabójstwie Joli w pierwszej kolejności mam nadzieję, że winni jej śmierci zostaną znalezieni i skazani. Ale w drugiej, mam nadzieję, że odżyje to drugie, inne spojrzenie na problemy mieszkaniowe: że to lokatorzy/lokatorki mogą i muszą “sami/e się zbawić”.