Neonazistowscy muzycy, śledztwa ABW, prawicowi populiści, negacjoniści Holokaustu, piewcy hitlerowskich kolaborantów, stadionowi chuligani i wilczki Ziobry – to kolejny odcinek brunatnej geografii Polski. Tym razem pod lupę trafia Śląsk Opolski.

Jules Michelet zaczynał wykłady o historii Anglii od zdania: „Panowie, Anglia jest wyspą”. Opole zaś, mimo że leży w centralnej Polsce, jest miastem kresowym. Niewiele osób wie, że oprócz wschodnich Polska miała też te północne, południowe i zachodnie. To elementem tych ostatnich był Śląsk Opolski. Kresy polskości, bo o tym źródle tego słowa się często zapomina, to miejsce pogranicza, stykania się kultur, wzajemnego przenikania, ale i konfliktu. Niemcy, Ślązacy i Polacy, a po II wojnie dodatkowo „ci zza Buga” i z centralnej Polski mieszali się na tym terenie, tworząc specyficzną siatkę wielu tożsamości i konfliktów.

Na wschodzie Polacy, na zachodzie Niemcy Opole było bowiem kolejno czeskie, polskie, istniało jako samodzielne księstwo, było stolicą Śląska i miastem peryferyjnym, należało do Wazów, Habsburgów i Hohenzollernów. Od siedmiu wieków tu właśnie ścierały się polskość z niemczyzną, a polem bitwy między nimi były kościoły, klasztory, zbory i wsie. Polscy chłopi buntowali się przeciwko niemieckim panom, a potem przeciw Kulturkampfowi. Polscy robotnicy przeciwko niemieckim fabrykantom.

Ze Śląskiem Opolskim jest też inny problem. Nie wiadomo bowiem nawet, czy istnieje. A jeśli – to kto właściwie stworzył taką krainę? Lokalni Piastowie? Cesarstwo Niemieckie? Plebiscyt z 1921 r.? A może Jerzy Buzek? Przez wieki polszczyzna była tu archaiczna, świadomość narodowa niska. A jednak lokalsi masowo sprzeciwiali się przyjęciu tożsamości niemieckiej.

Podział etniczny szedł wzdłuż linii Syców–Opole–Racibórz. Na wschód od niej Polacy, na zachód Niemcy, choć większość i tak uważała się za Ślązaków, „tutejszych”. Konflikt zaostrzył jednak XIX-wieczny rozwój nacjonalizmów. Niemcy chcieli rozszerzyć na wschód swój Lebensraum, Polacy marzyli o odtworzeniu swojego państwa. Obie nacje pragnęły unarodowić swoje peryferia. A te nakładały się właśnie na Śląsku Opolskim. Konflikt był nieunikniony. A przez wieki wznosiła się w jego cieniu niezwykle symboliczna lokacja – Góra Świętej Anny.

Krwawe walki o świętą górę „Tu ma Śląsk swoją Wandę, tu swój Wawel święty” – pisał o niej śląski poeta ks. Norbert Bonczyk. Ważna dla Polaków, Niemców i Ślązaków, w zamierzchłej przeszłości miejsce pogańskiego kultu – to realnie niewielkie, czterystumetrowe wzniesienie stało się w XIX i XX w. areną starcia dwóch środkowoeuropejskich nacjonalizmów. I jest nim do dzisiaj. Przez Kulturkampf, powstania śląskie, PRL aż do ostatnich lat III RP jest miejscem sporu, walki i demonstracji. Ginęli tam Polacy i Niemcy, modlili się zakonnicy, pielgrzymowali wierni, objawiała się św. Anna z Maryją, demonstrowali naziści i neofaszyści.

Szczególnie burzliwe w tym miejscu były lata 1919–21, kiedy przez Niemcy przelewała się fala rewolucji i etnicznych napięć. Podczas III powstania śląskiego góra przechodziła z rąk do rąk. Powstańcami, dysponującymi pociągiem pancernym, dowodził ppłk. Franciszek Rataj, ps. „Paweł”. Niemców reprezentował bawarski Freikorps Oberland. Ta ochotnicza formacja złożona z eksżołnierzy nie była zwykłym oddziałem. Założył ją znany okultysta Rudolf von Sebottendorf, służył w niej sam późniejszy Reichsfuhrer SS Heinrich Himmler, a ściśle związany ze ezoterycznym Towarzystwem Thule pułk miał stać się z czasem zalążkiem zarówno SA, jak i NSDAP.

Krwawe walki o górę nie przyniosły wyraźnego zwycięzcy. Niemcy świętowali jej zdobycie, pierwsze zwycięstwo po przegranej z kretesem I wojnie. Polacy utrzymanie linii frontu. Jedni spalili Leśną, drudzy spacyfikowali Hołdunów. Tortury, okrucieństwo i egzekucje jeńców zrosiły obficie krwią nowe pogranicze i definitywnie zakończyły istnienie lokalnej wieloetnicznej wspólnoty. Delimitacja granicy skutecznie przedzieliła rejencję opolską, wydzielając z niej pozostający przy Niemcach śląski kadłubek. Więc może to ta bitwa stworzyła Śląsk Opolski?

Naziści kontra endecy Ale jednocześnie zaczyna kolejny rozdział walki. Tym razem na symbole. W podarowanym III Rzeszy przez hrabinę von Francken-Sierstorpff z Żyrowej kamieniołomie powstaje nazistowska świątynia ku czci poległych, a góra ma zmienić nazwę z Sankt Annaberg na Ahnenberg (Góra Przodków). Mozaiki, rzeźby wojowników, sarkofagi, najlepsze materiały miały symbolicznie podkreślać niemieckie „kresy wschodnie”, a mauzoleum być przeciwwagą dla pobliskiego katolickiego sanktuarium i klasztoru. Całość zaś stanęła w parku o powierzchni 38 ha.

Po drugiej stronie granicy polscy nacjonaliści także rozwijają mocarstwowe ambicje. Dla endeków największym wrogiem były Niemcy, więc zachodniokresowi Polacy robili się tu właśnie endeccy. „Kwestia rozwoju lub upadku potęgi pruskiej” – pisał już w 1902 r. we „Wszechpolaku” Jan Ludwik Popławski – „to kwestia naszej zagłady lub odzyskania naszego narodowego bytu”.

Polscy nacjonaliści planowali: mamy odzyskać Pomorze, Śląsk i Prusy Wschodnie. Powołują Związek Obrony Kresów Zachodnich. Organizacja liczy 50 tys. członków. Ma walczyć z germanizacją, promować polskość, wydawać pisma i książki po polsku na terenach pogranicza i wspierać polską edukację. Jedni chcą zatrzymać się z granicą tuż za Opolem, inni – jak Karol Stojanowski, marzą o rozczłonkowaniu Niemiec, przesunięciu granicy aż na Łabę i reslawizacji niemieckich terenów na wzór odrodzenia narodowego zanglicyzowanych Irlandczyków.

Temat podejmuje literatura: Pola Gojawiczyńska, Melchior Wańkowicz, Gustaw Morcinek, Jędrzej Giertych. Do II wojny światowej jest to jednak sfera zupełnych marzeń. Piłsudski szuka porozumienia z Niemcami i interesuje się bardziej Wschodem. Wrzesień 1939 r. boleśnie zweryfikuje jego koncepcje geopolityczne. Polska w miesiąc przestanie istnieć.

Prezent od Stalina Paradoksalnie dopiero Józef Stalin okaże się prawdziwym realizatorem polskiej „myśli mocarstwowej”. Pokonane w II wojnie Niemcy nie mają wyjścia. Ich bogate ziemie wschodnie, aż po Nysę Łużycką i Odrę, z dobrze rozwiniętą siecią drogową, przemysłem i infrastrukturą, zajęte przed wiekami i zgermanizowane – trafiają pod władanie Polaków. Staną się kluczowym argumentem dla istnienia sojuszu polsko-radzieckiego, który ma gwarantować ich polskość.

Podobną rolę ma zacząć pełnić Śląsk Opolski. Z zajętych terenów ma zostać wysiedlone 3,5 mln Niemców. Zewsząd, poza Opolskiem. Żeby Polacy nie zapomnieli, kto dał im ten prezent. Żeby istniał ciągły punkt zapalny. Osiedlają się tam także przesiedleńcy zza Buga i z centralnej Polski, którzy zastępują część wysiedlonych Niemców. W efekcie powstaje jeden z najbardziej wielokulturowych regionów Polski, gdzie prawie 20 proc. ludności stanowią Ślązacy i Niemcy, a kolejne 20 przesiedleńcy. Mauzoleum na Górze Świętej Anny zostaje wysadzone przez saperów wraz ze znajdującymi się w środku sarkofagami. Nowy pomnik, tym razem upamiętniający śląskich powstańców, zaprojektuje sam Xawery Dunikowski.

W Polsce Ludowej pomnik na Górze Świętej Anny stanie się miejscem masowych uroczystości podkreślających polskość Śląska, a w III RP – nacjonalistycznych demonstracji. Tu pałeczkę po władzach PRL przejmą Narodowe Odrodzenie Polski, Obóz Narodowo-Radykalny i inni nacjonaliści. Tu także ekolodzy będą blokować budowę autostrady A4, a niemiecka mniejszość – szukać z Polakami pojednania. Spór się jednak nie skończy. Dorzucać do pieca będą lokalni oenerowcy, a prawicowi politycy próbować budować na konflikcie swoją ogólnopolską pozycję. Najpierw w okresie wchodzenia Polski do Unii Europejskiej, a potem przy każdym spięciu na linii Berlin–Warszawa.

I mimo że mniejszość się z roku na rok kurczy, dziś za sprawą antyniemieckich działań posła Solidarnej Polski Janusza Kowalskiego wraca na pierwsze strony gazet. Jednocześnie w 22 gminach niemiecki jest językiem pomocniczym w urzędach, a w 28 występują dwujęzyczne nazwy miejscowości. Dzielą też kwestie dawnego niemieckiego majątku, podwójnego obywatelstwa czy poniemieckie pomniki wojenne. Tak więc do dziś, mimo że leży już w centralnej Polsce, Opole jest miastem kresowym.

Wszyscy się znają I niezależnie jak bardzo się narażę mieszkańcom, Opole jest miastem małym. Tu wszyscy są blisko. Wszyscy się znają. Nie ma przypadkowych zbieżności nazwisk, zamkniętych szczelnie kręgów. Rzeczy i sprawy widać wyraźnie, chyba że nikt akurat tego nie chce zauważyć. Jak to w małym mieście. Łatwiej jednak w nim dostrzec wszystkie te procesy, które działają też w skali kraju, pasy transmisyjne między skrajną prawicą a tą z głównego nurtu, przenikanie się tych środowisk, które pozwala transferować się autorom publikującym w neofaszystowskim „Szczerbcu”, takim jak Arkadiusz Karbowiak, do głównego nurtu polskiej polityki.

Tu dokładniej można prześledzić kariery byłych ekstremistów, takich jak założyciel współczesnej wersji ONR Tomasz Greniuch, przepoczwarzających się w dyrektorów w Instytucie Pamięci Narodowej. To także miejsce, gdzie z dala od uwagi centralnych mediów mogą wzrastać skinheadzkie grupki, które z band chuliganów krok po kroku przekształcają się w ogólnopolskie masowe organizacje.

Opisana w kolejnych tekstach z tej serii historia ONR jest tego najlepszym przykładem. Pokazuje ona, jak w takich miejscach jak Opole bliskie są relacje towarzyskie łączące neofaszystów i pozornie głównonurtowych prawicowców, które dodatkowo spina ze sobą lokalny stadion, koncerty i „patriotyczne” demonstracje. Jak służą sobie wzajemnie pomocą, udzielają lokali i działają w tych samych organizacjach. Ekstremiści mówią bowiem wprost bez patrzenia na konsekwencje i konwenanse, co ich „grzeczniejsi” koledzy z okolic PiS mówią o ludziach i świecie prywatnie.

Zdewastowana gazeta Dlatego dla mojej pracy nie ma ważniejszego źródła niż prasa lokalna. Tam znaleźć można początki karier wszystkich tych domorosłych trybunów ludowych i „obrońców polskości przed zalewem”, Jakich, Kowalskich, Czerwińskich, Greniuchów i

  • @TadeuszOP
    link
    12 years ago

    Karbowiaków. W przypadku niektórych dzisiejszych polityków głównego nurtu można znaleźć związki, a to z neonazizmem, a to z neofaszyzmem, z przemocą czy przestępczością, których z czasem bardzo chcą się wyprzeć. Ich kolegów z wyrokami, ich drobne machlojki i prywatne wojenki.

    I dlatego niezwykle mi szkoda dewastacji głównego medium lokalnego regionu – „Nowej Trybuny Opolskiej”. Całymi latami „NTO” była niezależnym głosem, który dociskał prawicę i lewicę po równo, nagłaśniał afery i pokazywał pełen przekrój lokalnego życia politycznego. Naprawdę gorzkim elementem mojej opolskiej opowieści jest fakt, że to ta gazeta właśnie ujawniła i nagłośniła słynną opolską aferę ratuszową, która zmiotła z planszy lokalną potęgę – SLD i w efekcie niechcący dała zaistnieć takim „tuzom” polskiej polityki jak Kowalski i Jaki, którzy w jej efekcie zostali najmłodszymi w dziejach regionu posłami, radnymi i europosłami. A redaktor naczelny NTO Krzysztof Zyzik, który owe afery pierwszy opisywał, na końcu tej ścieżki w efekcie „dobrej zmiany” i reżimowego wykupu lokalnej prasy przez prezesa Orlenu Daniela Obajtka z funkcji naczelnego „NTO” wyleciał.

    Polska do kwadratu Postaram się opowiedzieć Wam tę historię, która krok po kroku pokaże, jak i jakimi metodami powstały kariery młodych wilczków Zbigniewa Ziobry. Tych samych, którzy dziś straszą nas polexitem i powtarzają słowo w słowo oenerowskie hasła. I pokaże Wam, że nie ma w tym żadnej przypadkowej zbieżności.

    A także to, jak zmieniły się czasy i nasza skala akceptacji. Kiedyś antysemickie teorie spiskowe dawały, jak w wypadku dr Dariusza Ratajczaka, wilczy bilet na uczelni, dziś wraz z Grzegorzem Braunem trafiają do Sejmu. Opanowany przez neonazistowskich chuliganów stadion, muzyczna kariera pogrobowców neonazistowskiej Konkwisty 88 – to kolejne możliwe w mniejszych miastach drogi, jednocześnie charakterystyczne dla opolskich warunków, a jednak zarazem i typowe dla wielu innych miejsc w Polsce. Bo Śląsk Opolski to Polska do kwadratu, bardziej swojska, małomiasteczkowa, przesadzona w swojej polskości i zawsze gotowa do zwarcia. Typowe Kresy – nieprawdaż?

    Czytaj pierwszy odcinek cyklu „Nacjonalistyczne Opole, Kowalski i Jaki”: „Ratajczak, czyli rewizja Holokaustu”

    Podziękowania za pomoc w powstaniu tych tekstów zechcą przyjąć członkowie kolektywu „Stop nacjonalizmowi” oraz byli i obecni dziennikarze „Nowej Trybuny Opolskiej” oraz opolskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”.

    Przemysław Witkowski Historyk idei, badacz ekstremizmów politycznych. Dziennikarz, publicysta i poeta, doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce, nauczyciel akademicki.