Wklejam ciekawy post Andrzej Jóźwik z Fb: Rasputin i mózg Putina, imperialny coach i szara eminencja Kremla. Te wszystkie określenia (jest w obiegu więcej) mają oddawać szczególne znaczenie i mefistofeliczny - w oczach Zachodu – wpływ Aleksandra Dugina na Rosję. Dugin niemal powszechnie uchodzi za architekta współczesnego rosyjskiego ekspansjonizmu. Gwoli przypomnienia, tłumaczenie jego kontrowersyjnej książki „Podstawy geopolityki” (1997), w której przestawił argumenty za „dekompozycją” państwa ukraińskiego, wydała polska falangistowska oficyna Revolta. Swoją drogą, publicystyka Dugina pojawiła się także np. w pierwszym numerze „Nowego Obywatela” z 2003 roku. A w 1998 roku na łamach „Frondy” ukazała się rozmowa Dugina z Grzegorzem Górnym. Gwoli ścisłości, wywiad przeprowadzony na klęczkach, nie tylko z racji katolickiego charakteru periodyku. Jakim cudem, ten myśliciel i propagandysta, poruszający się poza Rosją w fringe’owych kręgach (i takie kręgi interesujący) stał się tak rozpoznawalną ideologiczną marką? Obserwujący aktywność Dugina twierdzą, że przez lata wypracował sobie „krótką ścieżkę” dostępu Kremla, miał zawsze dobre kontakty z rosyjską generalicją. A dzięki szczególnej operatywności i kontaktom towarzyskim w środowiskach intelektualnych wyrobił sobie opiniotwórczą pozycję. To, że dla wielu osób pozostaje intelektualnym performerem i skandalistą, który chętnie by coś (dosłownie) ostrzelał i zbombardował - nie tyle dla chwały Rosji, lecz dla swojego rozgłosu - ma niewielkie znaczenie. Za takie wypowiedzi Dugin jest w Polsce i na świecie cytowany, a nie piętnowany. To się w ostatecznym rachunku w kulturze skandalu liczy. Niebagatelne znaczenie ma fakt, że Dugin ochoczo się udziela w rosyjskich i zagranicznych mediach. Prowadził w Rosji autorskie audycje radiowe i telewizyjne. W latach 90. sporo redagował i wydawał, choć periodyki miały hermetyczny i akademicki charakter, i dopiero po latach, z racji popularności redaktora, dziś wzbudzają szersze zainteresowanie. Był i pozostaje aktywny, ale głównie w niszowych, nie zabiegającym o demokratyczną legitymację fundamentalistycznych (konserwatywno-rewolucyjnych, profaszystowskich i totalizujących) organizacjach. Np. antysemickiej “Pamiati”. Dugin sporo publikuje i to na wszelakie tematy. Nie ma oporów: geopolityka, okultyzm, literatura, prawosławie, filozofia, stosunki międzynarodowe, alchemia, literaturoznawstwo, ezoteryka. Do wyboru, do koloru. Można podsumować dyplomatycznie: myśliciel synkretyczny, choć po prawdzie mamy do czynienia ze sprytnym intelektualnym szalbierzem i blagierem. Owszem, Dugin jest systematyczny, pryncypialny, ale także jest mętny, ortodoksyjny i nieprzejednany. Naukowcem jest żadnym. Z założenia to prowokator. W tym, co pisze i co robi, ujawnia się maniera prankstera, tyle że w wydaniu wielkoruskim (polecam rozmowę z Grzegorzem Górnym we „Frondzie”; brakuje w niej tylko wzmianki o ataku atomowym na Polskę). Podejrzewam, że gdzieś w ukryciu, śledząc reakcje na swoje tyrady, Dugin się powstrzymując, aby nie pęknąć ze śmiechu. Takie odnoszę wrażenie po szczątkowej lekturze jego paru tekstów oraz obejrzeniu kilku wystąpień. Być może ulegam swojej projekcji, jako że zdrowy rozsądek i sceptycyzm nie pozwalają mi podchodzić na poważnie do duginowskich bredni o rosyjskiej dominacji od Lizbony po Władywostok i szczątkowej autonomii dla Polski. Bredni o pokonaniu sił chaosu i ustanowieniu kosmicznego porządku, który będzie uwieńczeniem zwycięsko stoczonej - pod prawosławnym krzyżem - apokaliptycznej batalii z antychrystem reprezentowanym przez tajny globalnym rząd, stworzony pod kuratelą anglosaskiego establishmentu opartego na masonerii i infiltrowanego przez światowe żydowstwo. Uff. “Moją biografią jest moja bibliografia” - przekonuje Aleksander Dugin. Na przekór sugestii, proponuje w życiorysie poszukać tropów prowadzących do odpowiedzi, z kim mamy do czynienia. Trzymam się faktów lub poszlak, na których prawdziwość wskazuje wiele źródeł. Aleksander Dugin urodził się w rodzinie lekarki i generała radzieckich służb. Tu pojawia się problem: jedni mówią o KGB, inni o GRU. Czy zawodowa profesja ojca rzutuje na dalsze losy Aleksandra? Nie ma nikt bladego pojęcia, to pewne. Dugin w udzielanych wywiadach milczy na ten temat. Bardziej frapujące od śledzenia edukacyjnej i akademickiej ścieżki Aleksandra są jego życiowe doświadczenia: akces do rosyjskiej kontrkultury. To na pewno okres wielorakich i bogatych w późniejsze skutki inicjacji, nie tylko duchowych, seksualnych, alkoholowych, psychodelicznych, ale także politycznych. W okresie siermiężnego i depresyjnego ZSRR Dugin realizuje się twórczo w grupie skupionej wokół skandalizującego pisarza, filozofa i matematyka Jurija Mamlejewa. Skandalizującego o tyle, że choć Mamlejew pracował w Instytucje Leśnictwa, dał się poznać głównie czytelnikom jako autor utworów obfitujących w wątki o radykalnej wymowie, także obyczajowej (sadomasochizm). Środowisko Mamlejewa spotykał się w palarni Biblioteki Lenina w Moskwie. Potem przenosi się mieszkalnej klitki swojego guru w Zaułku Jużyńskim. Temu zawdzięcza nazwę: Koło Jużynskiego. W tym gronie Dugin zapoznaje się z protofaszystowskimi teoriami Juliusa Evoli, studiuje prace myślicieli wielkorosyjskiego konserwatyzmu, fascynuje się cielesnymi praktykami rozwijanymi przez Gurdżijewa. To czas eksperymentów, pijaństwa i orgii. Czy także politycznej radykalizacji? Znów trudno rozstrzygnąć. Aby bardziej temat skomplikować dorzucę: w Kole udziela się także dwóch pisarzy Wiktorów: Jerofiejew i Pielewin. Obaj raczej nie ulegli urokowi późniejszych faszyzujących teorii Aleksandra Dugina. Są jednak poszlaki wskazujące, że dwudziestoparoletni Dugin pogłębia fascynację tym, co krańcowe i mroczne. Wikipedyczna notka dotyczące jego osoby wskazuje na wątki satanistyczne w jego zainteresowaniach. Młody Dugin nagrywa i publikuje pod pseudonimem Hans Seviers serię gitarowych improwizacji. Znów autorzy wikipedycznego biogramu Rosjanina podsuwają diaboliczną sugestię, że pseudonim jest nawiązaniem do osoby nazistowskiego zbrodniarza i okultysty Wolframa Seviersa, dyrektora Wojskowego Instytutu Badawczego, który „zapisał” się w historii okrucieństw jako morderca Żydów i kolekcjoner ich czaszek. Na marginesie, Seviers był synem kościelnego organisty. Kochał barok. Na jednym ze zdjęć zbrodniarz prezentuje się ze starannie przyciętą brodą i wąsami. Można się dopatrzeć podobieństwa między emploi rzezimieszka, a fryzurą Dugina. Obfitująca w przedziwne epizody biografia „mózgu Putina” skłania do spekulacji. Dugin miał publikować wiersze ukrywając się pod pseudonimem Sternberg. To z kolei nawiązanie do postaci „szalonego krwawego barona”, Romana von Ungerna-Sternberga (1886-1921), urodzonego w Grazu i dorastającego w Tallinie oficera carskiej armii. Baron walcząc z bolszewikami wsławił się odwagą, skrajną niesubordynacją i okrucieństwem. Wpadłszy w wir wojennej zawieruchy wylądował w Azji. Tam zamarzyło mu się panowanie nad Mongolią, z której chciał uczynić centrum eurazjatyckiego imperium. Swoją drogą, późniejszy Dugin nie ukrywa fascynacji jego osobą, ale w podobny sposób wypowiadał się o np. Johnnym Rottenie. Oto Dugin-synkretysta, w całej radykalnej i doprawionej aluzjami o popkulturowych buntownikach, okazałości. Gdy ZSRR chyli się ku upadkowi, pod koniec lat 80., Dugin wybrał się w podróż na Zachód. Za pierwszym razem odwiedza Francję, Belgię i Hiszpanię. Eskapady dochodzą do skutku dzięki pomocy Jurija Mamlejewa. Mentor Dugina wcześniej wyemigrował do USA i Paryża, więc pośredniczy w kontaktach z przedstawicielami skrajnej europejskiej prawicy. Tych wyjazdów jest sporo. Osoby, z którymi Rosjanin nawiązał kontakty zasługują na uwagę. Na pierwszy plan wysuwa Jean-François Thiriart. Dugin jest nim zachwycony i spośród wielu reprezentantów europejskich politycznych ultrasów stawia innym za wzorzec jako „człowieka czynu”. Pochwala jego determinację i wizję stworzenie wielkiego eurazjatyckiego imperium. De facto Thiriart był zagorzałym belgijskim faszystą, wywodzący się z lewicowych środowisk. W czasie II wojny światowej służył w Waffen SS. Po wyjściu z więzienia, na fali protestów przeciwko uznaniu niepodległości Kongo przez Belgię związał się ze ruchem skupiającym przeciwników antykolonializmu. Potem dokonał dyplomatycznej ideowej wolty i powołał do życie paneuropejską radykalną „Młodą Europę” wyraźnie zafascynowany kontrkulturowym fermentem. Za symbol ugrupowanie wybrał… celtycki krzyż. W szeregach ME działał m.in. Renato Curcio. Kolejne dziwne indywiduum - z neofaszysty stał się lewicowym radykałem, współzałożycielem terrorystycznych Czerwonych Brygad. Thiriart także uległ urokowi totalitarnej lewicy: nie kryje sympatii do maoistów, pochlebnie wypowiada się o rządach chińskich komunistów, popiera reżim Ceausescu. Takie pokręcone czasy i ciemne typy. Udzielając się w rozmaitych międzynarodowych ultraprawicowych koalicjach „Nowa Europa” opowiadała się za powstaniem państwa palestyńskiego. Belg rozwiązał ugrupowanie w 1969 roku po fiasku w wyborach do władz Brukseli.
Człowiekiem, z którym Dugin spotykał się kilkakrotnie – na Zachodzie i zapraszając do Rosji – był Claudio Mutti. To popularyzator rumuńskiego faszyzmu okresu przedwojennego, podejrzany o udział w zamachu bombowym na dworzec w Bolonii (1980). On także współpracował z Thiriatem. Przez pewien czas wydawca współfinansowanego przez irańską ambasadę w Rzymie periodyku „Dżihad”. Nieprzypadkowe powiązanie - w 1978 roku Mutti przechodzi na islam. Jakże gwałtowne we ideologiczne zwroty są biografie osób, z którymi spotyka się i z którymi współpracuje Aleksander Dugin. Ciekawe, w jaki sposób umacniają oni więzi, bo przecież niewątpliwie muszą one procentować w kolejnych latach. Tu dygresja dotycząca syna Claudio Muttiego, który w pewnym sensie podążą szlakiem ojca. Solimano Mutti wydaje pod szyldem THULE SEHNSUCHT IN DER MASCHINEN ZEIT neofolkowo/dronowe płyty (dostępne w Polsce)

  • @LukaszWyrakOP
    link
    12 years ago

    Są napakowane totalitarną symboliką i zawierają afirmacyjne odniesienia do utopijnej wizji nacjo-socjalnej i konserwatywnej Eurazji. Ambicją Muttiego jest skupienie ludzi o podobnych poglądach pod skrzydłami Eurasian Artists Association (EAA). Tu ciekawostka, wydana pod auspicjami EAA składanka “The Great Awakening, Against The Great Reset" została wywalona z Bandcampa. Słusznie. O „wielkoeuropejskim imperium eurazjatyckim” wspomina francuski myśliciel rumuńskiego pochodzenia Jean Parvulesco. Mistycyzujący i wypowiadający się często w spiskowym tonie o przyczynach upadku ZSRR on także znalazł się w orbicie powiązań z Aleksandrem Duginem. Na marginesie i dla ciekawskich, pozbawione kontrowersji biogramy Parvulesco znajdziemy na konserwatywnych rodzimych stronach bliskich Kościołowi. Autorom notek umyka fakt, że francuski konserwatysta przepowiadał powstanie „wielkiej Rosji obejmującej kraje Europy Środkowej, Indię i Japonię”, o Putinie wypowiadał się wprost: “reprezentujący na Ziemi Chrystusa Pantokratora”. No comments. Dugin nawiązuje także szereg kontaktów w Hiszpanii, gdzie spotyka się ze współzałożycielami niesławnej organizacji CEDADE (Círculo Español de Amigos de Europa). CEDADE powstała pod frankistowską kuratelą w lata 60. i jako grupa licząca w porywach 2,5 tysiąca członków, zorientowana była na propagowanie intelektualnych nurtów niemieckiego faszyzmu, widząc w tym szansę na „twórcze zapłodnienie” nowej radykalnej prawicy. Do zawiązania CEDADE przyczynił się m.in. esesman Otto Skorzenny, który w 1950 r. osiedlił się w Madrycie. W ogóle Aleksander Dugin ma - ujmując kolokwialnie – hopla na punkcie europejskich oszołomów i radykałów. Niektórych zapraszał w latach 90. do Rosji na spotkanie towarzyskie i seminaria. Poznaje ich z rosyjską generalicją. Chlubi się, że na jej zlecenie prowadzi zajęcia w akademiach wojskowych.
    W gronie postaci historycznych, którymi Dugin się pasjonuje, ważne miejsce zajmuje Heinrich Jordis-Lohausen. Człowiek o przedziwnym, pełnym zagadek losie. Urodzony w Grazu w latach 20., służył jako artylerzysta w polskiej armii, aby w 1938 roku zaciągnąć się do Wehrmachtu. W czasie wojny był oficerem łącznikowym feldmarszałka Rommela, potem trafia do ambasady Niemiec w Rzymie. W latach 50. obejmuje ważną funkcję w resorcie obrony RFN, a dalej jako wojskowy attaché kursuje po niemieckich ambasadach we Francji i Wielkiej Brytanii. Wszystko układa się z spójną całość; brakuje tylko adnotacji: szpieg. Po przejściu na emeryturę publikował książki popularyzujące geopolityczne ujęcie historii i promujące myślenie o „walce ras”. Jak bardzo to pasuje do wizji świata Dugina. Tu dochodzimy do pewnej konkluzji: wywody Dugina nie budziłyby takiego rezonansu, gdyby nie jego związki z europejską skrajną prawicą oraz związki z generalicją sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej. To rosyjskie intelektualno-militarystyczne grono konsoliduje więzi w ramach nieformalnego moskiewskiego think-tanku: „Klub Izborski”. Spotykają się w nim wysoko postawienie urzędnicy i politycy bliscy Kremlowi, oficerowie czynnej służby i emerytowani wojskowi, biznesmeni, artyści. Mówi się, że jest wśród nich Tichon Szewkunow, czyli rzekomo prywatny spowiednik Putina. To w klubie dyskutuje się nad przyszłością Rosji, przygotowuje raporty i analizy. A wszystko to podlane jest imperialnym sosem i przekonaniem, o wyjątkowości kulturowej i ideowej tego państwa oraz misji, którą ma do wykonania. Jednocześnie Dugin kieruje kilkoma ośrodkami analitycznymi, związanymi z ruchem eurazjatyckim, pełni funkcję dyrektora wydawnictwa „Arktogeja”. Od 2008 r. jest nieoficjalnym ideologiem rządzącej partii „Jedna Rosja”. Dugin powołał do życia Eurazjatycki Związek Sztuki. Inicjatywy z jego udziałem można mnożyć. Pełno tego. Czy wyliczanka ma świadczyć o tym, że rozdaje imperialne karty i ma decydujący głos w wyborze strategii i taktyki Rosji? Śmiem wątpić. Raczej uważam go za figurę na tyle jaskrawą i wyrazistą, by skutecznie przykuć naszą uwagę. Do tego w pełni świadomie uczestniczy w tej grze, która być może ma za zadanie siać po zachodniej stronie zamęt, powodować dezorientację oraz trwogę pomieszaną z fascynacją. Dugin rozprawiający o geopolityce nie jest zresztą na gruncie rosyjskim nikim wyjątkowym. Rosyjska inteligencja była i jest zafiksowana na punkcie geopolityki. Boom na nią zaczął się wcześniej niż po upadku ZSRR. To ożywione zainteresowanie ostatnich lat ma związek ze zwolennikami eurazjatyzmu okresu schyłkowego caratu. Na nich powoływano się, kreśląc wizję wielkiej Rosji w trakcie rewolucji i walcząc z nią (co czyniła biała emigracja). Najbardziej wpływowym i płodnym autorem tego rodzaju koncepcji był geograf i ekonomista, Piotr Sawicki, pracujący w rządzie białych generałów – Antona Denikina i Piotra Wrangla, a później kierujący ruchem eurazjatyckim na emigracji w Berlinie i Pradze. Rosyjskie elity uwiodła teoria zderzenia cywilizacji Samuela Huntingtona. Nie cierpią natomiast teorii “końca historii” Francisa Fukuyamy, widząc w niej dominacje zachodniej ścieżki rozwoju i “dezawuację” rosyjskich doświadczeń oraz wyjątkowości rosyjskiego modelu cywilizacyjnego. Natomiast paradygmat huntingtonowski, który stawia Rosję wśród głównych centrów cywilizacyjnych z jej prawosławiem na czele - Rosjanie to kochają. To ich dowartościowuje i pozwala uporać się z traumą upadku ZSRR i degrengoladą lat 90. “Nie muszą nas kochać, ale muszą się nas bać i szanować.” Do głoszenia tego poglądu wcale nie jest Rosjanom i Putinowi potrzebny Dugin. On jest skrojony na potrzeby Zachodu.