• @Marcheva161OPM
    link
    13 years ago

    W Grecji policjanci atakują dziennikarzy, biją posłanki, wchodzą na uniwersytety. I nikt nie protestuje

    Październik 2020 r. Do gabinetu rektora Uniwersytetu Ekonomicznego i Biznesowego w Atenach wchodzi grupa zamaskowanych anarchistów. Zmuszają jego magnificencję do założenia afisza z hasłem „Solidarność ze squatami”, niszczą sprzęt w jego biurze. Ich akcja to „protest przeciwko rządowym inicjatywom mającym na celu wyeliminowanie politycznego aktywizmu z uniwersytetów”.

    Gdy prawicowa Nowa Demokracja wróciła do władzy w lipcu 2019 r., jedną z pierwszych decyzji premiera Kyriakosa Mitsotakisa było uchylenie „azylu uniwersyteckiego”, zgodnie z którym policja nie miała prawa wkraczać na uczelnie. Ten ruch wpisywał się w kampanijne obietnice Nowej Demokracji, której głównym zawołaniem było „przywrócenie porządku i bezpieczeństwa”.

    Mitsotakis wykorzystał akcję anarchistów do pójścia o krok dalej. Porównał upokarzające potraktowanie rektora przez napastników do działań nazistów podczas niemieckiej okupacji w czasie wojny. A następnie wyszedł z nową propozycją ustawy regulującej sytuację uniwersytetów, zgodnie z którą powstaną specjalne oddziały policyjne odpowiadające za utrzymanie porządku na kampusach.

    Choć społeczność akademicka potępiła wtargnięcie anarchistów do gabinetu rektora, to gremialnie sprzeciwiła się rządowej propozycji zmian w prawie. Zarówno studenci, jak i profesorowie widzą w nich zagrożenie dla fundamentalnych wolności – słowa i zgromadzeń.

    Tradycja protestów studenckich jest w greckiej wyobraźni politycznej nierozerwalnie związana z walką o demokrację.

    14 listopada 1973 r. grupa studentów Politechniki Ateńskiej zorganizowała nielegalny protest przeciwko rządzącej krajem juncie czarnych pułkowników. W odpowiedzi na ich aresztowanie parę tysięcy studentów rozpoczęło strajk okupacyjny na terenie uczelni. Przejęli uniwersytecką radiostację, przy użyciu której zaczęli nadawać wezwania do strajku generalnego i obalenia junty.

    Po trzech dniach doszło do wybuchu zamieszek na ulicach Aten. Reżim odpowiedział szturmem – bramę politechniki sforsował czołg. Według oficjalnych danych śmierć poniosły 24 osoby, ale zdaniem protestujących liczba ofiar była wielokrotnie wyższa.

    Bezpośrednią konsekwencją wydarzenia znanego pod nazwą powstania na Politechnice Ateńskiej było zaostrzenie kursu przez prawicową dyktaturę. Prezydent Jeorjos Papadopulos wprowadził 17 listopada stan wojenny, jednak już tydzień później został internowany przez radykalny odłam junty, według którego zbyt łagodne podejście doprowadziło do zamieszek. Do władzy doszedł generał Dimitrios Joanidis, dowódca akcji tłumienia powstania na Politechnice.

    Triumf zwolenników twardego kursu był jednak chwilowy. W lipcu 1974 r. Joanidis podjął nieudaną próbę zainstalowania reżimu marionetkowego na Cyprze – co doprowadziło do tureckiej inwazji na wyspę. W efekcie lider junty został odsunięty od władzy i aresztowany. W pierwszą rocznicę szturmu na Politechnikę Grecja przeprowadziła zaś demokratyczne wybory do parlamentu, które wygrała Nowa Demokracja.

    „Azyl uniwersytecki” wprowadził po dojściu do władzy w 1981 r. premier Andreas Papandreu, szef socjaldemokratycznego Panhelleńskiego Ruchu Socjalistycznego (PASOK), którego czołowi przedstawiciele należeli do liderów studenckich protestów z początku lat 70.

    17 listopada jest dniem świątecznym we wszystkich placówkach edukacyjnych w Grecji, a jego obchody co roku gromadzą na ulicach tysiące ludzi. Jednym z ich elementów jest marsz pod ambasadę Stanów Zjednoczonych na znak protestu przeciwko amerykańskiemu wsparciu dla rządów junty w latach 1967-74.

    Zarówno zwolennicy, jak i duża część przeciwników rządu zgadzają się, że życie uniwersyteckie w kraju wymaga reorganizacji. Uczelnie są niedofinansowane, budynki i wspólne przestrzenie często znajdują się w opłakanym stanie.

    Na greckich uniwersytetach studiuje 600 tys. osób. W przeliczeniu na liczbę mieszkańców to o 50 proc. więcej niż w Polsce. Kampusy są ważnym ośrodkiem życia politycznego – sama młodzieżówka rządzącej Nowej Demokracji ma ok. 70 tys. członków – to mniej więcej tyle, ile członków mają PiS i PO razem wzięte. Po drugiej stronie politycznej barykady istnieje wiele aktywnych organizacji anarchistycznych, komunistycznych i socjaldemokratycznych. Starcia obu stron bywają brutalne.

    Kampusy przyciągają jednak również dilerów i innych drobnych przestępców – prawo „azylowe” osłaniało ich tam przed policją, do tego kryzys finansowy sprzed dziesięciu lat sprawił, że uczelnie musiały zrezygnować z własnych sił porządkowych, więc kradzieże i akty wandalizmu są na porządku dziennym.

    To dlatego niektóre rozwiązania umieszczone w ustawie nie wzbudzają sporu – lepsze oświetlenie, zamknięcie przed niepożądanymi osobami z zewnątrz, wprowadzenie kart chipowych dla studentów i pracowników, monitoring.

    Krytycy nowej ustawy twierdzą jednak, że idzie ona za daleko i jest częścią szerszego dryfu Nowej Demokracji w stronę autorytarnych rozwiązań.

    Partia doszła do władzy na fali haseł o przywróceniu porządku – i podjęła sporo inicjatyw wzmacniających aparat siłowy. Zwiększono budżet policji i zapowiedziano wzrost zatrudnienia w służbach, choć pod względem liczby policjantów przypadających na każdego mieszkańca Grecja jest w UE już w tej chwili w ścisłej czołówce. A minister transportu wyszedł z propozycją, żeby powstały również specjalne jednostki odpowiadające za utrzymywanie bezpieczeństwa w transporcie publicznym.

    Rząd przyjął w styczniu nowe wytyczne dotyczące pracy dziennikarzy: w czasie relacjonowania protestów muszą przebywać w specjalnej strefie wyznaczonej przez służby porządkowe i korzystać z policyjnego łącznika. To jego rolą będzie udzielanie im wszelkich informacji. Według oficjalnej narracji celem jest „zapewnienie bezpieczeństwa pracownikom mediów”.

    Sami dziennikarze sobie tego jednak nie życzą. Zwracają za to uwagę, że od czasu dojścia Nowej Demokracji do władzy rośnie liczba przypadków użycia siły przez policję przeciwko reporterom. Były szef związku zawodowego fotoreporterów Marios Lolos wprost mówi, że w 99 proc. przypadków sprawcami przemocy wobec fotografów są policjanci, a nie protestujący. Wytyczne zostały też skrytykowane w oficjalnym oświadczeniu Reporterów bez Granic, bo „ograniczają rzetelne informowanie opinii publicznej”.

    Grecja wciąż nie podniosła się po krachu gospodarczym z pierwszej połowy minionej dekady, a trwająca pandemia to kolejny cios dla dobrobytu obywateli – PKB spadł w 2020 r. aż o 10 proc. Opozycja wytyka rządowi, że priorytetem powinny być wydatki budżetowe na walkę z kryzysem, a nie na służby mundurowe. Ich zdaniem Mitsotakis, zamiast prowadzić politykę, która sprawi, że ludzie nie będą mieli powodów do protestowania, stawia na budowanie aparatu siły do tłumienia protestów.

    Wprowadzony przez Mitsotakisa zakaz zgromadzeń w czasie lockdownu jest krytykowany przez organizacje praw człowieka. Według prezentowanych przez nich danych rządy Nowej Demokracji to wzrost nadużywania siły przez policję, co potwierdzają statystyki szpitalne. Funkcjonariusze poturbowali nawet Sofię Sakorafę, wiceprzewodniczącą parlamentu z ramienia opozycyjnej SYRIZ-y, gdy interweniowała w sprawie zatrzymanych przed komendą policji w Atenach.

    W czasie trwających od ponad miesiąca protestów policja zatrzymała już paruset studentów, kilkudziesięciu trafiło do szpitali z poważnymi obrażeniami. Mitsotakis odrzuca – jako „absurdalne” – zarzuty opozycji, że idzie śladami Kaczyńskiego, Orbána lub nawet junty czarnych pułkowników, ale jego decyzje kadrowe świadczą o czym innym.

    Na początku stycznia, gdy trwały już protesty przeciwko pandemicznemu zakazowi zgromadzeń, Mitsotakis powołał na szefa MSW Makisa Voridisa. Voridis to wieloletni polityk skrajnej prawicy, jako student w latach 80. miał przezwisko „Młot” – od ulubionego narzędzia, z którym patrolował wraz z kolegami kampus swojej ateńskiej uczelni w poszukiwaniu lewicowych działaczy. Po rozpoczęciu magisterskich studiów prawniczych „Młot” Voridis przerzucił się na topór – to nim próbował wybijać innym studentom komunizm z głowy. W tym samym czasie został szefem młodzieżówki partii założonej przez przebywającego w więzieniu byłego lidera junty Papadopulosa.

    Voridis tłumaczy, że był po prostu „politycznie aktywny, jak wielu studentów”, że radykalizm to domena młodych i że teraz definiuje się jako konserwatysta. Jeszcze w 2012 r. był jednak ministrem z ramienia Ludowego Zgromadzenia Prawosławnego, radykalnie nacjonalistycznej partii Georgiosa Karatzaferisa słynącego z wypowiedzi o tym, że „dziwnym trafem wszyscy Żydzi pracujący w World Trade Center nie przyszli 11 września 2001 r. do pracy”, oraz wyśmiewającego „wszystkie te bajki o Auschwitz i Dachau”.

    Voridis opuścił Zgromadzenie, gdy poparł w 2012 r. unijny plan naprawczy dla Grecji wbrew partyjnej linii. Wraz z nim do Nowej Demokracji przeszedł Adonis Georgiadis, obecny minister ds. rozwoju i wiceszef partii. Georgiadis był prezenterem telewizyjnym, jest pisarzem i wydawcą. Jedną z najbardziej polecanych przez niego książek był tom „Cała prawda o Żydach” napisany przez Konstantinosa Plevrisa – dawnego doradcę junty, który określa się w swoim dziele jako „nazista, faszysta, rasista, antydemokrata i antysemita” oraz tłumaczy, że „wszyscy syjoniści muszą zostać wytępieni”.

    Syn Plevrisa Thanos jest obecnie posłem z ramienia Nowej Demokracji. Publicznie odciął się od wypowiedzi ojca o tym, że nazistowskie obozy śmierci nie istniały. Natomiast zdaniem młodego Plevrisa „trzeba użyć wobec uchodźców śmiertelnej siły w momencie, gdy próbują przekroczyć granicę”. „Ci, którzy trafią na nasze ziemie, powinni być pozbawieni dostępu do jedzenia, wody i opieki zdrowotnej, żeby zrozumieli, że warunki czekające ich w Grecji są gorsze niż w krajach, z których pochodzą”.

  • harc
    link
    13 years ago

    Nie ma kto protestować, bo anarchiści tak jak u nas rozsiedli się na fejsbuczku, podzielili tam kto jest najbardziej radykalny i dali w ten sposób zdezorganizować i stłamsić, co było widać przy niedawnych eksmisjach na Exarchii. A jeszcze kilkanaście lat temu rektor wydziału prawa płakał, że kontrolują go młodzi anarchiści, a zawsze był ostoją prawicy (w depeszach ujawnionych przez wikileaksy było).