Czasy są takie, że rosną akcje tych polityków, którzy są w stanie zaprezentować się jako gracze wagi ciężkiej. Przez znaczną część kampanii nie bez częściowej racji mówiło się, że to bezpieczeństwo zdominuje debatę publiczną. Czy tak się stało, trudno jednoznacznie przesądzić; na pewno zaś czuć było rymujący się z „bezpieczniacką” tematyką „prawicowy wiatr”. Sikorski znacznie lepiej odpowiedziałby na te emocje aniżeli Rafał Trzaskowski. Dlaczego? O tym w tekście.
Jan Fiedorczuk kilka dni przed drugą turą postawił tezę, że ewentualne zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego byłoby bezprecedensowe w historii III RP. Publicysta argumentował, że ten wybór oznaczałby, iż – inaczej niż do tej pory – można wygrać wybory prezydenckie w paradygmacie lewicowo-liberalnym.
„Trzaskowski będzie pierwszym prezydentem zupełnie nowej Polski. Nie będzie prezydentem Geremka, ks. Tischnera i Krystyny Jandy, tylko Ostatniego Pokolenia i Strajku Kobiet” – pisał na łamach Nowego Ładu.
Choć powodów porażki prezydenta Warszawy jest wiele, również ten należałoby do nich zaliczyć. Czy dało się jednak uniknąć klęski? Była na stole kandydatura, która pozbawiona była części wad Trzaskowskiego, dodając jednocześnie kilka obcych mu walorów. Mowa oczywiście o Radosławie Sikorskim.
Radek Dwie Twarze
Szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych to postać paradoksalna. Z jednej strony – co nie bez racji wyciągano mu trakcie prekampanii wewnątrz KO – na krajowym podwórku to polityk o mentalności gniazdowego na stadionie. Jego aktywność na platformie X jest niekiedy bardzo agresywna, a zaczepki pod adresem polityków Prawa i Sprawiedliwości – chamskie. Nic dziwnego, jeśli – tajemnica poliszynela – jego przyjacielem jest znany szalikowiec uśmiechniętej Polski Roman Giertych.
Z drugiej jednak strony, gdy Sikorski chce, potrafi wykreować się na niemalże męża stanu. Zresztą widzimy, że od czasu objęcia stanowiska szefa polskiej dyplomacji, dotychczasowy twitterowy harcownik zasadniczo poskromił swoje trollerskie zapędy i nie prowokuje prawicy tak często, jak dotychczas. To dobrze świadczy o tym polityku, że oddziela odpowiedzialną funkcję od codziennej, zrytualizowanej już nawalanki.
Owa kreacja objawia się jednak nie tylko w pohamowaniu żądzy „przejeżdżania prętem po klatce”. To byłoby zdecydowanie zbyt mało.
Sikorski godnie reprezentuje polskie interesy geopolityczne na międzynarodowych forach. Szeroko komentowane i ponadpartyjnie chwalone były jego przemówienia na Radzie Bezpieczeństwa ONZ, podczas których celnie i dosadnie punktował rosyjskich przedstawicieli.
Mimo że Rafał Trzaskowski również przez większość politycznego życia zajmował się tematyką międzynarodową, w szczególności unijną, to jednak ma on wizerunek raczej wysublimowanego analityka z Kolegium Europejskiego w Natolinie, a nie – jak Sikorski – poważnej klasy fightera.
Wątek charakterologiczny obejmuje tu jednak nieco więcej. Z Sikorskiego, choć formalnie podlega Tuskowi, trudno byłoby uczynić „wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej”, człowieka na posyłki premiera. Czuć, że to ktoś, kto może nie gra w tej samej lidze, co szef rządu, ale nie o trzy, a o jeden tylko szczebel niżej.
Otwórz w nowej karcie Gabriel Czyżewski komentuje wyborcze zwycięstwo Karola Nawrockiego i wskazuje jego przyczyny : Chciano zrobić z niego „patusa”. Karol Nawrocki wygrał grę w klasy Paweł Musiałek interpretuje wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich: To Trzaskowski przegrał, a nie Nawrocki wygrał. 10 powyborczych wniosków Konstanty Pilawa komentuje porażkę Rafała Trzaskowskiego: Dlaczego wygrał Nawrocki? Dzięki zwrotowi sarmackiemu „Bezpieczniak” z konserwatywnym sznytem
Czasy są takie, że rosną akcje tych polityków, którzy są w stanie zaprezentować się jako gracze wagi ciężkiej. Przez znaczną część kampanii nie bez częściowej racji mówiło się, że to bezpieczeństwo zdominuje debatę publiczną. Czy tak się stało, trudno jednoznacznie przesądzić; na pewno zaś czuć było rymujący się z „bezpieczniacką” tematyką „prawicowy wiatr”.
Świadczą o nim nie tylko zwycięstwo Karola Nawrockiego czy dobre wyniki Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna, ale także ogólnoświatowy trend z tak oczywistym przykładem jak prezydentura Donalda Trumpa na czele.
Sikorski znacznie lepiej odpowiedziałby na te emocje. Mimo tego, że prawicę często szturchał, posiada pewien niewypowiedziany konserwatywny sznyt, który uwiarygadniałby go w oczach części (bo oczywiście nie u większości) wyborców centrum, ostatecznie głosujących na kandydata Konfederacji.
Niech poprze tę tezę sobotni wieczór 24 maja, kiedy to w toruńskim pubie Mentzena Sikorski nie tylko znalazł wspólny język z prezesem Nowej Nadziei, ale – co ważniejsze – z jego wyborcami. Szef MSZ, jako dawny, acz doświadczony bywalec prawicowych kręgów, rozumie kod kulturowy, którym wolnorynkowi konserwatyści się porozumiewają. Nie bez przyczyny nadal ma dobre kontakty wśród amerykańskich republikanów.
Trzaskowski w oczywisty sposób nie porozmawia z libertarianami przy piwie czy – kolejna sprawa – nie pójdzie do Telewizji Republika na debatę. Ostre starcia to nie jego świat.
Sikorski łącznikiem z Konfederacją?
Sądzę, że jeśli kiedykolwiek Koalicja Obywatelska będzie próbowała zawiązać choćby akcyjny i tymczasowy sojusz z Konfederacją, to Radosław Sikorski jest idealnym i chyba jedynym w tali tej formacji akuszerem takiego porozumienia.
Ktoś powie – nie bezpodstawnie – że przejmowanie prawicowej agendy przez polityków liberalnych powoduje nie zwyżki ich poparcia, a uwiarygodnienie ugrupowań prawicowych. Rozmawiałem o tym w październiku na tych łamach z dr. Bartoszem Rydlińskim z Centrum Daszyńskiego.
Jeśli faktycznie w tych wyborach mieliśmy do czynienia z takim zjawiskiem, to właśnie dlatego, że ów światopoglądowy zwrot był udziałem postaci skrajnie do niego niepasującej. Jak Rafał Trzaskowski, kojarzony mniej lub bardziej słusznie z progresywną agendą, może być wiarygodny w sprzeciwie wobec paktu migracyjnego czy w promowaniu patriotyzmu gospodarczego?
To nie miało prawa się udać i stąd relatywnie wysoka wiarygodność konkurentów. Sikorski nie musiałby nikogo udawać; o wiele naturalniej przychodziłoby mu poruszanie się w tych tematach, bo już od lat ma wizerunek prawoskrzydłowego w Platformie.
Innymi słowy, tak jak narracja o „tęczowym Rafale” miała pewne podstawy, tak potencjalne hasła o „tęczowym Radku” byłyby ich pozbawione.
Nie sądzę przy tym, że ta kandydatura mogłaby zdemobilizować wyborców lewicy. W dalszym ciągu dla większości z nich emocją bardzo ważną, a dla węższej części wręcz konstytutywną, jest antypisizm. Nieważne, kto w drugiej turze byłby jego emanacją, na niego oddaliby swój głos. Szczególnie, gdy atmosfera wokół kandydata PiS-u była tak napięta.