cross-posted from: https://szmer.info/post/46147

Zajęcie czyjegoś terytorium wymaga wprowadzenia tam żołnierzy, a co za tym idzie, także ciężkiego sprzętu, dla którego jedną z najbardziej skutecznych barier stanowią wody, lasy i bagna. A to punkt, w którym obronność spotyka się z ochroną przyrody.

Gdy 24 lutego rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę, jedno z głównych uderzeń agresora było skierowane z Białorusi na Kijów. Jeszcze w trakcie gromadzenia rosyjskich wojsk wokół Ukrainy analitycy zwracali uwagę, że ważną rolę w ewentualnej wojnie odegrają warunki terenowe i pogoda. Ukraina jest w przeważającej części rolniczym krajem, jednak wzdłuż północnej granicy ciągnie się pas lasów, często także terenów podmokłych.

Trzeciego dnia wojny Marcin Wyrwał, korespondent Onetu, pisał: „Kijów tak dobrze broni się przy przeważających siłach wroga, ponieważ o ile od południa jest naturalnie zabezpieczony przez wojska, o tyle dojścia od Białorusi są bardzo utrudnione. Są tam rzeki, bagna, „Morze Kijowskie” [sztuczny zbiornik wodny na Dnieprze]. Od strony północnej do Kijowa prowadzą tylko trzy drogi”. Krótko potem świat ujrzał satelitarne zdjęcia konwoju rosyjskich pojazdów wojskowych, zmierzającego w stronę Kijowa, który utknął na kilkanaście dni w postaci ponad 60-kilometrowego korka.

Najwyraźniej, mimo zamiany koni z czterema nogami na konie mechaniczne, pod pewnymi względami niewiele zmieniło się w mobilności wojsk od czasów, gdy na ciemne i gęste lasy Galii narzekali rzymscy legioniści. Podczas wojen w Wietnamie dżungla zniwelowała przewagę nasyconych nowoczesnym sprzętem regularnych wojsk Francji, USA i Wietnamu Południowego nad wręcz prymitywnymi pod tym względem partyzantami Wietminhu i Wietkongu.

Gąsienice a błoto Pojazdy wojskowe z zasady są terenowe. Odczytywanie tego jako zdolności do swobodnego poruszania się poza drogami może być jednak mylące. Inaczej takie pojazdy przemieszczają się po polu uprawnym, po którym z założenia musi jeździć traktor, a inaczej po puszczy i bagnach. Dobre wyobrażenie o tym daje zajrzenie do portalu Youtube, gdzie setki filmików dokumentują zmagania ciężarówek do transportu drewna z błotami tajgi. Gazy, Krazy i Urale, obowiązkowo z napędem na wszystkie koła i ogumieniem wielkości dorosłego człowieka, z ledwością pokonują liczony w metrach odcinek w czasie, w którym po drodze przejechałyby wiele kilometrów.

Gąsienicowe pojazdy pancerne są obecnie tak ciężkie, że i dla nich pokonanie bagien to mordęga. Poligonowe wideo serwuje uniwersalny przekaz. Amerykański Abrams – zakopany w błocie, niemiecki Leopard – czeka aż wyciągnie go inny czołg, o ile ten drugi też nie ugrzęźnie. Nawet lżejszego rosyjskiego T72 spotyka taka sama historia.

Miłośnicy polskiej kinematografii znają scenę z „Rozmów kontrolowanych”, w której czołg T55 z lekkością kładzie kilka cienkich drzew. Jednak sforsowanie w taki sposób ciągnącego się kilometrami dorosłego lasu pozostaje skrajnie trudne.

Aby mówić o sprawnym marszu na dłuższe odległości, terenowe pojazdy potrzebują stabilnego i bezleśnego podłoża, a najlepiej jakiejś formy drogi, choćby prymitywnej. Również przez szeroką rzekę można przerzucić most pływający, ale nie ma podobnego sposobu na rozległe bagna. W tym sensie połączenie wody z lasem, czyli w strefie klimatu umiarkowanego – torfowiska, pozostają najbardziej uciążliwą barierą dla wojsk lądowych. Można oczywiście niejako przeskoczyć lasy i bagna, przewożąc pojazdy wojskowe śmigłowcami i samolotami, jednak takie rozwiązanie ma szereg minusów. Podwyższa to znacząco koszty operacji, lotnictwo jest podatne na zestrzelenie, a nawet gdy zakończy przerzut z sukcesem, i tak nie dostarczy na pole walki sprzętu tej klasy i w tej ilości, co lądem.

Są lasy i lasy Ziemie na północ od Kijowa to jedne z najdzikszych terenów Ukrainy. Są tam rezerwat przyrody, park krajobrazowy i park narodowy, a także obszar znany od ponad trzydziestu lat z wtórnej niezamierzonej dzikości – strefa wykluczenia wokół byłej czarnobylskiej elektrowni jądrowej. Po stronie białoruskiej też ciągną się rozległe tereny podmokłe, które już w czasie drugiej wojny światowej zdobyły sławę jako dalece kłopotliwe dla ruchu wojsk.

Gdy coraz więcej ludzi całkiem na serio zastanawia się, czy inwazja Rosji na Polskę jest realna, podąża w ślad za nim pytanie, czy możemy liczyć na podobną naturalną barierę co Kijów. Ważne może okazać się szybkie zrozumienie potencjału, jaki dla obronności ma ochrona przyrody. Z jednej strony, obszary przylegające do granicy z Rosją i Białorusią to pojezierza i Podlasie, znane z dużej liczby rzek, jezior i lasów. Z drugiej, trzeba pamiętać, że las lasowi nierówny. Województwa podlaskie i warmińsko-mazurskie mają lesistość ok. 31 proc., czyli niewiele więcej niż średnia dla całego kraju, natomiast województwo lubelskie – jedynie 23 proc.

Istniejące w Polsce trendy to systematyczny wzrost powierzchni lasów, a także terenów zurbanizowanych kosztem użytków rolnych. Niestety, sposób zarządzania lasami gospodarczymi sprawia, że daleko im do puszczy z prawdziwego zdarzenia. Aby sprawnie wywozić drewno, drzewostany są pocięte siatką dróg leśnych, których standard wykonania pozwala na poruszanie się pojazdami szosowymi. Symbolem takich działań stała się modernizacja – poszerzenie i utwardzenie – Drogi Narewkowskiej przez środek Puszczy Białowieskiej, którą Lasy Państwowe zrealizowały przy olbrzymim sprzeciwie organizacji proprzyrodniczych i środowisk naukowych w latach 2018–19.

– Nasze kontrole wykazały, że Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białymstoku masowo stosuje rębnie zupełne, czyli w uproszczeniu wyręby wielkopowierzchniowe, w lasach wodochronnych, w tym w olsach [las bagienny z przewagą olszy czarnej], co powoduje degradację terenów podmokłych – mówi Adam Bohdan z fundacji Dzika Polska.

Z punktu widzenia leśnika, który ma za zadanie optymalizować pozyskanie drewna, dobry las to taki, w którym łatwo wyciąć drewno i łatwo je z niego zabrać, a zatem przypominający pole uprawne. Na takim podejściu cierpi jednak ekosystem.

Trudno też zakładać, że polski las gospodarczy stanowiłby tak skuteczną barierę dla pojazdów wojskowych, jak dzikie ostępy Polesia, mimo że na mapie kompleksy leśne, jak Puszcze Augustowska, Knyszyńska czy Romincka wyglądają obiecująco. Także poza lasami bagna są zagrożone osuszaniem.

– Liczba terenów podmokłych w Polsce spada. Mimo że Podlasie ma więcej mokradeł niż średnia krajowa, ten niekorzystny trend je także obejmuje. Od około 2010 r. mamy do czynienia ze zintensyfikowaniem meliorowania torfowisk i terenów podmokłych – mówi prof. Wiktor Kotowski z Uniwersytetu Warszawskiego.

Ostatnio jednym z najgłośniejszych przypadków osuszania terenów podmokłych było kopanie rowów odwadniających na obszarze bagna Wizna. Ostatecznie, za sprawą interwencji obrońców przyrody, decyzją Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska prace te wstrzymano. Niestety, jak podkreśla Adam Bohdan, zanikaniu mokradeł sprzyja polityka Wód Polskich, które nakazują właścicielom oraz dzierżawcom gruntów udrażnianie rowów melioracyjnych.

Ochrona to obrona Zupełnie inaczej sytuacja ma się na terenach objętych najwyższymi formami ochrony przyrody, czyli w rezerwatach i – w szczególności – w parkach narodowych, które z założenia mają stanowić obszary możliwie najbardziej naturalne. Oczywiście, spełniają one swe zadanie tylko wówczas, gdy zakładane normy ochrony przyrody są tam rzeczywiście respektowane. Jednak parki narodowe stanowią jedynie niespełna jeden procent powierzchni Polski, a za sprawą przepisów, uzależniających powstanie bądź poszerzenie parku narodowego od woli samorządów gminnych, od ponad 20 lat nie utworzono u nas ani jednego parku narodowego, mimo że nadal mamy wiele potencjalnych lokalizacji, jak choćby planowane Mazurski Park Narodowy czy poszerzenie Białowieskiego.

Dotychczas argumenty środowisk naukowych i miłośników przyrody, skupione na samym ekosystemie i aspektach klimatycznych, trafiały w próżnię. Aspekt militarny pozostawał dotąd praktycznie niezauważony przez żadną ze stron, ale za sprawą ukraińskich doświadczeń szybko się to zmienia. 9 marca tego roku Adam Bohdan razem ze Zbigniewem Szczęsnym skierowali uwagi na temat potrzeby ochrony i odtwarzania dzikich lasów oraz mokradeł do komisji sejmowej, pracującej nad ustawą o obronie Ojczyzny.

– Nie udało się ich uwzględnić w pierwszej wersji ustawy, ale otrzymałem informację, że członkowie komisji będą o nich pamiętali podczas kolejnej nowelizacji ustawy. Mówił też na ten temat Bartłomiej Sienkiewicz podczas kongresu programowego Platformy Obywatelskiej – relacjonuje Bohdan. Mimo że spora część pasa nadgranicznego na odcinkach rosyjskim i białoruskim stanowią pola uprawne, tak naprawdę wystarczyłoby zaniechać ich użytkowania i skończyć z regulowaniem rzek, aby w perspektywie końca obecnej dekady od potencjalnych wrogów oddzielał nas pas młodych, lecz gęstych lasów, do tego głównie podmokłych.

– Północno-wschodnia ćwiartka naszego kraju ma relatywnie dużo torfowisk, z których większość jest osuszona i aż prosi się o powtórne nawodnienie. Poza bagnami w zasadzie cały obszar Polski porósłby lasem, gdyby pozostawić go procesom naturalnym. Odtworzenie dzikich lasów i mokradeł wzdłuż granic pozwoliłoby na osiągnięcie aż czterech pilnych celów: zwiększenia retencji wód, zmniejszenia emisji CO², wzrostu potencjału obronnego, a w końcu odzyskania siedlisk ginących gatunków roślin i zwierząt – różnorodności biologicznej, która przecież jest wartością samą w sobie – mówi Kotowski.

Aktualnie na tę olbrzymią wartość zwracają uwagę nie tylko miłośnicy przyrody, ale i coraz więcej liderów światowej polityki, co ma wyraz w propozycjach objęcia co najmniej 30 proc. powierzchni Stanów Zjednoczonych jakąś formą ochrony przyrody do 2030 r., czy o wytyczeniu podobnych norm w ramach Unii Europejskiej.

Kwestie obronności w globalnym ujęciu stanowią tylko kroplę w morzu argumentów przemawiających za bezkompromisową ochroną przyrody. Ale lokalnie, jak u nas, to argument bardzo poważny.

Polityka 20.2022 (3363)