O powstaniu ruchu „Opór” poinformowano jeszcze w maju tego roku, jednak organizacja wciąż jest owiana tajemnicą – w przestrzeni publicznej nie ma informacji o szczegółach jej działalności, a liderzy i członkowie pozostają w konspiracji. O działaniach, celach i zasadach podziemnego ruchu „Opór” rozmawialiśmy z jego przedstawicielem Dzmitrem Szczyhielskim.

30 maja grupa hakerów „Cyberpartyzanci” oraz grupy „Bociany lecą” (biał. „Busły laciać”) i Drużyny Samoobrony Narodowej (DNS) ogłosiły utworzenie ruchu „Opór” (biał. „Supracił”). W manifeście ruchu czytamy, że jego celem jest obalenie reżimu Alaksandra Łukaszenki, zachowanie niepodległości i integralności terytorialnej Białorusi oraz powrót do demokratycznych zasad sprawowania władzy i rządów prawa. „Opór” podkreśla, że Białorusini mają prawo buntować się przeciwko tyranii. Struktury tworzące ruch działają z zachowaniem zasad konspiracji. Tylko dwie osoby są gotowe do reprezentowania organizacji w przestrzeni publicznej – psychiatra i działacz społeczny Dzmitryj Szczyhielski (przedstawiciel do spraw politycznych) oraz były funkcjonariusz OMON-u Paweł Kałużanka (przedstawiciel do spraw taktyki oporu). Oboje mieszkają obecnie w USA.

„Cyberpartyzanci” po przeprowadzeniu największego cyberataku w historii Białorusi (operacja „Upał”). szybko zyskali dużą popularność, także za granicą, Znacznie mniej znana jest natomiast działalność grup „Bociany lecą” (nieco ponad 9,3 tys. czytelników w Telegramie) i Drużyn Samoobrony Narodowej (ok. 4,1 tys. czytelników). Na swoich kanałach organizacje te publikują filmy szkoleniowe i instruktaże dotyczące taktyki samoobrony, nawołują do przygotowania się do “Godziny X”, biorą odpowiedzialność za lokalne protesty, także w formie małego sabotażu (np. niszczenia kamer monitoringu). Ruch „Opór” ma w swoim logo portret Konstantego Wincentego Kalinowskiego – przywódcy powstania styczniowego na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego i ojca białoruskiego odrodzenia narodowego. Ich hasłem jest „Zachowajcie spokój i ostre kosy”. – Czym dziś jest „Opór”? Czy to prototyp partii politycznej, oddział partyzancki, czy po prostu grupa ludzi o podobnych poglądach?

– Po pierwsze, są to ludzie mieszkający na Białorusi, którzy działają i walczą z reżimem wewnątrz kraju. Nasz wspólny problem, który dotyczy nie tylko członków organizacji, ale wszystkich obywateli kraju, może być rozwiązany tylko na Białorusi. Osoby przebywające za granicą mogą pełnić jedynie funkcje „serwisowe” i pomocnicze, wspierając tych, którzy są w kraju.

Odpowiadając na pytanie krótko, to „Opór” jest ruchem, który w nie różni się niczym od form zrzeszania się ludzi, którzy znaleźli się w takiej sytuacji w innych krajach i w innych czasach. Jeśli wyczerpane zostały wszystkie legalne możliwości obrony swoich praw i wolności (a obecna sytuacja na Białorusi jest właśnie taka), pozostaje prosty wybór: wyjechać, pogodzić się z tym, zostać kolaborantem albo stawiać opór i walczyć o swoje prawa wszelkimi sposobami.

W takiej sytuacji znaleźli się nasi przodkowie w okupowanej Białorusi w czasie II wojny światowej, a także Francuzi w tym samym okresie. Stali wtedy przed takim samym wyborem. Z kolei Polakom, którzy znaleźli w sobie siłę i determinację, by stawić opór poprzez działania Armii Krajowej czy później zakładając „Solidarność”. I w końcu, choć nie tak łatwo i szybko, udało im się wywalczyć wolność, niepodległość i poszanowanie własnych praw. – Manifest „Oporu” został opublikowany 30 maja, ale do tej pory wasz ruch pozostaje mało znany. Czym więc zajmuje się dziś „Opór”?

– Gdybyśmy za główne kryterium skuteczności w walce z reżimem Łukaszenki uznali rozgłos, skupilibyśmy się na akcjach, o których będzie głośno w mediach. Jesteśmy jednak nieco innego zdania i inaczej oceniamy czynniki decydujące o skuteczności.

Ze względu na specyfikę naszego środowiska, nie wszystkie nasze działania mogą być jawne. Kluczowe jest dla nas to, by wyrządzić reżimowi jak największe szkody, wpłynąć bezpośrednio na oprawców, zdobyć dowody popełnionych przez nich przestępstw.

Najważniejsze jest utworzenie zorganizowanego ruchu, który może działać w kraju i w przypadku rewolucji jest gotowy do wykorzystania takiej sytuacji do obalenia tyrana.

A raporty z działalności organizacji można znaleźć w Internecie. Jak dotąd wszystkie akcje prowadzone przez „Opór” w spełniały wszelkie kryteria oporu bez użycia przemocy.

– Na jakiej zasadzie doszło do zjednoczenia „Bociany lecą”, „Cyberpartyzantów” i DNS? Czy planujecie rozszerzenie ruchu?

– Zasadą naszego zjednoczenia jest wspólne zrozumienie i ocena sytuacji oraz metod walki. Uznanie faktu, że dziś żadna legalna działalność polityczna, społeczna czy dziennikarska niekontrolowana przez reżim jest niemożliwa.

W związku z tym istnieją tylko dwie logiczne strategie działania. Pierwszą z nich jest opór w obecnych warunkach. Aktywne stosowanie metod konspiracji, działania i życia w podziemiu. Druga strategia jest logiczna, ale dla nas nie do przyjęcia – rozpoczęcie rozmów dotyczących kapitulacji, próba wynegocjowania pewnych ustępstw, kompromisów, osobistych przywilejów i tak dalej. W tym zakresie świetnie działa okrągły stół sił demokratycznych utworzony przez Waskrasienskiego (Juryj Waskrasienski – politolog i były opozycjonista obecnie współpracujący z władzami – belsat.eu).

Jesteśmy gotowi na wszelkie kontakty z wszystkimi siłami, grupami, ludźmi. Co więcej rozszerzanie i tworzenie zjednoczonego frontu oporu jest naszym zdaniem najlepszą rzeczą, jaką obywatele mogą zrobić, aby przybliżyć wolność i obalenie dyktatora. – Wszystkie trzy organizacje wchodzące w skład „Oporu” działają anonimowo. Jest to zrozumiałe, ale w takiej sytuacji zawsze pojawia się kwestia wiarygodności. Czy zna Pan osobiście liderów tych organizacji? A jak to się stało, że to właśnie Pan ich reprezentuje?

– Nie mam wątpliwości, że jeśli ten wywiad zostanie opublikowany, będzie uważnie przeanalizowany przez politologów i agentów tajnych służb tyrana. W związku z tym mam nadzieję, że redakcja i czytelnicy zrozumieją, dlaczego nie odpowiem na to pytanie. – Kto z osób publicznych może swoim autorytetem wesprzeć działania „Oporu”? Obecnie wygląda to tak, jakby przywódcy polityczni i społeczni starali się zachować dystans wobec waszego ruchu.

– O ile mi wiadomo, najbardziej aktywna, zdeterminowana, kompetentna, konsekwentna i tym samym najbardziej niebezpieczna dla reżimu część grupy, którą określa się jako osoby publiczne, przebywa w więzieniu. Wielu z nich trafiło tam jeszcze przed wyborami. Możliwości ich wystąpień publicznych są z tego powodu bardzo ograniczone. Nie będę wymieniał nazwisk, ale znając wielu z nich osobiście, jestem pewien, że przynajmniej część z nich, gdyby była wolna, nie tylko poparłaby nasze działania, ale i przyłączyła się do nich.

Nie uważam też, że ci, którzy pozostają na wolności, ale wciąż są na Białorusi, mają pełną swobodę wyrażania swoich poglądów. Osobiście jestem przeciwny temu, by tacy ludzie publicznie wspierali ten ruch. Dla nich będzie to niemal na sto procent oznaczało areszt i więzienie. PR to oczywiście pomocny i ważny aspekt, ale z naszego punktu widzenia bezpieczeństwo, życie, zdrowie i wolność ludzi są o wiele ważniejsze.

Jeśli mowa o osobach przebywających na emigracji, to ich reakcja na śmierć Witala Szyszowa (białoruskiego aktywisty działającego na Ukrainie – belsat.eu), ochrona, która ich otoczono, sugeruje, że obawiają się o swoje życie nawet poza granicami Białorusi. Biorąc pod uwagę poziom przemocy demonstrowany przez reżim, my po ludzku rozumiemy i nie potępiamy chęci powstrzymania się od wypowiadania się na niektóre tematy, które najbardziej drażnią dyktatora. – W manifeście mowa jest o tym, że ruch rozpocznie walkę z reżimem Łukaszenki „wszelkimi dostępnymi metodami, aż do całkowitego pokonania wroga”. Sformułowanie „wszelkie metody” brzmi dość złowieszczo. Czy są jakieś działania, które „Opór” uważa za kategorycznie niedopuszczalne i nigdy ich nie podejmie?

– Jak dotąd żadne z podjętych działań nie wykraczało poza metody oporu bez użycia przemocy. A terror ze strony reżimu nie jest ograniczony właściwie w żaden sposób. Czy ofiara terroru, przemocy, przestępstwa, które trwa, ma prawo do samoobrony? Czy gwałcona kobieta ma prawo stawiać opór? A może to też brzmi „dość złowieszczo”? Reżim Łukaszenki nadal gwałci cały naród, nie tylko jego ciała, ale i duszę. – W waszym “Planie zwycięstwa” znajduje się wezwanie do „utworzenia podmiotu politycznego zdolnego do natychmiastowego przejęcia władzy tymczasowej od momentu zwycięstwa aż do nowych, wolnych i demokratycznych wyborów”. Jak Pan widzi ten podmiot?

– Idealnie byłoby, gdyby był to Białoruski Front Ludowy 2.0, czyli wspólny front przeciwko dyktaturze, tak szeroki, jak to tylko możliwe, w skład którego weszłyby wszystkie partie i ruchy, utworzony na równych zasadach, z zasadami łączności i komunikacji na wielu poziomach. Wszyscy, którzy są niezadowoleni z życia w dyktaturze, powinni (mogliby) się do niego przyłączyć. Uważamy, że jest to idealna droga, która naszym zdaniem może zbliżyć nas do zwycięstwa nad reżimem tak bardzo, jak to tylko możliwe. Istnieją również inne scenariusze, których realizacja będzie wymagała więcej czasu, ale są one możliwe w przypadku niepowodzenia planu, który uważamy za najlepszy.

– Jakie powinny być pierwsze działania rządu tymczasowego po upadku reżimu Łukaszenki?

– O ile mi wiadomo, praktycznie wszystkie siły opozycyjne w naszym kraju mają dość jasną wizję zadań, celów i metod pracy w tym okresie. W kwestiach merytorycznych i strategicznych nasza wizja tego etapu różni się od innych w kilku aspektach.

Po pierwsze, wątpimy, by okres sześciu miesięcy był wystarczający do przeprowadzenia prawdziwie wolnych i przejrzystych wyborów, spełniających przynajmniej minimalne standardy. Należy do tego dążyć, ale nie wolno zapominać, że jest to raczej idealistyczna niż realistyczna liczba.

Po drugie, należy zrozumieć, że konfrontacja weszła w przedłużającą się fazę, mamy tak naprawdę do czynienia z wojną pozycyjną na wyniszczenie między reżimem a narodem. Oznacza to, że stan gospodarki w momencie upadku reżimu będzie prawdopodobnie dość zły. Środki mające na celu ustabilizowanie tej sytuacji i umożliwienie wzrostu gospodarki będą musiały zostać podjęte niemal natychmiast. Bez względu na to, kto obejmie władzę, jaki będzie skład rządu tymczasowego, tych problemów nie będzie się dało tak po prostu odłożyć „do czasu wyborów”. Nie będę teraz szczegółowo opisywał wszystkich możliwych rozwiązań, ale uważamy, że bezwzględnie konieczne jest ogłoszenie amnestii dla kapitału, aby zapobiec jego wycofaniu z kraju, co mogłoby jeszcze bardziej pogorszyć sytuację. Nadzieje, że „Europa nam pomoże” lub „Zachód nam pomoże” jako uniwersalną odpowiedź, uważamy za nieco naiwną.

Po trzecie fundamentalne znaczenie ma naszym zdaniem kwestia wyborów do parlamentu i organizacji jego pracy. Praktycznie cały obecny system rządów to nieograniczona władza Łukaszenki, dlatego Białoruś musi zostać na nowo zdefiniowana jako państwo. Wymaga to napisania i przyjęcia nowej konstytucji. A nowa konstytucja powinna być napisana i przyjęta tylko i wyłącznie przez nowy parlament…

– Czy Pana zdaniem biuro Swiatłany Cichanouskiej lub NAU mogą przejąć funkcje władzy tymczasowej?

– Każdy lider, każda partia, siła czy ruch po odejściu Łukaszenki, nawet jeśli uda im się przejąć władzę, będzie mieć tylko dwie możliwości.

Pierwszą z nich jest zmowa z nomenklaturą i nie chodzi o reżim jako taki, ale w dużej mierze o samego dyktatora. Będzie to oznaczało kurs na zachowanie dyktatury i Łukaszenki: bez Łukaszenki system pozostanie, tylko nazwisko dyktatora zostanie zmienione na, powiedzmy, Bulbaszenkę.

Druga możliwość to przeprowadzenie reform, budowa państwa demokratycznego. Będzie to praktycznie niemożliwe bez bardzo szerokiej koalicji – jeśli nie ze wszystkimi, to z przeważającą częścią tych sił, które są obecnie w opozycji. I nie chodzi tu nawet o poglądy, przekonania, wartości, przynależność partyjną i tak dalej. Chodzi o prosty fakt – w praktyce żadna z powyższych sił nie dysponuje wystarczającą kadrą, by zastąpić przynajmniej najbardziej newralgiczne stanowiska w państwie.

W każdym wypadku trzeba będzie albo negocjować, albo utrzymać dyktaturę. analiza

Z Dzmitrem Szczyhielskim rozmawiał belsat.eu