Manifa Łódź przypomina; 30 lipca 1981 na ulice wyszły dziesiątki tysięcy łodzianek sfrustrowanych niezaspokojeniem przez państwo podstawowych potrzeb, niską jakością życia i głodem. Część z nich maszerowała z dziećmi. Do dziś dokładna liczba uczestniczek protestu nie jest znana - propaganda rządowa mówiła o 10, może 20 tysiącach. Mieszkańcy ulicy Piotrkowskiej, którzy tamtego dnia obserwowali tłum kobiet rozciągnięty pomiędzy Placem Wolności a Centralem szacują, że było ich znacznie więcej niż 50 tysięcy.

Choć była to największa demonstracja PRLu, choć protest zakończył się relatywnym sukcesem, informacji o lipcowych wydarzeniach próżno szukać w szkolnych podręcznikach. Nie opowiada się historii włókniarek lub opowiada pobieżnie i urywa ją bardzo szybko, a to im przecież zawdzięczamy tak wiele na polu walki o prawa pracownicze. W ten sposób oficjalna historia pomija nasze matki, babki i prababki. Odbiera im zasługi i moc sprawczą. Niegdyś jedną z większych ulic miasta, w którym przemysł zdominowany był przez kobiety nazwano aleją Włókniarzy, nie Włókniarek. Dosłownie kilkanaście dni temu łódzki IPN celebrował kobiecy protest sprzed czterech dekad odsłonięciem tablicy pamiątkowej. Ani bohaterkom tamtego dnia, organizatorkom i uczestniczkom demonstracji, ani badaczkom i aktywistkom, które przywróciły je zbiorowej pamięci, nie udzielono głosu.

W czterdziestą rocznicę Marszu Głodowego chcemy podziękować wszystkim jego uczestniczkom za pracę, którą włożyły w walkę o przyszłość, walkę z głodem, systemem i opresją.


Grafika: Zuzanna Szor