Dodał jednocześnie, że naukowcy - dzięki specjalnym modelom - wiedzą, które rejony świata najmocniej ucierpią przez katastrofę klimatyczną, a dla których będzie ona mniej dotkliwa. - Wiemy, gdzie należy się przeprowadzić, żeby czwarte czy piątek pokolenie miało święty spokój. To na przykład Nowa Zelandia - zdradził gość TOK FM. Jednak cały świat na tej wyspie się nie zmieści. Dlatego należy działać, a jedynym ratunkiem dla ludzkości może być tylko redukcja emisji dwutlenku węgla do atmosfery.

  • Założenie jest takie, że do 2030 należy ograniczyć o 50 procent emisję gazów cieplarnianych, bo jeśli tego nie zrobimy, to utracimy kontrolę nad klimatem. Zostanie tylko adaptacja. Część ludzkości przetrwa, a reszta jakoś będzie musiała sobie radzić. Najbardziej oberwą kraje południa, w pasie klimatu zwrotnikowego i podzwrotnikowego. Będzie tam tak gorąco, że ludzie zostaną zmuszeni do migracji na północ lub południe. Mówimy tutaj o skali 2 mld ludzi po 2100 roku. To wydaje się nie do zrealizowania w sposób pokojowy. Będą wojny o wodę, terytorium, zasoby. Tego najbardziej się obawiamy - ostrzegał Kamil Wyszkowski. Maciej Głogowski dopytywał swojego rozmówcę, czy świat stać na działania, które doprowadzą do minimalizacji szkód wywołanych katastrofą klimatyczną. - Zmniejszenie emisji o połowę do 2030 roku to rocznie nakłady rzędu 4,4 tryliona dolarów. Przychody do budżetu USA to 3,4 tryliona. To jest możliwe, wystarczyłoby, żeby każdy kraj ściął nakłady na zbrojenia, a moglibyśmy to osiągnąć bez problemów. Jednak żeby tak się stało, należy odejść od pragmatyzmu politycznego, myślenia o najbliższych wyborach, tylko zacząć planować na pokolenia - odpowiedział przewodniczący i prezes Rady Global Compact Network Poland.