Minęło parę dni od “Marszu Niepodległości” w Poznaniu.
Stało się to, przed czym przestrzegałyśmy: że dojdzie do otwartego łamania prawa, że będą nienawistne hasła i czyny, że będą race, że będzie brunatnie.
Dlatego właśnie pod pomnikiem Adama Mickiewicza, któremu zdjęto już niebiesko-żółty szalik, stanęła niewielka grupka osób z tęczową flagą. Początkowo były to trzy osoby, otoczone przez wściekły tłum, próbowano im wyrwać flagę, która nosi na sobie ślady tej walki. Potem zjawiły się kolejne osoby, dwóch nie dopuszczono do reszty i tak koło Mickiewicza znalazły się trzy flagi - tęczowa, osób transpłciowych i Akcji Antyfaszystowskiej.
Osiem osób, trzy flagi. W tle nienawistne okrzyki, groźby, zapowiedzi przemocy, race, atmosfera rozgrzana do czerwoności. Mundurowi chcący, by osoby pod pomnikiem odsłoniły swoje sylwetki, swoje twarze, niby w celu legitymowania, kpiący z tego, że rozmawiają z czapką.
Raptem kilka osób dostało mandaty za race, lecz te pojawiały się przez cały przemarsz. Z ulicy Roosevelta rozlegały się donośne huki petard. “Straż marszu” nie reagowała.
Oczywiście spisane zostały pokojowo protestujące osoby, które nie skandowały. Stały i rozmawiały jedynie między sobą, podtrzymując się na duchu. Dookoła zakaz p_d_ł_wania, śmierć, demoralizacja, śmierć, raz sierpem i raz młotem, śmierć wrogom ojczyzny białych cishet katolików.
To nie jest pierwszy raz, gdy pokojowy, dozwolony prawem protest spotyka się z represjami, bo za takowe należy uznać spisywanie osób, które stoją z flagami mniejszości czy z flagą antyfaszystowską. Te flagi nie wyrażały niczego nienawistnego. Akceptacja, miłość, różnorodność, antyfaszyzm, antynacjonalizm.
Spisanych zostało osiem osób. Wszystkie pod pozorem złamania art. 52 pkt. 2 Kodeksu wykroczeń, czyli za zakłócanie zgromadzenia. Za plecami spisujących mundurowych flary, lecz “to nie ich problem”. Przecież można, nie? Twierdzili, że to nie jest łamanie prawa.
Wszystkie osoby, które zostały spisane, mają opiekę prawną. Wiedzą, co robić dalej. W tym gronie są zarówno weteranki, które z takimi zarzutami nieraz wygrały, jak i osoby spisane pierwszy raz, dla których jest to nowość i pierwsze zetknięcie z represjami systemowymi. Będziemy Was na bieżąco informować o tym, co dzieje się w sprawie.
Te kilka osób stanęło naprzeciw rozwrzeszczanego, nienawistnego tłumu, lżącego je. Były gotowe na konfrontację z tym zalewem nienawiści oraz na konsekwencje. Wykazały się ogromną odwagą i determinacją, by pokazać, że faszyzacja Poznania nie będzie szła bez oporów.
I tym bardziej wstyd dla Jacka Jaśkowiaka i Centrum Zarządzania Kryzysowego, że dopuścili do tego przemarszu i w jego trakcie nie zareagowali w żaden sposób. Wstyd dla Jacka Jaśkowiaka, od którego gabinetu nadal nie mamy odpowiedzi na prośbę o spotkanie.
Przedstawiciel CZK powinien zareagować już w momencie, gdy był czytany regulamin - kiedy wspomniano o “miejscu na pirotechnikę”, bo takiej nie może być na zgromadzeniu publicznym i koniec, kropka. Przedstawiciel CZK i funkcjonariusze powinni rozwiązać przemarsz, gdy użycie pirotechniki się powtarzało, kiedy skandowano nienawistne hasła czy zaatakowano osoby z tęczową flagą.
Nie pryzmujemy argumentu, że “nie dało się zakazać”. Oczywiście to działa tylko wtedy, gdy chce się zakazać Marszu Równości, jak w Gnieźnie czy w Lublinie, prawda?
Teraz wracamy pić sojowe latte, ale jeśli będzie trzeba, znów staniemy naprzeciwko rozwrzeszczanych faszoli. Tyle razy, ile będzie trzeba. Plus jeden, na wszelki wypadek.
Okazaniu sprzeciwu wobec faszyzacji przestrzeni publicznej, zwłaszcza że organizatorzy otwarcie deklarują pogardę dla osób LGBT+ czy innej narodowości.