Jezusmaria, odstaw antropologię dla szkół podstawowych i przestań ufać tak tanim racjonalizacjom wiążącym monoteizm z linearnością, bo już głupi Majowie i Sumerowie wyłamują się z twojej teorii wszystkiego. To co proponuję to nie koncept linearny, lecz wielokierunkowy. To, że DLA CIEBIE “anarchia jest porządkiem” bo pomyliłeś symbol przystanku autobusowego z symbolem anarchizmu (jak wielu innych) i dorabiasz do tego zbyt wiele, to nie moja wina.
A rolnictwo jak świat światem działało w modelu rozproszonym (nie “linearnym”) i zależało od tego, jak się komu uwidziało, zwłaszcza że nic nie stoi na przeszkodzie by w wolnym świecie uprawiać je na równi z różnego rodzaju zbieractwem i recyklingiem. Nie jesteśmy już ludźmi schyłkowego paleolitu, skazanymi na kaprysy przyrody, potrafimy wytwarzać rzeczy które wytwarzają rzeczy, potrafimy tworzyć sieci wymiany sprawniejsze niż to co miano do dyspozycji dziesiątki tysięcy lat temu. Przejście do anarchizmu nie oznacza jakiegoś wielkiego resetu dotychczasowych artefaktów cywilizacyjnych. Ani możliwości które w nich drzemią.
Inna sprawa że jeśli wiecznie będzie się myśleć o tym, jak ma wyglądać cały anarchistyczny wszechświat i tej idei podporządkowywać każde działanie doraźne, to nie będziesz mieć ani działań doraźnych, ani anarchistycznego wszechświata. Żeby zastosować w praktyce to co ja mówię o kolektywach, nie trzeba z marszu mieć rozwiązanego w głowie problemu głodu na świecie i recepty na lek na raka. Ani idealnej wizji anarchistycznego społeczeństwa w której będzie fajnie wszystkim i nikomu niczego nie braknie. Ja używam tych przykładów głównie po to, żeby rozszerzyć pole dyskursu o tym, jak może wyglądać skuteczne działanie, bo na razie większość z was fiksuje się po prostu na tym, jak stworzyć skuteczniejszą i lepszą merytokrację, tak jakbyście nie widzieli że ilekroć ruch anarchistyczny tego próbuje, mierzy się w końcu z zapaścią i wypaleniem.
Amerykańscy liberałowie utopią każdą słuszną ideę w morzu przesady, a potem będą robić karpika dlaczego to wywołuje negatywne reakcje. Przecież czegoś takiego nie da się zrealizować, to wygląda jak prank prawicy.
Nie powinniśmy tworzyć nowego państwa. Nie wszystko musi być cykliczne i odbywać się cyklicznie, może poza działaniami pomocowymi dla potrzebujących. W tych oatatnich trzeba po prostu dbać o rotację, albo społeczność powinna wynagradzać odpowiednio osoby które się tym zajmują, tak żeby wypalenie mniej dawało się we znaki. Bo one będą dźwigać większy ciężar i nie da się tego zmienić.
Cyklicznych wydarzeń nikt tak naprawdę nie potrzebuje, mogą pojawiać się wtedy kiedy ludzie mają akurat energię na ich zrobienie. Edukacja też nie musi odbywać się w modelu pruskim, może być rozproszona. Przestańmy idealizować merytokrację i wąskie specjalizacje, a przede wszystkim przykładać ramy obecnej rzeczywistości do tego, jak chcemy żyć.
Dariusz Zalega jak zwykle nie zawodzi i w swoim cyklu tekstów o ruchach politycznych na Śląsku nie pomija anarchistów:
"To z Raciborza wywodził się Augustin Souchy, jeden z ówczesnych liderów europejskiego anarchizmu, o których potem wspomnimy jeszcze. Raciborzanin Tomasz Pilarski, który przeszedł z ruchu komunistycznego, wydawał we Wrocławiu wściekle antyreligijne pismo „Freiheit”. Był też jednym z pomysłodawców powołania antyfaszystowskiej bojówki Czarne Szeregi (Schwarze Scharen). Pierwsze grupy powstały jesienią 1929 roku w Raciborzu i Bytomiu, a kolejne w Kietrzu, Olesnie, Gliwicach i na Bobrku."
(...)
"To właśnie śląscy anarchiści, mieszkający w Barcelonie, byli w szeregach pierwszych ochotników walczących z frankistami. Zdobyli m.in. gmach Domu Niemieckiego, gdzie mieściła się jedna z największych za granicą ekspozytur NSDAP."
Przestać tworzyć organizacje i zrzeszać się wokół konkretnej sprawy, mającej ramy czasowe i możliwe do osiągnięcia cele. Z ludźmi którym jest w danym momencie po drodze z danym celem i sposobem jego realizacji. Po czym tak powstały twór rozwiązywać i w razie pojawienia się kolejnego problemu zakładać nowe.
Ale to nie jest marksizm, tylko wynik jako takiego obeznania z globalną polityką od lat, poza tym politycy zawsze i wszędzie chcą materialnych korzyści, bo przecież nie zakładają tych międzynarodówek tylko dlatego, że im się dżender nie podoba. Pamiętaj że oni sami nie przestrzegają standardów moralnych które chcą wymusić na społeczeństwie, więc cynizm jest tu dość podstawowym gruntem który trzeba badać. Już jebać kapitalistów, oni akurat w tej grze mają niewiele do zyskania, za to rozmaite fundacje i grupy lobbystów jak najbardziej. Zwykły człowiek może wejść do świata dużej kasy dzięki polityce, nawet nie ocierając się nigdy o biznes.
No ale to jedna sprawa. Druga to interesy rządów z bliskim wschodem: otóż praktycznie każdy je prowadzi. Jedni udają przy tym oczywiście że tego nie robią, drudzy robią to jawnie. To ogromne rynki z masą kapitału i “inwestorów” chętnych do sypania kaboną na projekty w Europie, np. słynny Belt and Road. Polska ma dobre kontakty gospodarcze z basenem Zatoki Perskiej od lat 80, a od upadku Saddama w Iraku, Iran raz za razem podkupuje rozmaitych lokalnych polityków, czego dowodem są wizyty dyplomatyczne i rozmaite partnerstwa zawierane tu i ówdzie. Wiele krajów zerwało wręcz swoje stosunki z Iranem, Polska nie. Politycy wiedzą że to sojusz, z którego w razie czego można awaryjnie skorzystać, zarówno w sensie finansowym jak i politycznym.
W sytuacji takich Węgier, które raz za razem straszone są, że Unia zakręci kurek ze środkami, tym chętniej szuka się ich w Azji, wysyłając przy tym mesydż polityczny (“ty nas unio nie denerwuj i dawaj hajs, bo do ruskich pójdziemy!”). Polska ostatnio ma ten sam problem: Unia nie tylko odmawia środków na KPO, ale też zaskarża wyroki polskiego TK do Strasburga, co jest politycznym policzkiem w twarz tzw “suwerenności” takiej jak oni ją pojmują. Więc teraz na złość Unii wyślemy solidny mesydż: “patrzcie, realizujemy waszą politykę ochrony granic, bierzemy na siebie ukraińskich uchodźców, umożliwiamy dostawy sprzętu na wschód w odróżnieniu od waszego nielubianego Orbana i co z tego mamy? Nu nu, zła Jewropa, jak będziecie denerwować wielkie polskie mocarstwo to wielkie polskie mocarstwo pójdzie sobie do Ajatollahów”. :)
*15 marca 2022 r. Natalia Zelcer, kontrolerka Auchan w Sankt Petersburgu, poprosiła swoich współpracowników o zbiórkę w ramach "pomocy humanitarnej" i przedstawiła listę potrzebnych rzeczy. Znalazły się tam m.in. skarpetki, papierosy, zapalniczki i maszynki do golenia. W wykazie nie było artykułów dla kobiet i dzieci, za to wskazywane liczby (np. 1 tys. tubek pasty do zębów, 500 zapalniczek) pokrywają się akurat z zapotrzebowaniem jednego lub dwóch batalionów na froncie — wynika ze śledztwa.
"Pomoc humanitarna" została sformalizowana jako zakup przez dziesięć podmiotów prawnych — wynika z dalszej korespondencji Zelcer z centralą firmy. Elmira Iwanowa, kierowniczka logistyki w petersburskim Auchan powiedziała, że nie wie, kto był ostatecznym odbiorcą ładunku, ale podkreśliła, że towary zostały przekazane bezpłatnie.
— W Auchan było to jasne dla wszystkich — powiedział Aleksiej z jednego ze sklepów. — Już w pierwszym e-mailu powiedziałem, że w ogóle nie przejdę obok tego obojętnie. Później zapytałem, dokąd zmierza ta "pomoc humanitarna", a Zelcer odpowiedziała: "ty się nad tym zastanów". Uparłem się: "więc dokąd?". Ona odpowiedziała: "na specjalną operację wojskową", po czym dodała: "niestety" — opowiedział pracownik sieci.*
Wiecie może jak ominąć nowe bramki w oszołomie? Powieść kryminalną piszę.
Nieee, nie tylko o to chodzi. To trwa zarówno podczas rządów liberałów jak i prawicy. Sikorski w kieszeni Arabii Saudyjskiej dobrze to pokazuje. Zresztą cały ten “antyzachodni antywoke” sojusz też nie powstał z pobudek ideologicznych, tylko imperialistycznych, a stoją za nim również ogromne pieniądze.
Imho to propaganda w którą mamy wierzyć. Nie będzie żadnej innej walnej ofensywy. Nie ma kim i nie ma czym. To kolejna próba “ratowania twarzy” i kupienia sobie czasu przez Putina.
Super, jedno z najciekawszych dzieł poruszających nie tylko temat Holokaustu ale tak naprawdę mówiące więcej o roli wspomnień w życiu rodzin “ocaleńców”, o trudnym stosunku do własnych przodków i niejednoznacznych ocenach moralnych.
Macie już kalendarze na przyszły rok? Jeśli tak - zapiszcie sobie wyraźnie, że od 8 do 11 czerwca* odbywa się kolejna edycja kongresu anarchistycznego Kongresono. W tym roku widzimy się w Warszawie, dzięki uprzejmości ADA Puławska. Więcej informacji o imprezie pojawi się już niedługo.
Do zobaczenia na miejscu!
_____
*) Długi weekend towarzyszący znanemu świętu kościelnemu ;)
Trochę nowych faktów, jak np. badania laboratorium kryminalistycznego przeczące tezie pisowskiego "biegłego", znanego z malwersacji i krętactwa w komisji smoleńskiej. Same psy nie zgadzają się ze sobą co do tego, czy strzał padł w plecy czy w klatkę piersiową, przy czym pierwsza wersja okazuje się bardziej prawdopodobna. Still policjanta nie chcą oskarżyć z paragrafu który mógłby zagwarantować jakieś solidne konsekwencje, lecz z paragrafu który sugeruje, że podczas interwencji był funkcjonariuszem, a kiedy strzelał, był osobą prywatną. xDDD
Mały risercz grupy Antifond (to m.in. ci od Antijoba) dotyczący postaw różnych pracowników w Rosji wobec mobilizacji podczas próby zaimplementowania szerokiej akcji sabotażu w formie walkoutu przez środowiska wolnościowe.
Ofc cudów się nie spodziewajcie, tzw. klasa robotnicza z fabryk najczęściej wyraża postawy typu "jak będzie trzeba iść na wojnę to pójdę!", ale jest też trochę o biernym oporze nawet na poziomie managementów. Mnie osobiście rozwala casus elektrowni atomowej. Co jak co ale to miejsce które, gdy przestanie działać, może spowodować szkody dalej idące niż gospodarcze. A to tam właśnie trwa jedna z większych nieskoordynowanych akcji spontanicznego ukrywania się pracowników.
Grubo się zadziało. Jakiś zwyrol podający się za antifiarza uznał, że skoro 13-latka malowała dla zgrywy swasty na murze, należy ją zamordować ze szczególnym okrucieństwem. Dźgnął ją kilkanaście razy.
Znał ktoś tego palanta i jego środowisko? Jak to jest, że nikt nie dostrzegł takiego poziomu odklejki? Ten Antyfaszystowski Inowrocław to był kolektyw jednoosobowy czy jak?
Ładny reportaż, ale imho naprawdę powinniśmy przestać spuszczać się nad opiniami zmanipulowanych i ogłupionych ludzi, bo niedaleko na tym zajdziemy. W sprawie Białowieży też było nawoływanie do dialogu, obchodzenie się z mieszkańcami jak z jajkiem i co? I gówno, Lasy Państwowe zawsze wygrają, bo nie grają fair.
Tym niemniej warto wiedzieć co się dzieje ba miejscu i dlaczego nie możemy mieć ładnych rzeczy.
Kolejne gówno z udziałem krewkiego policjanta (sprawa z 2015, ciągnie się do dziś). Tym razem w bonusie macierewiczowski medyk sądowy pomagający tuszować największe sprawy psów oskarżonych o morderstwo.
*[pisowsy medycy sądowi] Jako jedyni uznali, że wersja policjanta o szamotaninie jest wiarygodna. Uznali, że Stanisławski, z przestrzeloną szyją, przez kilka sekund, mógł stawiać opór, walczyć. I mimo takich obrażeń, w szamotaninie nacisnąć spust i oddać strzał w swoją głowę. Dowodzili także, że nawet z kulą w głowie mógłby się ruszać.
Zanim wydali opinię, w marcu 2016 r. w pokoju przesłuchań w Kutnie przeprowadzili własny eksperyment. Rozwinęli sznurki, zaczęli analizować tor lotu pocisków oraz sekwencję strzałów. Pokusili się o stwierdzenia z zakresu balistyki, w której się nie specjalizują. Zrobili to, choć biegli balistycy z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia w Zielonce, także powołani do tej sprawy, nie potrafili wskazać kolejności wystrzałów.*
W Turcji rośnie niechęć do syryjskich uchodźców. Teraz prezydent Erdogan, niegdyś ich patron, dąży nawet do zbliżenia z człowiekiem, przed którym ludzie ci uciekali: syryjskim dyktatorem Baszarem al-Assadem. Tymczasem niechęć Turków do uchodźców rośnie. Na początku września 17-letni Syryjczyk został zadźgany na śmierć.
W pewnym momencie po prostu mieli dość. Dość wrogości, niepewności, ataków. W grupie na komunikatorze Telegram Syryjczycy mieszkający w Turcji wezwali do utworzenia tzw. karawany: marszu do granicy turecko-greckiej, a następnie dalej do UE.
Dziesiątki tysięcy użytkowników śledzi teraz aktualizacje na grupie, w których organizatorzy wzywają syryjskich uchodźców po arabsku do wyposażenia się w śpiwory, namioty, kamizelki ratunkowe, wodę pitną, jedzenie w puszkach i apteczki. Agencja informacyjna AFP rozmawiała z organizatorem, który pragnie zachować anonimowość ze względu na możliwe represje. – Damy wam znać, kiedy będzie czas na wyjazd – powiedział 46-letni syryjski inżynier.
Otwarta wrogość względem uchodźców
Uchodźcy w Turcji czują się coraz bardziej niekomfortowo. Nastroje w kraju są momentami otwarcie wrogie. Na niespełna rok przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi wielu polityków eskaluje swoją retorykę. Raz po raz dochodzi do ataków.
A prezydent Recep Tayyip Erdogan, który długo jawił się jako patron uchodźców, szuka zbliżenia z człowiekiem, przed którym kiedyś uciekali Syryjczycy: syryjskim dyktatorem Baszarem al-Assadem. Dlatego też coraz więcej osób chce się teraz dostać do UE.
Kiedy w 2011 r. wybuchła wojna domowa w Syrii, wielu Turków wciąż z otwartymi ramionami witało uciekających sąsiadów. Turcja przyjęła najwięcej uchodźców na świecie; w kraju zarejestrowane są prawie cztery miliony osób ze statusem ochronnym. Ogromne osiągnięcie. Ale o ile na początku dominowała kultura gościnności, to teraz większość Turków chce się pozbyć swoich rzekomych gości.
Badanie przeprowadzone przez Agencję Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) w 2021 roku wykazało, że 48 procent respondentów uważa, że Syryjczycy "zdecydowanie powinni zostać odesłani". Kolejna jedna trzecia uważała, że syryjscy uchodźcy powinni zostać zabrani do tzw. bezpiecznych stref w Syrii. Zwolennikiem takich stref jest również prezydent Erdogan.
17-latek zadźgany na śmierć
Według sondażu przeprowadzonego w tym roku przez Instytut Metropoll prawie 82 proc. Turków chce, by Syryjczycy wrócili do domu, a dwie trzecie uważa ich za ciężar. Tymczasem ataki są coraz częstsze, niektóre ze skutkiem śmiertelnym.
Na początku września 17-letni syryjski uchodźca został zadźgany na śmierć przez grupę miejscowych w Hatay, prowincji na południu Turcji. W czerwcu dwóch młodych Syryjczyków zostało podobno zabitych w dwóch oddzielnych incydentach w Stambule.
A latem ubiegłego roku rozwścieczony tłum zaatakował prowadzone przez Syryjczyków firmy w stolicy kraju Ankarze. – Takie fizyczne ataki nasilają się – mówi Metin Corabatir, prezes Centrum Badań nad Azylem i Migracją w Turcji (IGAM). – To wywołuje duży strach wśród uchodźców. I jest tendencja do wyjazdu z Turcji na Zachód.
Turcja "wysypiskiem Europy"?
Kampania wyborcza dolewa oliwy do ognia. Najpóźniej w czerwcu przyszłego roku Turcy wybiorą nowy parlament i nowego prezydenta. Szczególnie opozycja podburza przeciwko Syryjczykom.
Meral Aksener, liderka nacjonalistycznej partii IYI, powiedziała niedawno, że Turcja stała się "obozem dla migrantów" i "niemalże wysypiskiem śmieci dla Europejczyków". Nawiązuje do umowy o uchodźcach między Turcją a UE, na podstawie której Ankara uniemożliwia ludziom dalszą podróż i zapewnia im byt we własnym kraju. W zamian otrzymują pieniądze z Brukseli.
Gdyby jej partia doszła do władzy w ramach sojuszu opozycji, odesłałaby Syryjczyków w ciągu trzech lat, jak mówi Aksener, najlepiej w ramach porozumienia z syryjskim prezydentem Assadem. W przeciwnym razie ludzie musieliby pozostać w obozach przy granicy. Kemal Kilicdaroglu z Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), który mógłby wystartować przeciwko Erdoganowi jako wspólny kandydat opozycji, również wielokrotnie obiecuje odesłanie uchodźców.
Erdogan pod presją
Prezydent Erdogan zwykle uderza w bardziej umiarkowane tony. Przez długi czas przedstawiał się jako patron uchodźców, apelując do solidarności ludności tureckiej z "bratnim narodem syryjskim". Ale politycznie znajduje się pod coraz większą presją. Według sondaży zmniejsza się różnica między jego Partią Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) a opozycją.
Dodatkowo jego kraj cierpi na kryzys walutowy, a ponad 80-proc. inflacja sprawia problemy wielu Turkom. Dodając do tego niechęć społeczeństwa do Syryjczyków, Erdogan widzi, że jest zmuszony do działania.
Od dłuższego czasu promuje tzw. strefę ochronną w północnej Syrii, na południe od granicy tureckiej. Rozwiązałoby to jednocześnie dwa jego problemy: zdławienie grup kurdyjskich i stworzenie przestrzeni, w której mogliby się osiedlić Syryjczycy z Turcji. To już częściowo się dzieje, ale jeszcze nie na dużą skalę.
Jak pogodzić się z wrogiem
Jednocześnie zbliża się do swojego dawnego arcywroga: syryjskiego dyktatora Assada. Erdogan nazwał go kiedyś "terrorystą", z którym nigdy nie może być pokoju w Syrii. Ale w zeszłym miesiącu nagle mówił o dialogu politycznym i dyplomacji - strategiczny zwrot o 180 stopni. Według doniesień medialnych w ostatnich tygodniach doszło już do kilku spotkań tureckich i syryjskich służb wywiadowczych.
– Taki rozwój sytuacji przyczynia się do poczucia niepewności Syryjczyków – mówi ekspert ds. migracji Metin Corabatir. Widzi on jednak poważne przeszkody przed ewentualną współpracą rządów Syrii i Turcji. Damaszek domaga się, by tureckie wojsko opuściło syryjską ziemię i przestało wspierać część syryjskiej opozycji, a żądania te są nie do przyjęcia dla Erdogana.
Mimo trudów odczuwanych przez wielu uchodźców w Turcji, "wezwanie do marszu, konwoju czy karawany nie jest oczywiście rozwiązaniem" – mówi Corabatir. Podobno setki osób przedostały się już do granicy tureckiej w Syrii, mając za cel Europę, ale zostały zatrzymane przez milicje.
UNHCR ostrzegł przed dołączeniem do karawany. Wezwała ludzi, by nie ryzykowali życia swojego i swoich rodzin oraz dzieci. Wciąż nie wiadomo, czy większa grupa rzeczywiście jest w drodze.
Tragedia całej Europy
Kilka dni temu w sieci pojawiła się wiadomość od organizatorów, że czekają na pozwolenie od władz tureckich. "Ponieważ konwój będzie poruszał się z terytorium Turcji, konieczne jest przestrzeganie prawa tureckiego" – napisano.
Korabatir tymczasem obawia się scen podobnych do tych z początku 2020 r., kiedy Erdogan jednostronnie ogłosił otwarcie granicy z Grecją i tysiące uchodźców ruszyło w drogę. Grecka straż graniczna odpychała ludzi stosując niekiedy brutalne środki.
Corabatir pamięta niektórych uchodźców, którzy odważyli się wtedy na podróż. – Sprzedawali swoje drugie i trzecie używane lodówki, aby pokryć koszty podróży do greckiej granicy – mówi. – Cały majątek, jaki mieli, stracili. Ponowna próba również zakończyłaby się taką tragedią. Tragedia, która w końcu dotyczy także Europy.
Z cyklu: kapitalizm może się zawsze przystosować. Ostatnio jeden ekonomista cytowany w Forbesie odkrył że istnieje coś takiego jak własność albo współwłasność pracownicza, i od razu przytacza argument za tym, że może to być świetne narzędzie dla ratowania kapitalizmu, bo w końcu takie firmy, są efektywniejsze (!) od innych. Namawia właścicieli firm takich jak Walmart na przejście na ten model, bo, jak uzasadnia:
*If Walmart employees had the same kind of ownership that Publix employees do, the Walton family would still be quite wealthy, but the employees at Walmart would be too. Rather than all that wealth—more than the GNP of most countries—going to one family, it would be shared more broadly, leading to stronger communities and more economically secure workforces. We might even see more of the kind of love for the company that Publix customers and employees are famous for.*
https://www.forbes.com/sites/christophermarquis/2022/08/25/can-employee-ownership-save-capitalism/
Oczywiście to tylko rojenia jednego profesorka, chociaż Forbes co jakiś czas podrzuca takie treści, które sugerują, że fajnie byłoby zaadaptować jakieś narzędzia przypisywane klasycznie socjalistom i syndykalistom do rozwiązania problemu kapitalizmu. Na razie wątpliwe żeby to się stało, ale nie o to mi chodzi.
Chodzi o to, że coś co jest wyróżnikiem (zwłaszcza) socjalizmu i jest zwykle prezentowane w kategoriach realnych alternatyw dla kapitalizmu (bo wywiedzione z marksowskiej koncepcji społecznej własności środków produkcji która jest niby sprzeczna z własnością prywatną), wcale nie musi nim być. I fakt, że kapitalistyczne profesorki dochodzą do takich a nie innych wniosków, mówi nam parę rzeczy:
1. Kapitalizm jest w stanie przejąć nie tylko każdą narrację, ale również potencjalnie każdy model ekonomiczny, nawet pozornie z nim sprzeczny. To elastyczność, którego żaden z systemów dotąd nie miał. Gdy własność pracownicza upowszechni się w kapitalizmie, będzie ona oczywiście pozbawiona tego demokratycznego elementu o który walczyli syndykaliści, pozostawi też wyraźną hierarchię zarządzania w taki czy inny sposób, ale przy cwanej implementacji pozostawi pracowników o wiele bardziej zadowolonymi ze swojej pozycji, a więc jeszcze mniej chętnymi do zrzeszania się w związki i walkę o swoje prawa. Dostaną potencjalnie i tak więcej, niż by się spodziewali.
2. Być może własność pracownicza środków produkcji nigdy nie była tak naprawdę realną alternatywą wobec tego, co robi z nami cywilizacja przemysłowa. I nie mówię tego jako jakiś anprym, ale jako ktoś kto jest dość przerażony tym, w jakim stopniu uzależniliśmy się od tzw cywilizacyjnego rozwoju, razem z jego negatywnymi skutkami. Engels chciał przekonać ludzi, że wraz z przejściem do socjalizmu niechybnie wzrosną siły produkcyjne człowieka. Kapitalizm wytrącił mu ten argument z ręki, bo sam sprawił, że owe możliwości zwielokrotniły się od połowy XIX wieku. I chociaż twardogłowi socjaliści sarkają, że biedy to wciąż nie skasowało, to twarde dane mówią jasno, że ludzie w dowolnym regionie świata są dziś średnio bogatsi niż sto lat temu. Tak, rosną nierówności, ale głównie dlatego, że bogaci są naprawdę obrzydlwiie bogaci. Misja cywilizacyjna socjalizmu i socjalizmu wolnościowego, czyli podniesienie poziomu produkcji i wyciągnięcie światowych mas z biedy, dokonuje się tak czy owak. Jeśli wprowadzimy własność pracowniczą, na mocno wytartych czerwonych i sztandarach nie zostanie już zbyt wiele. Ankomy i ansyndy dalej będą walczyć o obalenie państwa, ale w sumie to tyle.
3. Czy w dzisiejszych czasach potrzebujemy jeszcze "wzrostu sił wytwórczych", wzrostu produkcji? Kiedy tak postawić pytanie, większość odpowie pewnie że nie, a jednak czerwone i czarno-czerwone doktryny wciąż tkwią w dawnych ramach analizy zjawisk. Produkujemy przecież dość, problemem są raczej szybko psujące się urządzenia i oczywiście wciąż słaba dystrybucja zysków i środków tak, by zaradzić globalnym problemom. Produkujemy sumarycznie zbyt dużo, konsumujemy na potęgę (zwłaszcza biedne dotąd regiony które, prawem elementarnej psychologii, będą sobie jeszcze długo odbijać lata niedostatku – widzicie to przecież w Polsce, to co dopiero w Tunezji czy Mongolii). Nawet jeśli przyjąć klasyczny zestaw cnót socjalizmu i tych anarchistów którym do niego blisko, trudno nam uzasadnić konieczność produkowania jeszcze więcej. A to na tym, tak serio, opierała się stara doktryna Engelsa (Marks był bardziej fuckworkowy, dlatego jego osobiste spojrzenie na tę kwestię wymazuje się z czerwonej historii). W modelu własności pracowniczej – czy to pod kapitalizmem czy to pod socjalizmem – wciąż musimy produkować więcej niż w zeszłym roku, wciąż uczestniczymy w jakiś sposób w mechanizmach konkurencji i niezależnie od rodzaju dystrybucji (rynek czy centralne planowanie), produkcja bywa celem samym w sobie. Niezależnie czy idzie o "większy zarobek", czy o "zaspokojenie potrzeb", wszystko wciąż musi rosnąć. Kapitalizm musi rozbudowywać fabrykę, bo dzięki temu robotnicy zarabiają, co przeklada się na większą konsumpcję i zapotrzebowanie na ich własną pracę, ale przecież de facto socjalizm działa podobnie. Centralne planowanie również chce przychylić nieba konsumentowi i robotnikowi zarazem, chce nie tylko zaspokoić potrzeby, ale również zagwarantować pracę, poczucie sensu, dealienację. Nie myśli o granicach wzrostu, nawet za cenę marnowania zasobów i zanieczyszczania środowiska. Ankom i ansynd zakładają milcząco, że skomplikowane powiązania ekonomiczne "jakoś się rozwiążą" na drodze dobrowolnych umów, że rozmaite zakłady produkujące rozmaite rzeczy jakoś się tam dogadają dla dobra wszystkich, a najważniejsze jest raczej to, by były demokratyczne i zdehierarchizowane. Każdy z tych modeli tak naprawdę kończy się rynkiem, jakąś konieczną miarą standardów wymiany rzeczy i usług. W wysoko cywilizowanym społeczeństwie jak nasze autakria nie jest możliwa bez odrzucenia pewnych dobrodziejstw tej cywilizacji, c'nie.
4. Anarchizm powinien więc jeszcze bardziej dystansować się od wysokocywilizacyjnych koncepcji jeśli chce pozostać alternatywą. W anarchizmie chodzi o wolność, zniesienie hierarchii i możliwość renegocjacji każdej normy i każdego dogmatu, nie o rozwiązanie wszystkich wielkich problemów świata i uczynienie z nas wszystkich służebników Sprawy. Anarchizm to dla mnie odzyskiwanie życia w takim stopniu, w jakim warunki na to pozwalają. W przeciwieństwie do koncepcji engelsowskich, które są materialistyczne, anarchizm jest imho "ideologiczny", bo nie zakłada ślepo, że byt społeczny kreuje świadomość społeczną i nigdy odwrotnie. Anarchistą jest się imho dlatego, że wierzy się w pewne wartości i wierzy się że ludzie w dużej mierze też kierują się wartościami, nie tylko atawizmem posiadania i zabezpieczania swojego bytu. Że relacja pomiędzy "bazą" a "nadbudową" nie jest de facto dialektyczna, tylko moniczna, że ten podział jest czysto abstrakcyjny, nawet jeśli czasem przydatny do mędrkowania i analiz. Że człowiek jest istotą wielowymiarową i wyznacznik dobrego życia nie jest taki sam dla każdego.
Więc sorry, ale nie chce mi się umierać na ołtarzach własności pracowniczej ani tym podobnych dogmatów, bo one nie są według mnie tożsame z tym, o co walczę.
PS. Jebać pracę.
Jezusmaria, odstaw antropologię dla szkół podstawowych i przestań ufać tak tanim racjonalizacjom wiążącym monoteizm z linearnością, bo już głupi Majowie i Sumerowie wyłamują się z twojej teorii wszystkiego. To co proponuję to nie koncept linearny, lecz wielokierunkowy. To, że DLA CIEBIE “anarchia jest porządkiem” bo pomyliłeś symbol przystanku autobusowego z symbolem anarchizmu (jak wielu innych) i dorabiasz do tego zbyt wiele, to nie moja wina.
A rolnictwo jak świat światem działało w modelu rozproszonym (nie “linearnym”) i zależało od tego, jak się komu uwidziało, zwłaszcza że nic nie stoi na przeszkodzie by w wolnym świecie uprawiać je na równi z różnego rodzaju zbieractwem i recyklingiem. Nie jesteśmy już ludźmi schyłkowego paleolitu, skazanymi na kaprysy przyrody, potrafimy wytwarzać rzeczy które wytwarzają rzeczy, potrafimy tworzyć sieci wymiany sprawniejsze niż to co miano do dyspozycji dziesiątki tysięcy lat temu. Przejście do anarchizmu nie oznacza jakiegoś wielkiego resetu dotychczasowych artefaktów cywilizacyjnych. Ani możliwości które w nich drzemią.
Inna sprawa że jeśli wiecznie będzie się myśleć o tym, jak ma wyglądać cały anarchistyczny wszechświat i tej idei podporządkowywać każde działanie doraźne, to nie będziesz mieć ani działań doraźnych, ani anarchistycznego wszechświata. Żeby zastosować w praktyce to co ja mówię o kolektywach, nie trzeba z marszu mieć rozwiązanego w głowie problemu głodu na świecie i recepty na lek na raka. Ani idealnej wizji anarchistycznego społeczeństwa w której będzie fajnie wszystkim i nikomu niczego nie braknie. Ja używam tych przykładów głównie po to, żeby rozszerzyć pole dyskursu o tym, jak może wyglądać skuteczne działanie, bo na razie większość z was fiksuje się po prostu na tym, jak stworzyć skuteczniejszą i lepszą merytokrację, tak jakbyście nie widzieli że ilekroć ruch anarchistyczny tego próbuje, mierzy się w końcu z zapaścią i wypaleniem.