Warto w końcu wyjąć słynnego jelonka z kontekstu Disneya. Bo ta opowieść miała pierwotnie wybitnie niebajkowy charakter: mówiła o prześladowaniu Żydów.

Bambi i jego matka są na spacerze, jest pierwszy ciepły dzień po długiej zimie. Ta odmiana przyrody odwraca uwagę od zbliżającego się niebezpieczeństwa. W zasadzie wcale nie będzie go widać – morderca ze sztucerem pozostanie poza kadrem. Matka nagle podnosi alarm, w panice próbuje obronić swoje dziecko. Każe mu biec, tracą ze sobą kontakt. Uciekający Bambi nagle zdaje sobie sprawę, że jest sam. Zaczyna padać śnieg.

Przyszedł na świat poprzedniej wiosny. Nie wiemy, jak nazywa się jego matka, nie poznajemy też imienia jego zdystansowanego ojca o imponującym porożu. Bambi żyje w lesie pełnym przyjaciół i przygód, ale też i niebezpieczeństw. Największym z nich jest „On”, człowiek bezimienny, pisany zawsze od wielkiej litery niczym Bóg. Bambi zaprzyjaźnia się z pełnym energii królikiem Tuptusiem, słodkim skunksem Kwiatuszkiem i uroczą łanią Falinką. Zakochuje się w tej ostatniej, ma z nią kilkoro dzieci. W ostatniej scenie dogląda ich majestatycznie z oddalonej skały.

Pierwszy horror dla Kinga „Bambi”, animowana superprodukcja z 1942 r., został nominowany do Oscarów w trzech kategoriach i zarobił dla Disneya ponad 100 mln dol. To klasyk gatunku: wielogłosowy chór i orkiestra w tle, pastelowe kolory, miłość i przyjaźń w powietrzu. Ale film zawiera też jedną z najbardziej traumatycznych scen kina rodzinnego – gdy główny bohater i jego matka uciekają przed myśliwymi, słychać strzały. Bambi krzyczy: „Matko! Matko… Matko?”. Stephen King nazwał kiedyś tę klasyczną animację „pierwszym horrorem, jaki widział”, a Noam Chomsky napisał, że ta niewidzialna na ekranie śmierć stała się wspólnotowym doświadczeniem dla wielu dzieci. Nie tylko na Zachodzie – film wszedł również do polskich kin, w 1961 r.

Rzecz jest wielowymiarowym koszmarem, tyle że zaklajstrowanym przez dekady w Disneyowskich pastelach. Eksperci od świata zwierząt i psycholodzy dziecięcy mówią wręcz zgodnie o „kompleksie Bambiego” – niebezpiecznej tendencji, aby relacje w naturze opisywać, wykorzystując bajkowe wzorce miłości, przyjaźni i szczęścia. Disney zamienia zwierzęta w gadające pluszaki, a dzieciom funduje problemy w relacjach obyczajowych i społecznych, gdy już dorosną.

Ale „Bambi” nie podobał się również Adolfowi Hitlerowi. Przywódca III Rzeszy uwielbiał ponoć filmy Disneya, szczególnie „Królewnę Śnieżkę i siedmiu krasnoludków”. Pomimo wiadomej obsesji na punkcie praw zwierząt nigdy jednak nie wypowiedział słowa o „Bambim”, choć jest niemal pewne, że widział ten film. Może nawet uronił łzę po śmierci mamy głównego bohatera. Problem w tym, że autorem powieści, na podstawie której powstał film, jest austriacki Żyd Felix Salten, który w pewnym sensie przewidział w niej Holokaust.

Oryginalny „Bambi” według Saltena został właśnie odświeżony przez Jacka Zipesa, germanistę i krytyka literackiego. Jego nowe angielskie tłumaczenie ukazało się w lutym pod tytułem „The Original Bambi” (Princeton University Press). Zipes tak tłumaczy swoje motywy: – Chciałem odbić Bambiego z Disneyowskiej niewoli, bo przekaz oryginału jest dla nas wciąż zbyt ważny i aktualny. O kreskówce Disneya mówi wprost: – Patetyczna i głupkowata. I dedykuje swoje tłumaczenie Saltenowi, który według niego w swej społeczno-politycznej przenikliwości nie ustępuje George’owi Orwellowi.

Chambersowska wersja „Bambiego” Autor „Bambiego” urodził się jako Siegmund Salzmann w węgierskim Peszcie w 1869 r., w rodzinie rabinów. Szybko przeniósł się do Wiednia. Prześladowany w młodości za swoje pochodzenie zmienił nazwisko, żeby „schować swoją żydowskość”. Rzucił szkołę w wieku 16 lat, dalej uczył się sam w bibliotece, jednocześnie „wpychając się do wiedeńskiej bohemy”, jak pisze jego biografka Beverley Driver Eddy.

Największym marzeniem Saltena, o czym sam pisał, było zostanie „człowiekiem kultury i majątku”, szanowanym Austriakiem. Pisał wszystko, co dawało mu pieniądze: recenzje teatralne i książkowe, eseje, poematy, scenariusze filmowe, a nawet teksty promujące firmę produkującą dywany. W końcu został redaktorem w jednym z wiedeńskich dzienników. I w 1922 r. na łamach wiedeńskiego „Neue Freie Presse” zaczęła się ukazywać w odcinkach jego powieść o dorastającym jeleniu i jego lesie. „Bambi”, opublikowany w formie książkowej już w 1923 r., natychmiast stał się bestsellerem w Austrii i Niemczech. Jeden z recenzentów porównał nawet książkę Saltena z „Czarodziejską Górą” Tomasza Manna. Trudno byłoby mu jednak wyrwać się ze świata języka niemieckiego, gdyby nie angielskie tłumaczenie.

W 1928 r. podjął się go Whittaker Chambers, który wkrótce okazał się sowieckim szpiegiem. To skłoniło później część krytyków literackich do sugestii, że Chambers intencjonalnie wyciął wszystko, co sugerowało drugie, antytotalitarne dno tej powieści. Ale to stała się hitem za oceanem i trafiła w ręce Walta Disneya – do momentu ukazania się filmu sprzedano 650 tys. anglojęzycznych egzemplarzy książki.

W tym samym mniej więcej czasie nazistowskie Niemcy wpisały oryginał „Bambiego” na listę książek zakazanych, jej niemieckojęzyczne egzemplarze zapłonęły na stosach. A Salten po Anschlussie sprzedał Disneyowi prawa do sfilmowania książki za marny tysiąc dolarów i uciekł z Wiednia do Szwajcarii, gdzie zmarł w biedzie i samotności w 1945 r.

Beverley Driver Eddy uważa, że Salten nigdy nie traktował „Bambiego” jako książki dla dzieci. Zresztą tak jak większość jego niemieckojęzycznych czytelników. – Świadczą o tym chociażby recenzje z austriackiej prasy, gdzie odczytywano tę książkę na różne sposoby, m.in. jako manifest przeciwko polowaniom – przekonuje Driver Eddy. – Bajką książka Saltena została dopiero po tłumaczeniu Chambersa. Jej transformację dokończył animowany film Walta Disneya.

Opowieść o prześladowaniu W nowym przekładzie książki Zipes przywraca smaczki językowe, które poprzedni tłumacz wyciął. „Zwierzęta mają wspaniały sposób mówienia, który sprawia, że można się poczuć jak w wiedeńskiej kawiarni. Od razu można rozpoznać, że nie mówią jak zwierzęta, tylko jak ludzie” – wyjaśnia Zipes, nie odnosząc się do tezy o politycznej motywacji szpiega Chambersa. Zarzuca mu natomiast tonowanie emocji zawartych w języku Saltena, a także nieznajomość niemieckich idiomów, pomijanie całych fragmentów oryginału. Ale przede wszystkim – zignorowanie Saltenowskiego antropomorfizmu.

– Był to człowiek, który chciał „uzgodnić” swoje wewnętrzne sprzeczności dzięki własnej literaturze – mówi o Saltenie Zipes. – Uważał, że dopiero gdy ludzie zrozumieją, jak zwierzęta cierpią z rąk myśliwych, będą w stanie zaprowadzić pokój między sobą.

Salten, który wyłania się z opisów Zipesa i Driver Eddy, to niejednoznaczna osobowość. Zapalony myśliwy (zabił ponad 200 jeleni), który napisał – jak brzmi jedna z interpretacji „Bambiego” – traktat przeciwko mordowaniu zwierząt dla sportu. Zwolennik polityki appeasementu wobec Hitlera ewidentnie próbował jednak w swojej książce przemycić opowieść o prześladowaniu Żydów i mechanizmach państwa totalitarnego. Autor – przynajmniej pozornie – książki dla dzieci, który wcześniej w swojej twórczości nie stronił od pornografii.

Według Zipesa przekaz ukryty przez Saltena w „Bambim” wywodzi się z jego własnego doświadczenia antysemityzmu, społecznej alienacji, prześladowania i w końcu ludobójstwa – wszystko to na tle sielskiego lasu. Mieszkające w nim zwierzęta starają się być dobre i grzeczne dla siebie nawzajem, nawiązywać relacje, aby przeżyć. Ale wszystkie wybrane przez nie strategie – ukrycie, ucieczka, asymilacja – z czasem czynią ich życie nieznośnymeeeeee.

Mniejszości świata „Bambi” powstał w czasie, gdy „żydowscy agenci i sabotażyści” byli obwiniani o przegraną Berlina i Wiednia w pierwszej wojnie światowej. Dlatego część recenzentów jeszcze przed wojną widziało w tej książce sfabularyzowany zapis żydowskiego losu z początków XX w. W dodatku z dość optymistyczną, choć złudną, nutą sugerującą, że integracja – pod pewnymi warunkami – jest możliwa. „Ta powieść Saltena opowiada, jak źle traktowane są mniejszości na całym świecie, nawet jeśli starają się funkcjonować pokojowo we własnym środowisku” – pisze Zipes. W końcu do Saltenowskiego lasu przychodzą myśliwi i przynoszą terror: świszczą kule, z nieba lecą postrzelone ptaki, krew rozlewa się po śniegu, słychać skomlenie i przedśmiertne charczenie. Młody jelonek przekonuje, że pewnego dnia człowiek będzie żył w harmonii z leśnymi zwierzętami. Stara, mądra łania odpowiada mu: „Człowiek morduje nas, odkąd tylko pamiętam… I teraz mielibyśmy zostać przyjaciółmi? Co za głupstwo!”.

Niektórzy – tak jak amerykański historyk Paul Reitter – w opisie nory, w której chowają się Bambi z ojcem w drugiej części książki, dopatrują się zapowiedzi Izraela jako przyszłego schronienia dla Żydów. Salten pisze o „bezpiecznej, małej kryjówce, gdzie raniony przez myśliwych Bambi może odpocząć i się zregenerować”.

Opowiadanie o lesie i zwierzętach pozwoliło Saltenowi na przedarcie się przez warstwę uprzedzeń i negatywnych stereotypów, grubiejącą już wówczas szybko wśród niemieckojęzycznych czytelników, a dotyczącą mniejszości, szczególnie Żydów. W ten sposób pisze o ich prześladowaniach i społecznej degradacji bez wpadania w dydaktykę i moralizatorstwo. Wzbudza podświadomą empatię wobec prześladowanych i naświetla brutalność ich prześladowców. Podobnie jak Orwell wykorzystuje zwierzęta, aby opowiadać o problemach, które poruszone wprost mogłyby wzburzyć czytelników. A przecież chodzi o to, aby zrozumieli.

  • @TadeuszOP
    link
    12 years ago

    Oryginalny Saltenowski las, w którym urodził się Bambi, początkowo wygląda jak w bajkach Disneya. Żyją w nim zgodnie antropomorfizowane zwierzęta, na każdym kroku sprzyja im przyroda. Dopiero nadejście srogiej zimy skłania je do „zwierzęcej” rywalizacji o resztki pożywienia. Salten pisze: „Te ciężkie czasy zniszczyły wszystkie ich wspomnienia, zwichnęły sumienie, zniszczyły dobre maniery i zniwelowały wiarę w drugie zwierzę”. Pokazuje, jak wszystko to, co nazywamy cywilizacją, rozpada się w złych czasach.

    Dopiero po śmierci matki Bambiego las naprawdę staje się mroczny. Cierpi nie tylko jelonek, ale w zasadzie każde zwierzę, niektóre są mordowane. Jeden z kolejnych rozdziałów zaczyna się tak: „W lesie było cicho, ale coś strasznego przydarzało się właściwie codziennie”. I to nie tylko z powodu myśliwych. Wrona atakuje małego zająca „w okrutny sposób”. Kuna tak pogryzła wiewiórkę, że ta nie może już mówić. Lis rozerwał na kawałki „silnego i przystojnego bażanta, który cieszył się szacunkiem i popularnością. (…) Nikt nie czuł się bardziej bezpieczny niż bażant. A jednak stało się to w biały dzień”.

    Jelonek Gobo Przyjaźń głównego bohatera ze skunksem Kwiatkiem i królikiem Tuptusiem jest wymysłem Disneya. W oryginale rodzice Bambiego przekonują syna, że musi się nauczyć żyć w samotności. Matka jeszcze przed śmiercią specjalnie i z zaskoczenia zostawia go samego na dłuższy czas, „żeby się przyzwyczaił”. Film Disneya kończy się w hollywoodzkim stylu: Bambi wraz z partnerką i dziećmi żyje długo i szczęśliwie. W książce pozostaje samotny. Przekaz Saltena jest więc wybitnie niedisneyowski – nie pokładaj wiary w innych.

    Kulminacją leśnego terroru jest los kolegi Bambiego, jelonka Gobo (w filmie zastąpionego przez króliczka Tuptusia). Gobo zostaje postrzelony, ale myśliwy zabiera go z lasu, opatruje rany i karmi. Jelonek, później uwolniony, wraca do lasu już w gustownej obroży i oznajmia zwierzętom: „Nie trzeba się Go bać (myśliwy pozostaje bezimienny). Jeśli mu służysz, jest dla ciebie dobry”. Gobo jest przekonany, że z obrożą na szyi nic mu już nie grozi. Niedługo później dostaje drugą kulkę od innego myśliwego i umiera.

    W postaci Gobo swój los odnajdzie zapewne wielu członków prześladowanych mniejszości. W obawie o swoją przyszłość zasymilowali się, a nawet zostali obrońcami kultury swoich wcześniejszych ciemiężycieli. Jedni – z obawy o życie, inni – z autentycznego zachwytu nad nią lub z przekonania, że ich uczucia zostaną odwzajemnione przez dominującą grupę. Reaguje ona jednak najczęściej pogardą. Salten pisze, że „Bambi wstydził się znajomości z Gobo, choć nie wiedział do końca dlaczego”.

    Disney w swoim filmie wyciął scenę, w której pies myśliwski zabija lisa w iście sielankowym otoczeniu. Lis ma już strzaskaną łapę, która silnie krwawi, wie, że niedługo umrze. Prosi psa, aby pozwolił mu odejść w otoczeniu rodziny. Gdy ten się nie zgadza, ofiara wyzywa go od zdrajców. Morderca wpada w szał, próbuje bronić dobrego imienia swojego człowieka i wymienia zwierzęta, które tak jak on sam wiernie mu służą: krowy, konie, owce, świnie. „To wszystko motłoch” – brzmią ostatnie słowa lisa.

    Polityka 21.2022 (3364) z dnia 17.05.2022; Kultura; s. 83 Oryginalny tytuł tekstu: “Bambi z mrocznego lasu”