Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie oplucia pomników „żołnierzy wyklętych" przez studenta UJ Franciszka Vetulaniego. Z urzędu, ale wpłynęły też dwa zawiadomienia, m.in. od Ośrodka Monitorowania Antypolonizmu. Vetulani napluł na pomniki „Łupaszki" i „Lalka", stojące w parku Jordana. Pierwszy odpowiada za zamordowanie cywilnej ludności litewskiej w Dubinkach, drugi oskarżany jest m.in. o zastrzelenie żydowskich partyzantów.

Polskim modus operandi jest obrażanie się o wszystko. Nie jest to zjawisko nowe, ale w ostatnich latach zyskało status sportu narodowego. Obrażają się wszyscy i o wszystko, ale symetrii trudno tu się doszukiwać – absolutnym mistrzem gry w urazę jest nasza prawa strona, która bez poczucia głębokiej urazy byłaby bezdomna i niepotrzebna. Niemała część polskich obywateli przypomina pocztowego kasjera z wiersza Wojciecha Młynarskiego, któremu ciągle wydawało się, że świat z niego szydzi. „Kto powiedział kasjer – dupa?“. Powodem do urazy są tęczowe flagi, brak dostatecznej liczby flag biało-czerwonych, brak pomników oraz pomniki nie te co trzeba, hołd powstańcom warszawskim oddany przez ambasadora Niemiec. Katolików ranią również powieszone ku czci ofiar pedofilii buciki na kościelnych płotach oraz tęcza wokół Matki Boskiej. Uczestników demonstracji klubów „Gazety Polskiej” obrażają ręce schowane w kieszeniach podczas wykonu pieśni Jana Pietrzaka „Żeby Polska była Polską". I tak dalej.

Czym innym jest jednak uraza prywatna, a czym innym urzędowa i wspierana przez państwo. Ściganie z urzędu studenta, który napluł na pomniki, to sprawa ponura i poważna. Krakowskie organy ścigania, które powinny zajmować się przestępcami, zostają na polecenie Prokuratury Krajowej zaprzęgnięte do sprawdzenia, czy Vetulani znieważył, czy też nie znieważył. W związku z tym zapewne wezwą studenta na przesłuchanie. Można domniemywać, że przesłuchanie będzie wnikliwe i pogłębione. Być może zajdzie konieczność powołania biegłego. Po tym, jak dwie warszawianki powiesiły na pomniku Jana Pawła II tęczową flagę, prokuratorzy warszawscy powołali eksperta, który miał ustalić, „czy użyty przez podejrzane przedmiot w postaci flagi z naniesionym wzorem poziomych różnobarwnych pasów, powszechnie identyfikowanych jako tzw. kolory tęczy, uznawanej za symbol środowisk LGBT i naniesiony w pobliżu napis o treści: »Bóg kocha cię takiego, jakim jesteś«, ma charakter znieważający".

Napisać, że państwo, angażując środki w ściganie Vetulaniego, wystawia się na śmieszność, to stanowczo za mało. Prokuratura stała się częścią urzędowego aparatu, odpowiedzialnego za budowanie polityki historycznej i deptanie po piętach przeciwnikom ideowym. Dziwnym trafem warszawska prokuratura nie widziała powodu, by ścigać z urzędu narodowców, którzy w 2017 roku opluli, zwyzywali i pobili kobiety protestujące przeciwko Marszowi Niepodległości. Śledczy nie znaleźli „interesu społecznego" w ściganiu agresorów. Inaczej mówiąc: plwocina na kawałku metalu nosi znamiona przestępstwa, w badanie którego musi zaangażować się państwo. Zeszmacenie protestujących przeciwko językowi nienawiści kobiet jest z kolei sprawą prywatną. Państwo przymyka oko na fizyczną przemoc. Co tam przemoc, najważniejsze, żeby nie urażać świętych i uczuć i – jak śpiewał Muniek Staszczyk – „nie pluć na godło".