Jest coś perwersyjnie fascynującego w tym, jak bardzo Polska – przez „Polskę” rozumiem tu kolejne rządy, partie, polityków i kandydatów w najróżniejszych kampaniach, wyścigach i regatach – ma gdzieś twórców, a przeczytać można, że artystów jest w naszym kraju ponad 60 tysięcy (do tego jeszcze i personel kultury). Ta Polska kompletnie o nich nie zabiega, nie kokietuje okazywaniem artystowskiego rekwizytu albo uniformu, pozostaje głucha na ich proklamacje, nie lęka się, że ich straci – jako wyborców i stronników – a przy tym zawsze, odkąd pamiętam, intensywnie i hojnie zabiega o względy i głosy leśników, myśliwych, rolników, przedsiębiorców, księży, górników, strażników granicznych, lokalnych wytwórców tego i owego, publiki stadionu miejskiego czy królów biznesu.