Żeby nikt nigdy nie mógł mi nic kazać. Żeby szef nie wrzeszczał. Żeby urzędnik się mnie bał.
Opowiadając o “suwerenności” propaganda nie zwraca się do politologów, nie prowadzi debaty, jak zdefiniować suwerenność w zglobalizowanej gospodarce i świecie złożonych zależności. Obiecuje za to całej słuchającej ją zbiorowości, że w końcu będzie tak, jak chcemy. Że będą się nas słuchać i bać, a tylko o to w życiu chodzi.
To jest po prostu bajka o złotej rybce, którą kiedyś złapiemy.
I choć wielu ludzi działających dzięki współpracy, wzajemnemu szacunkowi i dzieleniu się doświadczeniem w ogóle takiego rozumienia “suwerenności” nie pojmie, to dla tych żyjących w poniżeniu, upokarzanych w pracy i w domu – nawykłych do, jak powiedzielibyśmy w Polsce – kultury folwarku (w Rosji – do rabstwa, czyli niewolnictwa) – to może być szczyt marzeń.