Kiedyś lubiłem pisać. Wyobraźcie sobie, że pisałem nawet bloga. Od paru lat jednak jakoś straciłem do tego zapał. Nie wiem, doszedłem po prostu do wniosku, że chyba nie mam tak naprawdę nic ważnego do powiedzenia.

Raz na jakiś czas jednak, w mojej głowie pojawia się jakiś tekst; tekst który żąda żeby go ktoś napisał i opublikował, tekst który grozi, że jeśli nie zostanie wypowiedziany na głos, to zamieni moje życie w piekło.

Tak też było z tym tekstem. Przez ostatnie 3 dni pisałem; płakałem i pisałem, rzygałem z nerwów i pisałem, niespałem i pisałem, łykałem środki uspokajające i pisałem. I w końcu napisałem. To było potwornie trudne, ale jedyną rzeczą jaką umiem sobie wyobrazić która byłaby trudniejsza niż to, byłoby go NIE napisać teraz. CW: przemoc, śmierć, queerofobia, samobójstwo, prześladowania, bycie osobą niehetero w tym kraju.


Jak długo można się tak potwornie bać?

Tylko dotąd. Ani chwili dłużej.


Wiesz jak to jest, kiedy przez tyle miesięcy żyjesz w tak potwornym lęku? Kiedy budzisz się w środku nocy z żołądkiem zawiązanym w supeł, z dłońmi zaciśniętymi w pieści tak mocno, że Twoje własne paznokcie wbijają Ci się w skórę zostawiając sińce? Kiedy zaczynasz dzień, zamiast od kawy i śniadania, od suchych torsji i plucia żółcią? Mam nadzieję że nie.

Choćbyś był najgorszym człowiekiem na świecie, mam nadzieję że nie. Mam nadzieję że Ty, drogi czytelniku, nie musisz się bać za każdym razem kiedy dzwoni telefon. Mam nadzieję, że nie musisz się zastanawiać, czy to właśnie dziś; czy to jest akurat ten dzień, kiedy dowiesz się że kolejna z najbliższych Ci osób stwierdziła że dłużej nie da rady, i nie wybrała krótkiej drogi od barierki w dół. Że chociaż Ty nie musisz się zastanawiać, czy osoba którą kochasz najbardziej na świecie, z którą chcesz spędzić resztę życia, którą poznałeś w momencie kiedy nie miałeś już nadziei na to coś, że ta osoba wracając z pracy spotka paru podpitych narwańcow, i zostanie pobita albo zamordowana bo ma zbyt pedalskie spodnie, albo za mało męski wyraz twarzy. Że kiedy twoje jedyne dziecko, z którym po tylu latach trudnej relacji i walki o wzajemne zrozumienie udało Ci się tak niedawno temu znowu zacząć rozmawiać, i które znowu Ci ufa, że Twój kochany syn albo córka pójdzie na imprezę, i nie wróci, bo ktoś komu nienawiść wypaliła mózg postanowi rozstrzelać wszystkich w knajpie. Mam nadzieję, że takie sprawy nie spędzają Ci snu z powiek. Serio, wystarczy aż nadto, że ja muszę z tym żyć.

Ale powiem Ci coś ciekawego na temat takiego wszechogarniającego lęku: Można być skrajnie przerażonym tylko do jakiegoś momentu. Bo kiedy dzieje się któraś z kolei niewyobrażalna rzecz, po prostu stwierdzasz, że zwyczajnie nie da się być przerażonym bardziej. Choć zdrowy rozsądek wyraźnie krzyczy, że masz wejść na kolejny poziom histerii, okazuje się… Że kolejnego poziomu już nie ma. Więc dla mnie, i z tego co widzę, dla wielu innych, ten moment właśnie nadszedł. Mam 30 lat, wiem że jestem gejem od szesnastu. W tym czasie umarłem więcej razy niż pamiętam. Umarłem dwa miesiące temu, kiedy Michał powiesił się na drzewie. Umarłem w zeszłym roku, kiedy dowiedziałem się że Milo nie żyje. I kiedy Wiktor skoczył pod pociąg. I kiedy zginął Kacper i Dominik, i ci wszyscy moi młodsi braciszkowie których nigdy nie spotkałem, wtedy też. Za każdym razem ja też kawałek umierałem. I kiedy Michałowi połamali szczękę tak że chodził dwa miesiące zadrutowany i żywił się przez słomkę, to chociaż go nie cierpię i mam mu wiele za złe, wtedy też umarłem. I kiedy Bartka skopali bo nie mógł uciekać, krzycząc do niego “powiedz że nie jesteś pedałem”, wtedy też. I kiedy mój rodzony młodszy brat przyszedł do domu obdarty i zapłakany, po tym jak się pobił z najlepszym przyjacielem w podstawówce, bo mu powiedział że wcale nie jest gejem, ale nawet gdyby był to nie ma w tym nic złego, wydaje mi się że wtedy nawet umarłem po raz pierwszy.

Wiesz jaka jest jeszcze jedna ciekawa rzecz, dotycząca granic ludzkiego strachu? Teraz już, mnie i takim ludziom jak ja, nie możecie nic zrobić. Kolejnym razem, kiedy będziemy świadkami albo ofiarami przemocy, nękania i zastraszania, nie będziemy się wahać. Nie będziemy się zastanawiać. Nie będziemy się bać. Nie możecie nam już zrobić NIC. Nie boimy się aresztowania, pobicia, straty pracy, nawet śmierci. Bo już nie ma w nas co umierać.

Uważacie że tęczowe flagi na pomnikach to prowokacja? To poczekajcie aż zaczniemy się organizować, zdobywać adresy naszych prześladowców i składać im całą grupą wizyty nad ranem. Poczekajcie, aż w odpowiedzi na policyjną przemoc zaczniemy całą grupą chodzić pod komisariaty. Poczekajcie, aż na demonstracjach, zamiast czekać aż nas pozamykacie, zaczniemy rzucać kamieniami i butelkami. Jest nas legion. Jesteśmy informatykami, budowlańcami, chemikami, studentami, rodzicami; jesteśmy wszędzie i umiemy wszystko. I nie mamy już nic do stracenia. Następnym razem, kiedy będziecie chcieli prześladować nasze siostry, naszych braci, tych bezbronnych członków naszej rodziny, to uwierzcie że nie będziemy cicho i biernie się przyglądać. Już dość śmierci musieliśmy opłakać. Jesteśmy ofiarami szczucia, pobić i nagonki tylko dlatego że chcemy mieć prawo do życia i możliwość swobodnego oddychania w miejscu gdzie się urodziliśmy; słyszymy że sami sobie jesteśmy winni, bo się za bardzo obnosimy. Nie my zaczęliśmy tę wojnę - ale czas przyznać głośno, że jesteśmy w stanie wojny. A ludzie którzy walczą w obronie swoich najbliższych, i ludzie którym nie pozostało już nic do stracenia, będą naprawdę trudnymi przeciwnikami.