Ochrona środowiska to trochę mój konik, tak naprawdę jako taka “zielona” (nie mam tutaj na myśli zielonej w rozumieniu partii zielonej ani socdemów) lewica była jednym z głównych nurtów kształtujących mój rozwój ideologiczny, który siłą rzeczy, przynajmniej chilowo, osiadł przy bookchiniźmie. Jednym z poważnych problemów które widzę w dyskusji skrajnej lewicy jest brak racjonalnego podejścia w tym jak miałby wyglądać świat po zielonej rewolucji. Zazwyczaj mamy jakieś niejasne przekonanie o tym że będzie jakiś cottagecore. Wszyscy będą mieli swoje chatki z panelami słonecznymi, w zagrodzie koza, ogródek i pole, a cały świat będzie wegański i car free. Jak bardzo przekonuje mnie taka wizja, tak bardzo jest ona niemożliwa i po prostu pod wieloma względami dziecinna. Jeśli faktycznie chcemy walczyć to musimy mieć coś do zaproponowania ludziome. Namacalne rozwiązania i przekształcenia. W innym wypadku pozostają nam wyłącznie histeryczne akcje w stylu extinction rebelion, które jedynie wkurwiają przeciętnego człowieka mającego już wystarczająco na głowie, a samemu celowi w najlepszym wypadku nie pomagają. Tak samo jak zostały wypracowane i zaproponowane metody mogące rozwiązać problemy siatek dostawczych i linni produkcji w świecie horyzontalnym, i na skutek tych rozmów niektóre co bardziej utopijne wizje radykalnej lewicy zostały odrzucone, tak samo należy pracować nad sugestiami tego do czego powinniśmy dążyć w ramach w pełni “zielonego” świata. Jak połączyć produkcję żywności z odpowiedzlanym zarządzaniem przestrzenią, w jaki sposób pozyskiwać drewno i tworzyć lasy nie będące koszmarem wyrywającym z snu przeciętnego ekologa leśnego w środku nocy, jak pozyskiwać i zarządzać zasobami naturalnymi (których notabene jest coraz mniej i mniej, a nadal nie mówi się o np. bioługowaniu odpadów na szeroką stalę, cyny zostało nam jakieś 20 lat moi drodzy). To są rzeczy które powinny być na naszych sztandarach