Lewica próbuje się poskładać po burzliwych obradach zarządu. W czwartek i piątek odbyły się kolejne spotkania z buntownikami. Nadal nikt nie chce ustąpić. To już druga próba uspokojenia tego co dzieje się w lewicy i w jej sejmowej reprezentacji. Pierwsze spotkanie skończyło się niczym, chociaż nawet lider buntowników Tomasz Trela mówił, że „była to dobra twarda rozmowa”. Twarda może była, ale na pewno nie dobra dobra – mówią nam inni przeciwnicy Włodzimierza Czarzastego. – Włodzimierz nie wybacza. Będzie próbował odstrzelić nas wszystkich po kolei, albo zbiorowo. Wśród polityków dawnego SLD nastroje są co najmniej rewolucyjne. Większość naszych rozmówców zapowiada, że dni Czarzastego jako szefa Nowej Lewicy są policzone. Jeśli nie zostanie odwołany teraz, to w październiku. Włodkowi chodzi tylko o władzę nad partią, a tę gwarantuje mu jedynie teoretycznie istniejąca Wiosna. My chcemy, żeby partia trwała dłużej, niż jej przewodniczący i to się po prostu nie da pogodzić – mówią lewicowi buntownicy. W partii krążą opowieści o przebiegu zarządu krajowego. Marek Dyduch – jeden z ludzi Czarzastego – miał przepytywać członków zarządu, jak będą głosować. Każdy kto powiedział, że nie po myśli przewodniczącego, został zawieszony. W partii narasta – jak słyszę – wkurzenie, bo układ z Wiosną zdaniem polityków SLD jest niekorzystny, a Czarzasty dąży do władzy absolutnej. U nas i w PSL było zawsze tak, że partia jest silniejsza od przewodniczącego. W ciągu ostatniego roku to się zmieniło. Przewodniczący po prostu przejął partię. Ale to się zemści, bo doły partyjne się na to nie zgodzą. W tej chwili mamy jakieś 20 tysięcy członków, a za chwilę będzie 5, może 7 tysięcy. Oni odejdą po cichu bez żadnych wielkich rozłamów, po prostu znikną i znajdą się gdzie indziej – przewiduje jeden z posłów dawnego SLD. – Popełniliśmy dwa błędy tworząc naszą strategię. Po pierwsze, i tu panią zaskoczę, skupiliśmy się na temacie praw społeczności LGBT. To jest ważne dla naszego wyborcy, ale dla młodego wyborcy. Wyborcy SLD, czyli osoby 50+, nie rozumieją dlaczego nagle staliśmy się partią jednego tematu i to tematu, który dla nich wcale nie jest istotny. W dodatku potwierdziliśmy to w wyborach prezydenckich, wystawiając Roberta Biedronia. Dostaliśmy niewiele ponad 2 proc. i natychmiast w sondażach do Sejmu zjechaliśmy na 5 procent, albo nawet pod próg. Gdyby nie orzeczenie Trybunału z października [ws. zakazu aborcji – red.], nadal walczylibyśmy o te 5 punktów. Trochę poszliśmy do góry, ale lider nie zauważył, że zmienił nam się wyborca. Przyszło trochę młodych ludzi, ale to są młodzi z demonstracji ulicznych, dla których hasłem jest „wypierdalać” skierowane do PiS. A co my robimy? Siadamy do pozorowanych negocjacji z PiS. Przecież nasz wyborca nie może tego zrozumieć. Takie analizy w partii są tematem codziennych rozmów i rozważań. Ale na razie to rozważania akademickie, bo polityczna siła wciąż jest po stronie Włodzimierza Czarzastego.

		Układ z Wiosną

Postawienie Wiosny na równi z Sojuszem w Nowej Lewicy sprawia, że automatycznie działacze Wiosny stają się sojusznikami wicemarszałka Sejmu. W dodatku w Wiośnie też nie jest ostatnio spokojnie, a to gra na korzyść Włodzimierza Czarzastego.

Wielu polityków Wiosny ma dość Biedronia, a on też ma to wszystko gdzieś. Siedzi w Brukseli i nie musi przejmować się tym co tutaj się dzieje - słyszymy od polityków lewicy.

Dlatego w Wiośnie też może dojść do zmiany przewodniczącego. Podobno jak słychać w Sejmie przeciwko Biedroniowi chciałby wystartować obecny szef klubu lewicy Krzysztof Gawkowski. Do niedawna należał do ludzi, których Czarzasty ledwie tolerował. Były sekretarz generalny SLD, który opuścił partię i związał się z Robertem Biedroniem. Kiedy SLD, Wiosna i Razem układały się przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi to Gawkowski był dla szefa SLD problemem. Ludzie Czarzastego mówili o nim „zdrajca”.

Ale polityczny pragmatyzm każe dzisiaj spojrzeć na sprawę inaczej. Gawkowski gwarantuje Czarzastemu przynajmniej względny spokój w klubie. Może też wpłynąć na działaczy Wiosny i ich stanowisko w walce z SLD-owskimi buntownikami. Wiosna, będąca partią czysto teoretyczną (to sformułowanie, którego w rozmowach używają działacze SLD), dostała w układzie z Sojuszem połowę fruktów i stanowisk. Będzie o zachowanie tych proporcji walczyć za wszelką cenę. Buntownicy chcieli podziału 2:1, albo nawet 3:1. Kłopot z Razem Puczyści chcieliby także ograniczenia wpływów partii Razem na politykę zjednoczonej lewicy.

W tej chwili wszystkie decyzje zapadają w 6 par oczu. Liderzy – Czarzasty, Biedroń i Zandberg – oraz troje ich ludzi. Z Czarzastym na spotkania przeważnie chodzi [Marcin] Kulasek albo [Anna-Maria] Żukowska, z Biedroniem – [jego partner Krzysztof] Śmiszek albo [przewodniczący klubu Lewicy Krzysztof] Gawkowski, a z Zandbergiem aktualny lider partii Razem, czyli w tej chwili Paulina Matysiak – opowiadają politycy lewicy – jak się pani domyśla najwięcej do powiedzenia mają „razemki”, bo po prostu są w tym gronie najmocniejsi intelektualnie. Czarzasty zgadza się właściwie na większość ich koncepcji, a to sprawia, że jesteśmy coraz dalej od reszty opozycji – opowiadają politycy przeciwni politycznej strategii Czarzastego.

Na lewicy jest sporo polityków, którzy uważają, że nie ma co odsuwać się od opozycji, bo ich wyborcy nie chcą zbliżenia z PiS. Problem polega na tym, że dla posłów partii Razem liberałowie to większe zło, niż PiS. Zrobią wszystko, żeby za wszelką cenę odciąć się od Koalicji Obywatelskiej.

Oczywiście, że musimy się odróżniać, ale ta wojna, to wskazywanie, że Tusk to samo zło jest dla wielu naszych wyborców niezrozumiałe. Oni chcą odsunąć PiS od władzy. Nie chcą PiS. Platforma i Tusk ich nie obchodzą, ale jeśli poczują, że stoimy na drodze do wygranej opozycji to po prostu pójdą gdzie indziej – mówią nam politycy lewicy, którzy uważają, że wojna po opozycyjnej stronie jest dla formacji niekorzystna.

		Gra na rozbicie puczu

W tej chwili Czarzasty prowadzi grę na rozbicie puczystów. To może mu się udać, bo niewiele ich łączy. Politycznie i osobiście. Każdy ma inne cele polityczne i każdy tak naprawdę walczy o co innego.

Tomasz Trela i Marek Balt walczą o swoje polityczne wpływy. Jeden – jak plotkuje się w Sejmie – chciałby być prezydentem Łodzi. Potrzebne mu jest poparcie Hanny Zdanowskiej, czyli Platformy. Drugi jest silnym baronem śląskim, ale chciałby umocnić się i być może nawet zostać przewodniczącym partii. Wokół tych dwóch liderów buntu krąży kilku posłów, którzy byli politykami SLD prawie od samego początku i nie chcą zmian.

Są też osoby takie jak Joanna Senyszyn, która występowała prawie przeciwko każdemu szefowi SLD. Andrzej Rozenek to dla klubowych kolegów polityczna chorągiewka, która od Palikota przesunęła się na stronę SLD, ale najchętniej trafiłaby do Platformy.

Włodzimierz Czarzasty zdaje sobie sprawę z tych wszystkich zależności i zaczyna dogadywać się z buntownikami oddzielnie. Zaprasza na spotkania tylko tych, których może albo przekonać, albo przestraszyć.

Artykuł ukazał się w Newsweeku