Indyjska prawica rozkręca islamofobiczną kampanię nienawiści. Na celowniku znaleźli się muzułmanie w związkach z hinduskami, oskarżani o uprawianie miłosnego dżihadu.
Narendra Modi doszedł do fotela premiera, mimo że jako premier stanu Gudżarat w 2002 r. dopuścił do krwawych zamieszek hindusko-muzułmańskich, a podlegająca mu policja czekała, nie interweniując. Jeszcze zanim Modi zdobył władzę, do podobnych zamieszek doszło w stanie Uttar Pradesz w 2013 r. Wówczas, w tym kluczowym ideologicznie regionie, działać zaczął mało znany polityk prawicy Amit Shah, dziś minister spraw wewnętrznych i prawa ręka premiera Modiego.
To ludzie Amita Shaha przemierzali Uttar Pradesz, od wsi do wsi, niosąc plotkę o dżihadzie miłości. Opowiadali, że medresy wybierają przystojnych muzułmańskich chłopaków, szkolą ich w ubieraniu się i zachowywaniu po europejsku, wyposażają w skutery i smartfony, uczą, jak uwodzić młode hinduski. Na poparcie plotek pokazywali sfingowane filmy wideo, np. taki, na którym rzekomi muzułmanie linczowali hindusów ratujących swą siostrę (był to film nagrany w Afganistanie).
Do tego organizowali wiece przeciwko domniemanej muzułmańskiej agresji wobec hinduskich kobiet, zwoływali zebrania lokalnych rad, szykowali odezwy „w obronie naszych sióstr”. Budowali spójny klimat zagrożenia, przed którym należy się aktywnie bronić. I skutecznie zasiali wrogość między hindusami i muzułmanami. Wkrótce wiece „spontanicznie” przemieniały się w napaści na domostwa muzułmanów, ich niszczenie i palenie.
W tym samym czasie najstarsza i największa organizacja skrajnej prawicy Rashtriya Swayamsevak Sangh (Narodowe Stowarzyszenie Ochotników) bombardowała media mailami o małżeństwach słynnych muzułmanów, takich jak bollywoodzcy idole Shah Rukh Khan czy Aamir Khan, z hinduskami, sugerując, że ofensywa miłosnego dżihadu toczy się także wśród elit.
Zdaniem obserwatorów pracujących dla niezależnych indyjskich mediów ta wrogość doprowadziła do największych zmian demograficznych w Uttar Pradesz od powstania republiki w 1947 r. Muzułmanie zaczęli opuszczać wioski, które zajmowali od ponad sześciu dekad, a ich ziemia i domy były zajmowane przez hindusów. Z kolei ze wsi zdominowanych przez muzułmanów zaczęli wynosić się wyznawcy hinduizmu. Kiedy nastały wybory parlamentarne, dotąd silne partie lokalne nie miały szans – rozpaleni fikcyjnym konfliktem ludzie zagłosowali na Indyjską Partię Ludową.
Seksualne wilki
Idea miłosnego dżihadu jako pomysł na uprawianie polityki debiutowała nawet wcześniej, już w 2007 r., w południowych stanach Karnataka i Kerala. To tam niewielka organizacja hinduistyczna, wiązana m.in. ze sprawcami zamachów terrorystycznych, zaczęła organizować napady na pary spotykające się na randki w kinach, parkach, pubach.
Te napaści początkowo były wyrazem sprzeciwu wobec westernizacji indyjskich obyczajów. Ale wkrótce liderzy tej organizacji zaczęli używać określenia love jihad i zarzucać młodym muzułmanom, że siłą nawracają hinduski na islam. Nazywali ich seksualnymi wilkami i podawali wyssaną z palca liczbę 30 tys. kobiet, które w samej Karnataki zostały zmuszone do zmiany wyznania.
Sam termin został de facto zalegalizowany przez sąd stanu Karnataka, który nakazał policji wszczęcie dochodzenia w sprawie „istnienia ruchu organizującego miłosny dżihad”. Sąd zadziałał na prośbę rodziców dziewczyny, która poślubiła muzułmanina – według jej zeznań: dobrowolnie i świadomie. Rodzina była innego zdania, a sąd powiązał tę sprawę z podobnymi i nakazał śledztwo. Wkrótce je zamknięto, żadnych dowodów na istnienie rzekomego ruchu nie znaleziono. Ale idea i jej nazwa przetrwały.
Indyjskie wsie to świat, w którym kwestie patriarchalnie pojmowanego honoru i solidarności kastowej kierują życiem społecznym. To przestrzeń idealna, by wyhodować w niej podziały i wzajemną nieufność. W ciągu zaledwie kilku lat działacze Indyjskiej Partii Ludowej zdołali wywindować ten sam mechanizm na najwyższe szczeble polityki i osadzili miłosny dżihad w sercu swej strategii i retoryki. Od teraz wolna miłość jest nad Gangesem de facto i de iure zakazana.
Polityka 7.2022 (3350) z dnia 08.02.2022; Świat; s. 49
Oryginalny tytuł tekstu: “Wojna o miłość”
INDIE
Paulina Wilk
Narendra Modi doszedł do fotela premiera, mimo że jako premier stanu Gudżarat w 2002 r. dopuścił do krwawych zamieszek hindusko-muzułmańskich, a podlegająca mu policja czekała, nie interweniując. Jeszcze zanim Modi zdobył władzę, do podobnych zamieszek doszło w stanie Uttar Pradesz w 2013 r. Wówczas, w tym kluczowym ideologicznie regionie, działać zaczął mało znany polityk prawicy Amit Shah, dziś minister spraw wewnętrznych i prawa ręka premiera Modiego.
To ludzie Amita Shaha przemierzali Uttar Pradesz, od wsi do wsi, niosąc plotkę o dżihadzie miłości. Opowiadali, że medresy wybierają przystojnych muzułmańskich chłopaków, szkolą ich w ubieraniu się i zachowywaniu po europejsku, wyposażają w skutery i smartfony, uczą, jak uwodzić młode hinduski. Na poparcie plotek pokazywali sfingowane filmy wideo, np. taki, na którym rzekomi muzułmanie linczowali hindusów ratujących swą siostrę (był to film nagrany w Afganistanie).
Do tego organizowali wiece przeciwko domniemanej muzułmańskiej agresji wobec hinduskich kobiet, zwoływali zebrania lokalnych rad, szykowali odezwy „w obronie naszych sióstr”. Budowali spójny klimat zagrożenia, przed którym należy się aktywnie bronić. I skutecznie zasiali wrogość między hindusami i muzułmanami. Wkrótce wiece „spontanicznie” przemieniały się w napaści na domostwa muzułmanów, ich niszczenie i palenie.
W tym samym czasie najstarsza i największa organizacja skrajnej prawicy Rashtriya Swayamsevak Sangh (Narodowe Stowarzyszenie Ochotników) bombardowała media mailami o małżeństwach słynnych muzułmanów, takich jak bollywoodzcy idole Shah Rukh Khan czy Aamir Khan, z hinduskami, sugerując, że ofensywa miłosnego dżihadu toczy się także wśród elit.
Zdaniem obserwatorów pracujących dla niezależnych indyjskich mediów ta wrogość doprowadziła do największych zmian demograficznych w Uttar Pradesz od powstania republiki w 1947 r. Muzułmanie zaczęli opuszczać wioski, które zajmowali od ponad sześciu dekad, a ich ziemia i domy były zajmowane przez hindusów. Z kolei ze wsi zdominowanych przez muzułmanów zaczęli wynosić się wyznawcy hinduizmu. Kiedy nastały wybory parlamentarne, dotąd silne partie lokalne nie miały szans – rozpaleni fikcyjnym konfliktem ludzie zagłosowali na Indyjską Partię Ludową.
Seksualne wilki Idea miłosnego dżihadu jako pomysł na uprawianie polityki debiutowała nawet wcześniej, już w 2007 r., w południowych stanach Karnataka i Kerala. To tam niewielka organizacja hinduistyczna, wiązana m.in. ze sprawcami zamachów terrorystycznych, zaczęła organizować napady na pary spotykające się na randki w kinach, parkach, pubach.
Te napaści początkowo były wyrazem sprzeciwu wobec westernizacji indyjskich obyczajów. Ale wkrótce liderzy tej organizacji zaczęli używać określenia love jihad i zarzucać młodym muzułmanom, że siłą nawracają hinduski na islam. Nazywali ich seksualnymi wilkami i podawali wyssaną z palca liczbę 30 tys. kobiet, które w samej Karnataki zostały zmuszone do zmiany wyznania.
Sam termin został de facto zalegalizowany przez sąd stanu Karnataka, który nakazał policji wszczęcie dochodzenia w sprawie „istnienia ruchu organizującego miłosny dżihad”. Sąd zadziałał na prośbę rodziców dziewczyny, która poślubiła muzułmanina – według jej zeznań: dobrowolnie i świadomie. Rodzina była innego zdania, a sąd powiązał tę sprawę z podobnymi i nakazał śledztwo. Wkrótce je zamknięto, żadnych dowodów na istnienie rzekomego ruchu nie znaleziono. Ale idea i jej nazwa przetrwały.
Indyjskie wsie to świat, w którym kwestie patriarchalnie pojmowanego honoru i solidarności kastowej kierują życiem społecznym. To przestrzeń idealna, by wyhodować w niej podziały i wzajemną nieufność. W ciągu zaledwie kilku lat działacze Indyjskiej Partii Ludowej zdołali wywindować ten sam mechanizm na najwyższe szczeble polityki i osadzili miłosny dżihad w sercu swej strategii i retoryki. Od teraz wolna miłość jest nad Gangesem de facto i de iure zakazana.
Polityka 7.2022 (3350) z dnia 08.02.2022; Świat; s. 49 Oryginalny tytuł tekstu: “Wojna o miłość” INDIE Paulina Wilk