To, czy akceptujemy niewolnictwo, względnie degradację ekologiczną i ocieplanie się planety, to są wielkie wybory etyczne, decydujące o tym, kim jako wspólnota jesteśmy, a nie sprawa naszych indywidualnych preferencji konsumenckich.

To znaczy, żeby się nie spierać: zielony wzrost albo postwzrost na poziomie całego świata, tylko żeby sprowadzić dyskusję na bardziej konkretny poziom − w którym państwie, w którym regionie świata, w której branży, w którym sektorze produkcji energii chcemy zastosować daną strategię. Uważam, że kraje globalnego Południa nadal wzrostu potrzebują, zresztą większość postwzrostowców też to przyznaje, natomiast kraje bogate zdecydowanie powinny inwestować przede wszystkim tak, żeby utrzymywać standard życia bez konieczności generowania coraz wyższego PKB. Choćby dzięki przechodzeniu na transport zbiorowy zamiast indywidualnego czy przez wymuszanie na producentach prawa do naprawy ich produktów i zakazów sztucznego ich postarzania. Mniej sprzedanych samochodów, bo ludzie mogą jeździć autobusami, pociągami itd., czy rzadsza wymiana sprzętu RTV, generują może mniejszy produkt krajowy, ale ludziom nie żyje się od tego gorzej.