Karol Nawrocki może uratować Jarosława Kaczyńskiego przed nim samym. Jeżeli po zwycięstwie prawicy w wyborach lider PiS będzie miał alternatywne scenariusze koalicyjne, to w wymiarze międzypartyjnym będzie traktował partnerów niczym Samoobronę i Ligę Polskich Rodzin przed 20 laty. W wymiarze polityki krajowej – najpewniej powtórzy błędy rządów lat 2015-2023. Prezydent powinien zagwarantować partnerskie relacje na prawicy i wymóc porzucenie jakobińskich ambicji w służbach specjalnych i wymiarze sprawiedliwości.

Pierwsza część tekstu, dotycząca rekomendacji dla prezydenta-elekta na czas kohabitacji, została opublikowana wczoraj, tj. 3 sierpnia.

Czas odrzucić przemoc, czyli program na czas rządów prawicy

W pierwszej części niniejszego artykułu wezwałem Karola Nawrockiego do podjęcia inicjatyw na rzecz wprowadzenia w życie swoistego „traktatu o zawieszeniu broni” pomiędzy dwoma największymi obozami politycznymi.

W niniejszej, pisanej głównie z myślą o możliwej konfiguracji politycznej drugiej części kadencji, przedstawiam warunki brzegowe sensownej współpracy, które prezydent Nawrocki powinien suflować liderom prawicy. Jako reprezentant opinii konserwatywnej, chrześcijańskiej i patriotycznej – ma obowiązek ku temu, by strzec bliższą sobie część sceny politycznej przed kompromitacją.

Sedno niniejszej propozycji ma jednak charakter systemowy i odnosi się do najgłębszych uwarunkowań degeneracji polskiej kultury politycznej ostatnich lat. Zainspirowała mnie w tym względzie zupełnie niedawno na jednej z dyskusji red. Justyna Melonowska.

Ta katolicka publicystka od dawna, jak się okazało, zwraca uwagę, że w życiu publicznym potrzebujemy rozróżnienia na „walkę” i „przemoc”. W eseju Walka opublikowanym już dobrych kilka lat temu na łamach „Christianitas” celnie przekonuje, że wbrew pozorom nie są to synonimy.

Jak pisze Melonowska: „Przemoc jest stosowana przez kogoś na kimś i przeciw niemu. (…) Nie jest ani solidarnością, ani sojuszem. Jest zerwaniem, pragnieniem izolacji, kontroli i zniszczenia”. Obywa się bez honoru, a nawet jest z nim nie do pogodzenia. „Nie można wręcz honorowo stosować przemocy”.

Tymczasem w opinii publicystki walka opiera się o honor. „Zakłada uważność dla przeciwnika, oponenta, rywala. Po walce można przegranemu okazać pardon, wielkoduszność, gest, można go nawet uhonorować. Przemoc to wszystko wyklucza.

Walka zakłada powściągliwość ‒ jak wówczas, gdy w trakcie pojedynku szermierczego daje się przeciwnikowi szansę podniesienia wytrąconej mu broni po to, by mógł na nowo stanąć do walki, by ta nie stała się egzekucją. Przemoc wszystko to wyklucza”.

Trudno o trafniejsze rozróżnienie tego, co w rywalizacji politycznej i społecznej powinno być akceptowane, a co – odrzucane. To nie jest filozoficzne ani lingwistyczne teoretyzowanie. To centralne rozróżnienie, które pozwala wyjaśnić, co należy mieć na myśli, gdy mówimy o potrzebie odbudowy kultury politycznej.

Walka i przemoc w realiach PO-PiS-u

Co to może oznaczać w partyjnej i państwowej praktyce? Pozwolę sobie tu na autorską próbę zilustrowania tego rozróżnienia.

Walką jest ostra debata, rozliczanie przeciwników z niespełnionych obietnic, wezwanie do zmiany władzy i uliczna manifestacja. Jest nią w czystej formie choćby najgorętsza kampania wyborcza, w której próbujemy przekonać do siebie wyborców i zniechęcić do zaangażowania potencjalnych wyborców naszych przeciwników.

Przemocą natomiast jest już: nadużywanie zasobów państwowych do prowadzenia kampanii, ale i pozbawianie konkurentów finansowania. Walką jest budowanie własnych mediów czy wspieranie tych nam bliskich, ale przemocą – jest przemiana mediów publicznych w aparat propagandy.

Walką jest choćby najbardziej kontrowersyjny projekt ustawy, do której mamy większość. Przemocą jest próba zmiany ustroju formalnymi sztuczkami bądź uczynienie atrapy z konstytucyjnego organu, ale i działanie państwa w niezgodzie z ustawami, na przykład na podstawie uchwał Sejmu.

Walką jest stawianie polityków przed Trybunałem Stanu, przemocą – wsadzanie polityków opozycji do aresztów wydobywczych. Walką są wybory prezydenckie. Przemocą – próba zorganizowania wyborów kopertowych w 2020 roku albo zakwestionowanie ich wyniku w roku 2025.

Co zaś kluczowe w perspektywie niniejszego tekstu – kryteria rozróżnienia „walki” od „przemocy” tyczą się nie tylko konfrontacji jawnych wrogów, ale i realnych czy potencjalnych koalicjantów oraz relacji wewnętrznych w jednym obozie politycznym. Każdy, kto pamięta stosunki PiS z rządowymi partnerami w latach 2005-2007 czy napięcia w środku „Zjednoczonej Prawicy” z lat 2015-2023, wie doskonale, o czym mowa.

Sądzę, i to bez złośliwości, że doświadczenia życiowe i sportowe Karola Nawrockiego sprawiają zresztą, że rozróżnienie na przemoc i walkę może rozumieć znacznie lepiej, niż teoretyzujący intelektualiści, ale i większość typowych politycznych praktyków.

Dlatego uważam, że ambicją Karola Nawrockiego powinno być zniechęcenie polityków prawicy do stosowania przemocy w politycznej walce. Zarówno w ramach konkretnych ugrupowań, jak i w relacjach koalicyjnych oraz względem politycznych przeciwników i obywateli. Proponuję ku temu trzy konkretnego mechanizmy.

Ziobro nie może zostać ministrem sprawiedliwości Działania prawicy w wymiarze sprawiedliwości w latach 2015-2023 miały – o czym na tych łamach pisano nieskończoną liczbę razy – wielostronnie zgubne skutki. Nie przyniosły zamierzonych efektów: powszechnego poczucia sprawiedliwości czy systemowego, odczuwalnego skrócenia procedur.

Zdegenerowały ustrój państwa w sposób nieakceptowalny zwłaszcza w tak niebezpiecznej epoce. Radykalnie osłabiły międzynarodową wiarygodność Polski.

Stały się złym precedensem dla uzasadnienia działań dziś rządzących, których ofiarami stają się także ludzie prawicy. Wreszcie, odebrały prawicy ważne źródło jej dawnej wiarygodności: instytucjonalistycznej, sprawiedliwościowej i reformatorskiej.

Dlatego uważam za oczywiste, że warunkiem jakiegokolwiek sukcesu ewentualnych przyszłych rządów prawicy musi być niedopuszczenie do sytuacji, w której Ministerstwo Sprawiedliwości oraz odpowiedzialność za sądownictwo i prokuraturę pozostanie w politycznym dominium Zbigniewa Ziobry lub Jarosława Kaczyńskiego.

Nie wykorzystali szansy na oczekiwaną reformę tego obszaru rzeczywistości. Stracili wiarygodność. W obszarze rzeczywistości państwowej, którego główną funkcją jest ograniczanie przemocy w państwie wyłącznie do tej niewątpliwie uzasadnionej – posługiwali się przemocą instytucjonalną z lubością i bez pożądanych ograniczeń.

Dlatego w przyszłym rządzie konserwatystów odpowiedzialność za wymiar sprawiedliwości i, daj Boże, jego skuteczną reformę wziąć powinien jeden z koalicjantów PiS-u. Karol Nawrocki wprost powinien oczekiwać, jako naturalny współmoderator relacji na prawicy, takiego rozwiązania.

Sensownym wyjściem wydaje się też wykorzystanie liberalnych inspiracji. Powinniśmy bowiem pamiętać, że właśnie liberalny światopogląd pozwalał przed dekadami formułować niezwykle krytyczną ocenę polskiego sądownictwa środowisku wczesnej Platformy Obywatelskiej, którą dziś rządzący w całości porzucili.

Dość przypomnieć, że autorem fragmentów dotyczących konieczności zwiększenia kontroli nad sądami, potrzeby realnej rozliczalności sędziów i zmiany wadliwego ustroju Krajowej Rady Sądownictwa w oryginalnym programie rządzenia PO na lata 2005-2009 był Paweł Dobrowolski, późniejszy prezes FOR Leszka Balcerowicza.

Właśnie ten sposób myślenia koncentrujący się na: rozliczalności, sprawiedliwości, efektywności i realnej niezawisłości sędziów – również od grupowych nacisków, sądowniczej hierarchii i elitarystycznych przesądów – powinien być podstawą przyszłej reformy wymiaru sprawiedliwości.

Co zaś kluczowe – sposób myślenia Dobrowolskiego radykalnie przekracza dziś dominujące, a jałowe z perspektywy państwa i obywateli, postrzeganie problemów z sądownictwem przez pryzmat konfrontacji „paleo-” i „neo-sędziów”. Jego program wydaje się zaś w pełni do pogodzenia z programem Konfederacji.

Otwórz w nowej karcie Proponujemy 3 punkty, które przybliżą nowego prezydenta do realizacji obietnicy zakończenia wojny polsko-polskiej: Traktat o zawieszeniu broni. Propozycja dla prezydenta Karola Nawrockiego na czas kohabitacji Prezes Klubu Jagiellońskiego w liście otwartym do kandydata na prezydenta apeluje o konkretne działania antypolaryzacyjne i propaństwowe: List otwarty do Karola Nawrockiego. Obywatelski apel do kandydata prawicy Gabriel Czyżewski kreśli kontury zwrotu instytucjonalnego, który odbuduje zaufanie Polaków do państwa: Fenomen Brauna to najlepszy powód do resetu konstytucyjnego. Nowy pomysł na Senat, politykę zagraniczną i opozycję Pozapartyjna kontrola służb specjalnych Analogiczną przestrzenią zarówno systemowych zaniedbań, jak i personalnych błędów był w wielu przypadkach obszar służb specjalnych. Przyznają to najchętniej w kuluarowych rozmowach… sami politycy Prawa i Sprawiedliwości.

Z uwagi na rozmaite próby wykorzystywania służb specjalnych do celów politycznych wydaje się, że ambicją Karola Nawrockiego mogłoby być ustanowienie nad nimi nadzoru innego rodzaju niż stricte polityczno-partyjny.

Jednocześnie – podobnie jak w przypadku wymiaru sprawiedliwości – założyć można i należy, że brak politycznego podporządkowania służb Prawu i Sprawiedliwości może być naturalnym oczekiwaniem każdego potencjalnego koalicjanta Jarosława Kaczyńskiego. Już dziś jasno komunikują to politycy Konfederacji wskazując, że nie chcą dzielić losów ani Andrzeja Leppera i Ligi Polskich Rodzin, ani Jarosława Gowina.

Można zaś równoległe założyć, że jeśli PiS będzie miało choćby potencjalne pole manewru zmiany koalicjanta lub rozbicia innych ugrupowań w kolejnym Sejmie (choćby w trójkącie: Konfederacja – Korona – Polskie Stronnictwo Ludowe), to naturalnym instynktem Jarosława Kaczyńskiego będzie próba prowadzenia polityki tak, jak działo się to w latach 2005-2007. Z paktami stabilizacyjnymi, aferami gruntowymi, próbą przejmowania parlamentarzystów pod swoje skrzydła…

Inaczej jednak niż w przypadku wymiaru sprawiedliwości nie jest tu rozwiązaniem oddanie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych czy Kolegium ds. Służb Specjalnych pod nadzór koalicjanta. Potrzebujemy w tej kwestii nowego rozwiązania systemowego.

Zręby takiego rozwiązania powstawały w środowiskach lewicowo-liberalnych za rządów PiS. Impulsem ku temu była oczywiście sprawa Pegasusa. Niedoskonałą, ale kierunkowo słuszną i skonkretyzowaną propozycję w tym zakresie stworzono pod auspicjami Rzecznika Praw Obywatelskich w gronie ekspertów oraz organizacji pozarządowych i przedstawiono w raporcie Osiodłać Pegaza.

Koncepcja zakładała m.in. ustanowienie niezależnego od władzy wykonawczej, a w pewnej mierze także od większości sejmowej, organu kontrolującego służby specjalne. Wbrew obietnicom, zapowiedziom, a nawet wstępnym projektom jak dotąd w tej dziedzinie za rządów Koalicji 15 Października nic się nie zmieniło.

Karol Nawrocki powinien uczynić ze zaktualizowania tej koncepcji oraz jej przeforsowania jeden ze swoich priorytetów już w pierwszej części kadencji. Jej realizacja ma głęboki sens państwowy bez względu na to, kto rządzi.

W rzeczywistości kohabitacji – uzasadnienie takiej inicjatywy prezydenta wydaje się oczywiste. W wymiarze partyjno-politycznym na prawicy zaś – może istotnie zwiększyć szanse na porozumienie partii konserwatywnych względem sformułowania rządu po wyborach 2027 roku. Ale i sprawić, że ewentualny układ koalicyjny rzeczywiście odrzuci w swojej praktyce zinstytucjonalizowaną przemoc.

Gotowość do weta, czyli „test wojtyliański” Karol Nawrocki jest, jak wszyscy sądzimy, jednoznacznie człowiekiem prawicy. Dysponując silniejszym niż partie mandatem powinien swoim celem uczynić chronienie prawicy przed nią samą.

Autodestruktywne zachowania są w praktyce przypadłością każdej władzy. Prezydent ma potencjał je radykalnie ograniczać, zniechęcać do nich, a gdy przyjdzie do wyboru – po prostu blokować.

Trudno byłoby tu wyliczyć wszystkie przykłady samobójczych tendencji władzy epoki Zjednoczonej Prawicy. Lepiej zatem posłużyć się dużo bardziej uniwersalną i pozytywną listą obszarów, w których politycy przywiązani do wartości chrześcijańskich i konserwatywnych powinni zachować szczególną uważność.

Tak się składa, że w katolickiej nauce społecznej najbardziej skonkretyzowane wyliczenie tego rodzaju dostarcza nam znów Jan Paweł II. W wielokrotnie cytowanym na naszych łamach fragmencie encykliki Veritatis Splendor wskazuje, że w odniesieniu do polityki chrześcijanie winni są kierować się obiektywnymi, uzasadnionymi godnością człowieka, nakazami moralnymi dotyczącymi funkcjonowania państwa.

Te zasady to: „Uczciwość w kontaktach między rządzącymi a rządzonymi, jawność w administracji publicznej, bezstronność w rozstrzyganiu spraw publicznych, poszanowanie praw przeciwników politycznych, ochrona praw ludzi oskarżonych w procesach i sądach doraźnych, sprawiedliwe i uczciwe wykorzystanie pieniędzy publicznych oraz odrzucenie niegodziwych metod zdobywania, utrzymywania i poszerzania władzy za wszelką cenę”.

Nie ma potrzeby omawiać tego katalogu, jest powszechnie zrozumiały. Występowanie przeciwko tym zasadom nie tylko sprzeniewierza się nauczaniu Kościoła, ale przede wszystkim osłabia państwo, zaufanie obywateli do władzy, a w dłuższej perspektywie – w demokracji szkodzi interesowi politycznemu sprawcy.

Zacząłem niniejszy szkic od motta, którego realizację moim zdaniem Karol Nawrocki powinien uczynić wyzwaniem swojej prezydentury. Drugi z cytatów z Jana Pawła II – tym razem znacznie bardziej praktyczny – powinien być zaś swoistym „testem wojtyliańskim” – któremu nowy prezydent powinien poddawać projekty ustaw każdorazowo, gdy będą trafiać na jego biurko.

Pierwsza część tekstu, dotycząca rekomendacji dla prezydenta-elekta na czas kohabitacji, została opublikowana wczoraj, tj. 3 sierpnia.