Rosnące ceny paliw to oprócz ogólnej inflacji najpoważniejsza przyczyna obecnych kłopotów Joe Bidena. Ma pomysły, jak temu zaradzić, ale czy uda mu się przepchnąć je w Kongresie? Wśrodę prezydent wezwał do tymczasowego zawieszenia podatku od benzyny, co miałoby dać wytchnienie Amerykanom, dla których prywatny samochód, wobec ogromnych odległości w USA i niedostatku transportu zbiorowego, jest artykułem pierwszej potrzeby. Zaapelował również do przemysłu naftowego o zwiększenie produkcji benzyny. Szanse na wakacje podatkowe są jednak minimalne, bo decyzja należy do Kongresu, który najpewniej się na to nie zgodzi. Apel Bidena jest głównie politycznym manewrem obliczonym na osłabienie republikańskiej opozycji.

Wakacje podatkowe od paliw. To nie przejdzie Federalny podatek od benzyny to obecnie 18 centów od galona (1 galon – 3,75 l), a od oleju napędowego – 24 centy. Biden zaproponował zawieszenie go na trzy miesiące i wezwał władze stanów, aby zrobiły to samo z analogicznymi podatkami. W letnich miesiącach urlopowych Amerykanie najczęściej korzystają z samochodów. Oblicza się, że zawieszenie wspomnianych podatków, federalnego i stanowych, zmniejszyłoby wydatki na benzynę o około dolara za galon. Federalne podatki od paliw finansują w USA budowę i utrzymanie autostrad. Ich zawieszenie uszczupli budżet o ok. 10 mld dol., ale zdaniem administracji można sobie na to pozwolić, bo deficyt zmniejszył się w tym roku o 1,6 bln.

Z sygnałów z Kapitolu wynika, że proponowane przez Bidena wakacje podatkowe nie uzyskają poparcia większości ustawodawców. Republikanie są im zdecydowanie przeciwni, bo nie chcą, by obniżenie ceny benzyny pomogło demokratom przed listopadowymi wyborami do Kongresu. Demokraci mają tam większość, ale propozycję prezydenta krytykuje też wielu polityków z tej strony. Zdystansowała się od niej przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi i jej zastępca kongresmen Steny Hoyer. Niepokoją się oni, że zmniejszenie dochodów do budżetu utrudni dalsze wydatki na cele socjalne, uszczuplenie puli funduszy na budowę i remonty dróg opóźni prace w tym zakresie, a naprawa infrastruktury transportu to ważna część programu rządzącej partii.

Niektórzy ostrzegają, że zyski z zawieszenia podatków od benzyny mogą się nie przełożyć na proporcjonalne obniżki jej ceny, lecz trafić do kieszeni koncernów naftowych i stacji benzynowych. Wakacje podatkowe popierają głównie kongresmeni i senatorzy demokratyczni, których reelekcja jest zagrożona.

Benzyna w USA drożeje. Biden szuka winnych Ekonomiści uważają, że zawieszenie podatków od benzyny to doraźny środek nieusuwający przyczyn rosnących cen, tj. nienadążania podaży za popytem. Podkreślają, że wakacje podatkowe mogą nawet wywołać niezamierzony skutek inflacyjny, bo zachęcą Amerykanów do podróżowania samochodem, a zwiększony popyt przyczyni się do jeszcze większego wzrostu cen. Średnia cena najtańszej (niskooktanowej) benzyny w USA oscyluje dziś wokół 5 dol. za galon. To o 2 dol. więcej niż rok temu. Dla przeciętnego właściciela auta oznacza to wzrost wydatków na paliwo rzędu kilkuset dolarów miesięcznie.

Winą za kryzys paliwowy Biden obarcza koncerny naftowe. Lewicowi ekonomiści, jak Robert Reich, wzywają do wprowadzenia podatków od ogromnych zysków „big oil”. Prezydent obwinia też Putina i jego inwazję na Ukrainę, bo przyczyniła się do wzrostu światowych cen ropy – poszły w górę po zakazie importu rosyjskiej ropy w USA i zapowiedzi wstrzymania go w Europie. Od początku wojny ceny benzyny zwiększyły się o półtora dolara za galon, ale – jak przypominają krytycy rządu – rosły już wcześniej.

Skąd Biden weźmie ropę? Pora na OZE Biden sięgnął po strategiczne rezerwy ropy i zezwolił na większy udział etanolu w benzynie – z 10 do 15 proc. (od 1 czerwca do 15 września normalnie obowiązuje limit 10 proc., bo etanol zwiększa ryzyko smogu w wysokich temperaturach). Rząd stara się także przekonać do zwiększenia wydobycia ropy największych jej producentów, jak Wenezuela i Arabia Saudyjska, a więc krajów potępianych przez demokratyczną administrację jako dyktatury. Biden wybiera się w podróż na Bliski Wschód i może spotkać się w Rijadzie z saudyjskim przywódcą Mohamedem bin Salmanem.

Prawicowi krytycy prezydenta twierdzą, że lekarstwem na kryzys byłoby zwiększenie wydobycia w samych Stanach. Ich zdaniem przyczyną niedoborów są nadmierne ograniczenia wierceń naftowych, które wprowadzono za rządów Bidena ze względu na ochronę środowiska. W rzeczywistości wydobycie ropy utrzymuje się na wysokim poziomie i wciąż rośnie, ale zmniejszyła się produkcja benzyny i oleju napędowego, ponieważ w czasie pandemii, czyli w latach 2020–21, kiedy popyt zmalał, rafinerie ograniczyły zatrudnienie i inwestycje i dziś nie nadążają za znów rosnącym zapotrzebowaniem. Demokratyczni politycy i eksperci są zdania, że obecny kryzys paliwowy potwierdza przede wszystkim słuszność polityki popierania odnawialnych źródeł energii. Zaapelowała o to ostatnio sekretarz skarbu Janet Yellen. Jak na razie jednak samochody z napędem elektrycznym i hybrydy są w USA drogie.

USA przed wyborami. Widmo recesji Kłopoty z cenami benzyny nakładają się na całą masę innych problemów Bidena, a inflacja najdotkliwiej odbija się na jego popularności. Notowania prezydenta spadły niedawno poniżej 40 proc., co źle rokuje demokratom w wyborach do Kongresu. Inflację próbuje powstrzymać zarząd Rezerwy Federalnej, podnosząc stopy procentowe, ale niezamierzonym skutkiem podrożenia kredytu może być recesja. Giełda papierów wartościowych w Nowym Jorku dołuje od wielu tygodni – wskaźnik Dow Jones spadł o ok. 18 proc., a Nasdaq nawet o 32 proc. Biden i członkowie jego gabinetu mówią, że recesja „nie jest nieunikniona”, ale trendy na giełdzie uważa się zwykle za prognozę sytuacji gospodarki za sześć miesięcy.

Dlatego apel Bidena o zawieszenie podatku od paliw wygląda głównie na nieco desperacką próbę postawienia w złym świetle republikanów, jeśli będą otwarcie sprzeciwiać się temu posunięciu.

Tomasz Zalewski Korespondent „Polityki” z USA. W latach 1987–93 pracował w nowojorskim „Nowym Dzienniku”, potem był korespondentem PAP. Z „Polityką” współpracuje od 1997 r. Za książkę reportażową „Szczecin: Grudzień-Sierpień-Grudzień” napisaną z Małgorzatą Szejnert otrzymał w 1985 r. Nagrodę Solidarności.