Aleksy Wójtowicz na fb: Pamiętam jak niecałe dwa lata temu przy rekrutacji się na studia magisterskie zobowiązani zostaliśmy do przedstawienia pomysłów na hipotetyczne prace dyplomowe. W tym 2019 roku idąc tropem silniejszego ode mnie masochizmu akademickiego zdecydowałem się na temat dobrej zmiany w kulturze polskiej, tego co nieco później zostało nazwane zwrotem konserwatywnym. Był sobie ten rok 2019, humory komisji całkiem dopisywały w perspektywie październikowych wyborów. Właśnie tych wyborów, które miały wszystko przywrócić na stare, dobrze rozpoznane tory. Prezentując to i tamto (a wówczas właśnie wyszedł raport Iwony Kurz o tejże dobrej zmianie w obszarze kultury), usłyszałem, że no, fajny temat, ale - jak dodano z dobrotliwą łagodnością - pewnie nic się nie stanie takiego ani nic się nie dzieje obecnie, aby trzeba było to analizować. Nie wiem co odpowiedziałem. Pewnie coś na ówczesne standardy mocno pesymistycznego. Coś w stylu “nie byłbym tego pewny”.
Teraz mamy 2021 rok i mamy sami wiecie co - m.in. to, że jedna z najważniejszych galerii na polskiej mapie kultury, lubelska Galeria Labirynt jest przedmiotem ataku kulturowych konserwatystów. W dodatku ataku prowadzonego w skali mikro i makro, symbolicznie i całkowicie materialnie - wystarczyło, aby zaprząc do machiny nienawiści rządową telewizję i masową mobilizację sterowaną przez Kaję Godek. Tak, tę samą przecherę od niesławnych płodobusów. To, w jaki sposób jest atakowany Labirynt niech będzie przestrogą dla innych polskich instytucji - to nie jest tak, że kulturowi konserwatyści przejmą sobie jeden zamek, kogośtam będą szarpać za tęczową flagę włożoną w pomnik Syreny, a do rady programowej muzeum wrzucą nacjowujasa w ramach “pluralizmu”. To nie jest tak, że przestaną, że cofną się i zajmą czymś innym. To, co się dzieje w Labiryncie jest oślą łączką marszu przez instytucje, w którym wszystkie chwyty są dozwolone - wszakże kulturowi konserwatyści są na świętej wojnie.
W 2016 roku Stach Szabłowski napisał dla Dwutygodnika esej z podróży do Budapesztu, pisząc “W Budapeszczie szukam obrazu przyszłej Warszawy”. Pośrednio znalazł tam to, czego jesteśmy obecnie świadkiniami i świadkami. Natomiast w Lublinie zawiera się obraz przyszłego stanu polskich instytucji kultury, które będą się opierały przejęciu przez karonistów. A tych ostatnich jest niemało, choć jeszcze więcej jest tych, którym jest wszystko jedno - wystarczy mieć żal do środowiska, że kariera poszła jakoś w bok, jakoś niewybrzmiała, wobec czego teoria o “mafii bardzo kulturalnej” brzmi jak wyzwanie, jak rozpoznanie stanu, w którym “obcy salon” blokuje rodzime kariery, nie mając w poważaniu starej gwardii. W którymś momencie bywa tak, że jest ci wszystko jedno - ważne, aby twoje było na górze. Wszystko jedno w jakich okolicznościach przyrody i kultury. Wreszcie jesteś w państwowej galerii. Wreszcie odbierasz z rąk prezydenta medal taki i owaki. Wyszło na twoje, a podgrzewany latami resentyment i kuszący status “artysty/tki wyklętego/tej” okazał się słuszny. Widocznie potrzebna była “dobra zmiana”, abyś wyszła z lasu. Mniejsza o to, w jakich okolicznościach to się stało.
Jedna z rozmówczyń Szabłowskiego, właścicielka prywatnej budapesztańskiej galerii mówi wprost „Oni mówią o narodowej sztuce węgierskiej, ale nie są nią nawet w stanie zapełnić tych wszystkich instytucji, które opanowali. Najgorsze jest jednak to, że nie da się ich zaszantażować, mówiąc: bez profesjonalnych kuratorów, bez dobrych artystów nie będziecie w stanie zrobić ciekawego programu w instytucjach. Im nie zależy; program może być nieciekawy, byle tworzyli go swoi. Za tymi pokazami nie ma konceptów kuratorskich, to może być cokolwiek […] trudno być dobrą galerą, jeżeli nie działa się w ciekawym otoczeniu, również instytucjonalnym – i bez dobrego systemu artystycznego. A jakość systemu to kwestia ludzi, którzy zniknęli – pozwalnianych z pracy kuratorów i dyrektorów… Niektórzy […] w ogóle wyjechali z Węgier, wiele kuratorek pouciekało w dzieci i urlopy macierzyńskie, inni pracują od przypadku do przypadku. Wbrew pozorom dla galerii wcale nie jest korzystne, jeżeli otoczenie jest słabe. Dobra jakość życia instytucjonalnego niesie również nas, działających na rynku. To żadna wartość robić dobre wystawy w mieście, w którym wielkie muzea zaniżają poziom".
To nie jest tak, że przejęcie jednej czy drugiej instytucji nie wpływa na całość artystycznego ekosystemu kraju. To nie jest tak, że prywatne kolekcjonerstwo pomoże. To nie jest tak, że oddolne, samofinansujące się inicjatywy kontrsystemowe będą działać dwa razy prężniej i kopać dwa razy silniej. W końcu do wojny potrzebne są środki, siły przerobowe i mądre taktyki - a te są coraz słabsze w sprekaryzowanym środowisku, wobec którego już są wytaczane działa konserw-kultowej propagandy i cenzury, której głównym celem jest doprowadzenie do powszechności autocenzury. A te działa są naładowane hajsem, byczkami z bojówek i prawnymi plecami milusińskich z Ordo Iuris.

#wspieramLabirynt