• 116 Posts
  • 21 Comments
Joined 4 years ago
cake
Cake day: March 8th, 2021

help-circle






















  • Memento

    Pogrzeb Mikołaja Filiksa odbywa się we wtorek 7 marca. – Matka i syn stali się ofiarami państwa. To więcej nie może się powtórzyć – mówi Donald Tusk i dodaje: Oby ta straszna śmierć stała się memento dla tych, którzy nie potrafią uszanować cierpienia innych.

    Ale już po południu TVP Info startuje z wydaniem specjalnym. Propagandyści piszą na czerwonym pasku: “Mikołaj Filiks nie żyje z powodu działań polityków Platformy Obywatelskiej”. Prowadzący – Bartłomiej Graczak oraz Miłosz Kłeczek – odpytują m.in. Jacka Karnowskiego z “Sieci” oraz Tomasza Sakiewicza. – Prawie każdy dziennikarz Radia Szczecin dostał groźby śmierci. Nie pozwalałem w moich mediach pisać o tej sprawie do momentu, kiedy nie pojawiły się groźby śmierci wobec dziennikarzy – żali się Sakiewicz, a Graczak przekonuje, że TVP Info postanowiło po prostu odeprzeć atak i zarzuty, że to dziennikarze mediów publicznych winni są śmierci dziecka. W przebitkach bez przerwy eksponowane są zdjęcie zachodniopomorskich działaczy Platformy trzymających w rękach tęczową flagę.

    Kłeczek w rozmowie z wicerzeczniczką PiS Urszulą Rusecką sugeruje, że “zamiast otoczyć opieką matkę tragicznie zmarłego dziecka, Donald Tusk rozkręca kampanię nienawiści”. – To haniebne i naganne. To powinno być wyraźnie i mocno potępione. Ktoś to zrobił i musi zostać z tego rozliczony – odpowiada Rusecka i tłumaczy, że PO chodzi po prostu “o zdobycie władzy za wszelką cenę”.

    Epilog

    W czwartek 9 marca do mediów trafia oświadczenie pracowników Radia Szczecin:

    “Nie zapadły wciąż żadne personalne decyzje, chcemy więc głośno powiedzieć, że NIE WSZYSCY w Radiu Szczecin zgadzają się z uwikłaniem mediów publicznych w walkę polityczną. Reprezentujemy grupę ludzi, która chce oficjalnie powiedzieć NIE działaniom dalekim od etyki zawodowej. (…) Zaszczuci we własnej firmie domagamy się, aby podjęto konkretne decyzje, które pomogłyby uzdrowić tę sytuację”.


  • Męczennicy

    W poniedziałek 6 marca wiadomo już, że w sprawie Mikołaja Filiksa weekendowa akcja trolli i propagandystów PiS nie odnosi sukcesu, więc wajcha zostaje przestawiona.

    Przekaz dnia jest taki, że to nie Radio Szczecin ponosi odpowiedzialność za ujawnienie danych ofiar pedofila. Zawinił – przekonuje TVP Info kierowane przez Samuela Pereirę – poseł PO Piotr Borys, który 30 grudnia występował w telewizji publicznej.

    “Z wypowiedzi Borysa wynikało wprost, że chodzi o posłankę PO, a to była kluczowa informacja dotycząca ustalenia tożsamości, gdyż w Szczecinie jedyną posłanką PO jest matka ofiary dramatycznego zdarzenia” – próbują przekonywać pracownicy telewizji publicznej. Borys zapowiedział pozew wobec TVP – twierdzi, że powtarzał znane już wszystkim informacje, a tożsamość ofiar była łatwa do zidentyfikowana zaraz po publikacji Radia Szczecin. W obronę wzięła go też sama posłanka Filiks.

    “Poseł Borys w dzień po publikacji przez rządowe media danych mojego syna zadzwonił do nas z propozycją pomocy i zorganizował Mikołajowi dwugodzinną, zdalną sesję z panią psycholog. Piotrze, bardzo Ci dziękuję za twoją empatię i wrażliwość i za pomoc, jakiej nam udzieliłeś” – napisała na Twitterze.

    Druga narracja – znana już z wielu innych przypadków – to kreowanie sprawców na męczenników. Głos zabiera Oskar Szafarowicz, który w pamiętny dzień jako jeden z pierwszych pisał o posłance Filiks. W wywiadzie dla “Niezależnej” żali się na hejt, który dotyka jego oraz jego rodzinę.

    – O mnie mogą wypisywać wszystko – rozumiem, że – wchodząc do życia publicznego – muszę mieć twardą skórę. Rodzice dostają prywatne wiadomości – padają groźby śmierci. Ludzie piszą do nich: “państwa syn ma krew na rękach”, “odpowiecie za to”, “znajdziemy was”, “dokonamy zemsty” – opowiada portalowi.

    Dzień wcześniej Daria Brzezicka, studentka prawa na Uniwersytecie Warszawskim i rzeczniczka Unii Europejskich Demokratów, przygotowała petycję o usunięcie Szafarowicza z listy studentów UW. Do dzisiaj list do rektora Alojzego Nowaka podpisało ponad 27 tysięcy osób.

    Szafarowicz – podobnie jak Dariusz Matecki – nie wspiera PiS tylko dla idei. 22-letni współtwórca chwalącego władzę profilu Okiem Młodych został na początku roku zatrudniony w Krajowym Zasobie Nieruchomości jako młodszy specjalista ds. promocji. Instytucja ma odpowiadać za realizację zadań związanych z mieszkalnictwem w ramach programu rządowego Mieszkanie+.


  • Snajperski celownik na twarz

    Jedna z najgłośniejszych spraw dotyczyła związanego z PSL Arkadiusza Janowicza, burmistrza, a potem starosty myśliborskiego, którego media Duklanowskiego grillowały latami. W grudniu 2015 r. “Gazeta Myśliborska” przedstawiła go ze snajperskim celownikiem na czole i tytułem: “Janowicz do odstrzału”. Janowicz zawiadomił policję, Duklanowski tłumaczył, że to była przenośnia. Gdy radni odwoływali starostę Janowicza, Duklanowski w komentarzu ogłosił, że jego gazeta “wpłynęła na zmianę biegu historii w Myśliborzu”, bo razem ze swoim współpracownikiem Piotrem Sobolewskim, który zastąpił Janowicza w fotelu burmistrza, “otwierali oczy mieszkańcom”.

    W podobnym stylu pisał o burmistrzu Pyrzyc Marku Olechu, niegdyś szefie struktur PO w powiecie. I z podobnym efektem, co poczytał sobie jako powód do chwały. “Nie mogąc znaleźć pracy w Pyrzycach, ponoć myje okna gdzieś pod Londynem”.

    Obaj samorządowcy wytoczyli Duklanowskiemu procesy o zniesławienie, które prawomocnie wygrali. Po jego gazetach nie ma dziś śladu.

    Jak przypomniały OKO.press i “Gazeta Wyborcza”, przynajmniej dwa razy Duklanowski został zwolniony za brak rzetelności (z “Kuriera Szczecińskiego” i “Życia”). Jedna z gazet miała dostawać skargi, że zmienia bohaterom tekstów wypowiedzi i przekręca fakty.

    Duklanowski nie należy do PiS. Jego ojciec przez lata związany był z ZChN. Stryj jest radnym PiS, byłym wiceprezydentem Szczecina. Brat stryjeczny to były radny, obecnie szef państwowych Wód Polskich na Pomorzu Zachodnim. Żona pracuje w inspekcji pracy. Inny członek rodziny po dojściu PiS do władzy zrobił karierę w jednej z zachodniopomorskich spółek skarbu państwa. Duklanowski po pięciu latach w Radiu Szczecin, na początku 2021 r., został naczelnym, a rok później Andrzej Duda uhonorował go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.




  • Prokobiecy, ale coraz ciszej

    Środowisko lekarskie dużo rzadziej wypowiadało się natomiast przeciw ograniczeniu praw reprodukcyjnych. Po uchwaleniu kodeksu etyki genetycy prof. Jacek Zaremba i prof. Bogdan Kałużewski bronili badań prenatalnych i prawa do aborcji ze względu na wady płodu (zaznaczając obowiązkowo, że aborcja jest złem). Łódzki ginekolog prof. Wacław Dec w 1993 r. powiedział w “Wiadomościach” TVP wprost to, co część co bardziej empatycznych przedstawicieli jego środowiska robiła po cichu: “W sytuacjach bardzo ciężkich, kiedy widzimy, że mąż ciężko chory, gromadka dzieci i nieplanowana ciąża, uciekamy się do fałszowania danych medycznych. Rozpoznajemy u takiej kobiety poronienie w toku, ciążę zagrożoną i dokonujemy przerwania pod tym tytułem”. Kilka lat później Kościół odmówił mu katolickiego pochówku.

    Ale z czasem takich prokobiecych publicznych wypowiedzi w wykonaniu lekarzy było coraz mniej. Rosła natomiast liczba ujawnionych przypadków łamania praw pacjentek. Przypomnę tylko te najgłośniejsze.

    1. Barbara Wojnarowska miała już syna z rzadką chorobą genetyczną, hipochondroplazją, gdy zaszła w drugą ciążę. Ordynator łomżyńskiego szpitala odmówił jej skierowania na badania prenatalne, oskarżając przy okazji, że wymyśliła sobie chorobę, by pozbyć się kolejnego dziecka. Córka również odziedziczyła hipochondroplazję. Wojnarowscy pozwali szpital za tzw. złe urodzenie, sprawę wygrali.

    2. Alicja Tysiąc miała skierowanie na aborcję ze względu na zagrożenie zdrowia - miała - 20 dioptrii, zwyrodnienie plamki żółtej, odklejającą się siatkówkę, drugą grupę inwalidzką i była po dwóch cesarkach - ale prof. Romuald Dębski je zignorował, bo nie widział wskazań do przerwania ciąży. Miał powiedzieć Tysiąc, że jeszcze ósemkę dzieci urodzi. Po porodzie wada urosła do -24 dioptrii, a grupa inwalidzka do pierwszej. Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uznał, że polskie państwo złamało wobec Tysiąc prawo do poszanowania życia prywatnego i przyznał 25 tys. euro zadośćuczynienia.

    3. Agata Lamczak miała wrzodziejące zapalenie jelita grubego, coraz silniejsze bóle odbytu i podbrzusza, ale była też w ciąży, więc lekarzy interesowało tylko jej utrzymanie. Na uśmierzenie bólu dostała apap, kilka miesięcy spędziła między domem a kolejnymi szpitalami. Nie zrobiono jej kolonoskopii, bo jeszcze by poroniła. Jej matka usłyszała, że córka “za bardzo zajmuje się swoim tyłkiem, a za mało ciążą”. Gehenna Lamczak zakończyła się sepsą, wielonarządową niewydolnością i śmiercią.

    4. 14-letnia Agata miała prawo do aborcji - współżycie z małoletnią poniżej 15. roku życia jest czynem zabronionym, poza tym zgłaszała gwałt - ale to nie wystarczyło ordynatorce lubelskiego szpitala. Odmówiła zabiegu i nasłała na nastolatkę księdza. Ostatecznie aborcję, w tajemnicy, załatwiła ministra zdrowia. Strasburski trybunał przyznał dziewczynie 45 tys. euro odszkodowania.

    5. USG w 22. tygodniu ciąży pokazał akranię - brak kości czaszki, mózg na wierzchu, zero szans na przeżycie. Agnieszka chciała przerwać ciążę, ale musiała to zrobić w ciągu trzech tygodni, potem ustawa nakazuje ciążę donosić. Tyle że ordynator warszawskiego szpitala Bogdan Chazan tak przeciągał procedurę, że w końcu na zabieg było za późno. “To była świadoma decyzja prof. Chazana, że nasze dziecko będzie umierało w cierpieniach i że my na to będziemy patrzeć. On nas do tego zmusił”, powiedział mąż Agnieszki.

    6. Izabela trafiła do szpitala z bezwodziem. 22-tygodniowy płód ma w takiej sytuacji bardzo małe szanse na przeżycie, ale lekarze i tak czekali z interwencją, aż przestanie bić jego serce. Czekali za długo - Izabela zmarła na sepsę. Prokuratura postawiła dwójce lekarzy z pszczyńskiego szpitala zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci.

    Nie zasłaniajcie się „efektem mrożącym"

    Śmierć Izabeli z Pszczyny, a potem jeszcze, również na porodówce, Agnieszki z Częstochowy, wywołała debatę o odpowiedzialności lekarzy. Ci, którzy wypowiadali się dla mediów, zazwyczaj rozkładali ręce: chcielibyśmy pomóc, ale przecież wyrok nam nie pozwala. My też tu jesteśmy ofiarami. Efekt mrożący nas zmroził. Każda interwencja, nawet w przypadku sepsy, grozi więzieniem, a co najmniej prokuratorem. Sorry, taki mamy klimat.

    Dr Małgorzata Kraszewska martwiła się w “Wysokich Obcasach”, że jeśli przerwie ciążę za wcześnie, to rodzina pacjentki ją pozwie. Prof. Mirosław Wielgoś zapewniał w TVN 24, że lekarze mają “związane ręce, bo w medycynie dużą rolę odgrywa polityka, religia, Kościół. I że nie można od lekarza oczekiwać heroizmu”. Dr Maciej Socha w Oko.press powiedział, że w sytuacji podobnej do tej z Pszczyny też by nie interweniował, bo “po wyroku Trybunału Konstytucyjnego nie wolno nam takiej ciąży zakończyć”. Konkretnie “ryzyko infekcji wewnątrzmacicznej nie jest bezpośrednim zagrożeniem życia pacjentki, więc czekamy i nie przerywamy takiej ciąży”.

    Tyle że to nieprawda

    Po pierwsze, wyrok Trybunału z 2020 r. usunął wyłącznie przesłankę wad płodu, nic nie wspominał o sytuacji ratowania ciężarnej. Po drugie, w ustawie z 1993 r. nie ma, powtórzę, bo widać, że trzeba, zapisu o BEZPOŚREDNIM zagrożeniu życia, wciąż jest natomiast zagrożenie życia i ZDROWIA. Czyli naprawdę nie trzeba czekać, aż rozwinie się sepsa albo pęknie jajowód w ciąży pozamacicznej, można interweniować wcześniej.

    Co do heroizmu, to przez ostatnie 30 lat nie było żadnego przypadku przerwania ciąży w sytuacji ratowania życia i zdrowia pacjentki, który skończyłby się skazaniem lekarza lub lekarki. Wręcz przeciwnie, problemy z wymiarem sprawiedliwości mieli medycy, którzy zaniechali interwencji, jak dr Chazan czy lekarze z Pszczyny. Pozwu od rodziny, która miałaby pretensje, że szpital ratował im żonę, córkę bądź matkę, też - doprawdy, szok i niedowierzanie - nie było.

    Czy lekarze spełnią obietnicę Tuska

    Wielu komentatorów i samych medyków tłumaczy, że najlepsze chęci lekarzy krępuje złe prawo, konkretnie wyrok z 2020 r. Ta narracja niewiele ma wspólnego z faktami. Prawo jest złe od 1993 r., a lekarze i lekarki znacznie przyczynili się do tego, że jego realizacja jest jeszcze gorsza. Przez ostatnie 30 lat regularnie odmawiali zakontraktowanego na NFZ zabiegu aborcji, zasłaniając się klauzulą sumienia, przedłużając całą procedurę, aż będzie za późno, czy odmawiając badań prenatalnych. Część zapewne z przekonania, inni z oportunizmu albo lęku przed etykietą aborcjonisty, pikietami organizacji anti-choice czy prokuratorem, ale efekt był taki sam: dostęp do aborcji został ograniczony jeszcze bardziej, niż przewidywała ustawa.

    Co więcej, lekarze ustawili się w pozycji autorytetów moralnych z prawem do narzucania własnego światopoglądu innym. Kodeks etyki strachem przed ciążą miał wymuszać na Polkach przestrzeganie tych standardów moralnych, które Naczelna Rada Lekarska arbitralnie uznawała za właściwe, a klauzula sumienia pozwala odmówić podstawowych świadczeń. Sumienie często nie pozwalało przy tym lekarzom i lekarkom przerwać ciąży - przynajmniej w publicznej placówce – ale pozwalało pacjentkę okłamywać, traktować protekcjonalnie, zbywać, kierować na niepotrzebne badania, mnożyć administracyjne trudności, a nawet narażać życie i zdrowie. Relacja lekarz – pacjent jest w Polsce paternalistyczna, nie partnerska.

    A to rodzi pytanie, co dalej. Czy jeśli najsilniejsza partia opozycyjna wygra wybory i zgodnie z obietnicą Donalda Tuska uchwali aborcję na żądanie do 12. tygodnia ciąży, będzie komu te zabiegi wykonywać? Bo to rozwiązanie wymagałoby od lekarzy i lekarek uznania podmiotowości pacjentki i jej prawa do decydowania o swoim życiu i zdrowiu.

    Oczywiście może się okazać, że powtórzy się sytuacja z lat 90. Wtedy wielu lekarzom, którzy jeszcze kilka lat wcześniej rutynowo pytali ciężarne pacjentki: “zachowujemy czy przerywamy”, ekspresowo wyrosło katolickie sumienie. Niewykluczone więc, że po zmianie aborcyjnego klimatu równie ekspresowo je zrzucą.

    „Aborcja jest" Katarzyny Wężyk – esej i raport w jednym – dostępna na Kulturalnysklep.pl i w formie ebooka w Publio.pl



  • OLSZAŃSKI: „ROZSADZIMY SEJM"

    Kolejnym bydgoskim kamratem, z którym chciałem rozmawiać, jest Bogdan Łabęcki, wcześniej działacz Solidarnej Polski występujący na konferencjach wraz ze Zbigniewem Ziobrą. Obecny w umundurowaniu na wielu bydgoskich manifestacjach SBKR, do niedawna był prezesem hurtowni narzędzi Visła, sponsora bydgoskiego klubu sportowego o tej samej nazwie, którego sukcesami szczyci się magistrat. Gdy Łukasz Religa napisał w swym serwisie o manifestacji z udziałem Łabęckiego, podczas której kamraci próbowali zerwać z pomnika Kazimierza Wielkiego ukraińską flagę i atakowali (werbalnie) wychodzące z pobliskiej cerkwi Ukrainki, prezes zrzekł się stanowiska i przeszedł na fotel skromnego członka zarządu. Po czym złożył przeciw dziennikarzowi pozew na 90 tysięcy złotych. Kiedy zadzwoniłem do jego hurtowni, zaprzeczył, aby miał cokolwiek wspólnego z Kamractwem.

    Tego samego dnia Tomasz Daroń przestał odbierać ode mnie telefony, choć byliśmy umówieni na „dłuższą rozmowę".

    Kamratka Jagoda, właścicielka rodzinnej firmy handlowej z branży odzieżowej (większość członków SBKR to drobni przedsiębiorcy i ich familie), wyjaśniła mi, o co chodzi: – Poszła informacja, by nikt z panem nie rozmawiał. Nie ma pan nawet co próbować, bo kamraci są bardzo zdyscyplinowani. W Bydgoszczy jest pan skreślony.

    18 września własna sondażownia SBKR opublikowała wyniki badania preferencji wyborczych rodaków: PiS – 25 proc., Partia Kamracka – 20 proc., Koalicja Obywatelska – 13 proc., Konfederacja – 10.

    – Można się z tego śmiać, ale moim zdaniem Olszański jest groźny – mówi Artur Barciś, który niedawno grał młodego Hitlera w spektaklu Teatru Ateneum według „Mein Kampf". – Pociągnie za sobą różnych nienawistników i antysemitów, także tych, co zagłosują „na złość" i „dla beki".

    – Führer i Mussolini też się wydawali z początku operetkowi – dodaje dr Przemysław Witkowski, badacz ekstremizmów politycznych z Collegium Civitas. – Postaci tego typu tworzą jednak podglebie innych ruchów skrajnych, przyzwyczajają do tego, że pewne hasła mogą istnieć w przestrzeni publicznej i społeczeństwo się na to znieczula. Przywyka do głoszonych otwarcie treści faszystowskich. Jest mało prawdopodobne, by formacja kamracka osiągnęła sukces w wyborach, jednak nastroje, które budzi, może wykorzystać ktoś, kto skanalizuje rozbudzone emocje, wykorzysta hasła w wersji mainstreamowej. Już teraz rządzący instrumentalnie posługują się rozmaitymi lękami i uprzedzeniami wobec Niemców, uchodźców, Ukraińców. Nie sądzę, by Wojciech Olszański wychodził z reklamówką rubli z wiadomej ambasady, ale finansowanie stamtąd, anonimowo, za pośrednictwem zrzutek, nie jest wykluczone. Pamiętajmy, że mącenie ludziom w głowach, osłabianie UE i NATO jest podstawą obecnej polityki Rosji, a głoszona przez Olszańskiego narracja znakomicie się wpisuje w rosyjskie interesy.

    28 sierpnia br. Olszański został zatrzymany po raz kolejny. Tym razem wraz z kamratami, którzy przybyli całymi rodzinami, próbował – jak to sam określił – „ujebać" ukraińską flagę powiewającą (obok polskiej) nad polem bitwy pod Grunwaldem. Przy okazji wygłosił przemówienie. – W przyszłym roku rozsadzimy Sejm – zapowiedział. – Będziemy musieli stanąć w grze wyborczej, w której zwyciężymy i wydusimy te wszy co do jednej! Tak! Mamy zamiar zgodnie z prawem boskim zabijać naszych wrogów! Najpierw politycznie, a potem fizycznie. Rozszarpiemy ich dosłownie na strzępy! Zobaczycie mordy Lewicy, jak będą krzyczeć „ratunku"! Prostytutki z PO będą krzyczeć „Jezus Maria"! Widzę pisowców, jak wyjdą i powiedzą: „my was, bracia kamraci, zawsze kochaliśmy". Oni się przynajmniej nas boją!

    W każdym razie traktują na tyle poważnie, że do monitorowania grunwaldzkiej imprezy posłano agentów ABW. Wezwani przez nich policjanci (z tarczami i w hełmach) wyciągnęli Olszańskiego z podgrunwaldzkiej Gospody Rycerskiej, w której liderzy Kamractwa omawiali po wiecu plany na wybory. Partnerami do rozmów byli przedstawiciele organizacji prorosyjskich, sławiańskich i wielkolechickich.

    Policjanci zawieźli „Jaszczura" do Ostródy, ale tamtejszy sąd odmówił prokuraturze zastosowania aresztu.

    Cztery dni później Olszański złożył w Warszawie wniosek o rejestrację partii.

    23 września został ponownie zatrzymany – na posesji opodal Warszawy. Widząc nadchodzących policjantów po cywilu, salwował się skokiem przez płot, ale to nie pomogło.

    Gdy zsyłaliśmy reportaż do druku, Olszański z Osadowskim nadawali plenerowy stream z okolicy Międzyzdrojów i narzekali na amerykańską platformę dla niepokornych, że nie służy im tak dobrze jak wcześniej YouTube („tnie się"). Dlatego swoje ostatnie produkcje wieszają na portalu Vk.com, czyli rosyjskim odpowiedniku Facebooka.

    • Dziękuję za pomoc Agacie Szczygielskiej-Jakubowskiej z bydgoskiej redakcji „Wyborczej". Imię kamratki Jagody na jej prośbę zmieniłem.

  • UWOLNIENI I ARESZTOWANI

    Potem był wiec w Kaliszu i zatrzymanie tercetu Olszański-Osadowski-Rybak. Na wieść o zasądzonym dla nich areszcie bydgoscy kamraci ruszyli do Warszawy, gdzie na 23 listopada manifestację pod Pałacem Prezydenckim zwołał artysta medalier Bartłomiej Kurzeja, który 12 lat wcześniej organizował akcję wyrzucania zwłok Bronisława Geremka z nienależnych mu (jako Żydowi) Powązek, a w 2017 roku usiłował rozpropagować w kraju nową świecką tradycję „antysemitingu", czyli wiosennego topienia kukły bŻyduli, za co stołeczny sąd wlepił mu pół roku ograniczenia wolności w formie prac społecznych.

    – Po to myśmy się zeszli, żeby przypomnieć, że są w Polsce więźniowie polityczni aresztowani na zlecenie obcych służb – wołał Kurzeja, po czym zaapelował do „lokatora pałacu", aby ten objął Olszańskiego, Rybaka i Osadowskiego prawem łaski.

    Przemawiający po nim kamrat prawnik wyjaśnił, że zarzut, pod którym aresztowano tercet z Kalisza, wkrótce upadnie, bo paragraf o „nienawiści na tle różnic narodowościowych" nie dotyczy Żydów, którzy nie są narodem, lecz rasą i grupą religijną. Co potwierdził kamrat Nabil, tłumacząc, że prawdziwi semici to Palestyńczycy, więc o żadnym kamrackim antysemityzmie nie może być mowy.

    Na koniec zebrani uczcili pamięć Romana Dmowskiego i Eligiusza Niewiadomskiego, zabójcy prezydenta Narutowicza.

    „Lokator pałacu" nie skorzystał z prawa łaski. Aresztowani wyszli jednak rychło z aresztu i krótko po Nowym Roku zwołali kolejną kamracką imprezę w Bydgoszczy. Pretekst: Sejm właśnie debatował nad prawem pozwalającym szefom firm wymagać zaszczepienia od pracowników. Ustawa ostatecznie nie przeszła, choć poparł ją m.in. prezes Związku Pracodawców Pomorza i Kujaw Mirosław Ślachciak. – Będziesz za to wisiał! – groził mu brodaty kamrat w mundurze. Występujący po nim „Jabłonowski" zaprezentował dwóm setkom zgromadzonych półtorametrowy drąg:

    – To jest kij na poselski ryj! Jeśli oni ustalą tę ustawę, to skazują się na śmierć i my te listy śmierci tworzymy! Ja, Wojciech Olszański, chcę ich zabić!

    Tłum odpowiedział jak zwykle: „Śmierć, śmierć, śmierć!".

    Machano planszami z karykaturą pokłutego strzykawkami bydgoskiego posła lekarza Tomasza Latosa, szefa komisji zdrowia, zwolennika szczepień.

    Gdy o wiecu napisał w swym portalu Łukasz Religa, inny bydgoski poseł – Paweł Olszewski z Platformy – złożył w prokuraturze zawiadomienie o „wypowiadaniu gróźb karalnych" i próbie „bezprawnego wpływania na decyzje organów państwa". Osobne zawiadomienia złożyli: radny KO Robert Langowski i lider lokalnej Lewicy Michał Wysocki. Poseł Latos – nie.

    • Nie przywiązuję wagi do tego całego makabrycznego towarzystwa – tłumaczy. – Na lewicy też są radykałowie, to jedynie folklor.

    • Który grozi śmiercią panu osobiście.

    • Tego typu wybryki to koszt demokracji.

    Prokuratura wystawiła nakaz zatrzymania i 31 stycznia (dwa dni po wiecu na Starym Rynku) bydgoscy kryminalni zatrzymali Olszańskiego na stacji benzynowej pod Warszawą. Nim to się stało, NPTV zdążyła wyemitować podcast poświęcony posłowi Olszewskiemu: – Ty platformerska szklanko gnojówki, karafko zatęchłego moczu, co ty, kurwa, myślisz… będziesz prokuratorowi dupę zawracał mną? Na razie to my możemy mówić, co chcemy, i ja niczego, kurrrr…wa nie cofnę! – zapewniał „Jaszczur" .

    Tym razem bydgoski sąd aresztował Olszańskiego na dwa miesiące i ulokował najpierw w areszcie po sąsiedzku, na Wałach Jagiellońskich, a potem w zakładzie karnym w pobliskich Potulicach. W odpowiedzi Kamraci zorganizowali – i zarejestrowali – wiec „Murem za Jaszczurem" (na tym samym rynku co zawsze). Mimo deszczu i chłodu 19 lutego stawiło się około 200 osób – wiele z plakatami „Uwolnić więźnia politycznego Wojciecha Olszańskiego". Na pięć dni przed wybuchem wojny w Ukrainie zażądali usunięcia z Polski wojsk amerykańskich…

    – …tych 5 tysięcy gwałcicieli, złodziei, bandytów powodujących wypadki, uciekających z miejsca wypadków, napadających na inne kraje, wprowadzających korporacje, co chcą z nas zrobić kolonię – wołał kamrat Jędrzej.

    Kolejny mówca, Osadowski, wyciągnął z kieszeni wiarygodnie wyglądającą atrapę pistoletu, po czym powtórzył nazwiska posłów „do likwidacji" (na pierwszym miejscu Olszewski). To był już krok za daleko. Na widok broni, choćby nieprawdziwej, ochraniający wiec policjanci z miejsca się ożywili. Zgromadzenie zostało rozwiązane, a Osadowski – zatrzymany. Dwa dni później mimo kolejnego poręczenia posła Brauna dołączył w areszcie do Olszańskiego, któremu wkrótce przedłużono sankcję o dalsze dwa miesiące. Jego proces rozpoczął się w Bydgoszczy 5 maja.


    BYDGOSZCZ STAŁA SIĘ STOLICĄ NACJONALIZMU

    Już rankiem tego dnia przy pomniku Kazimierza Wielkiego, vis-a-vis sądu i aresztu na Wałach, zwolennicy „Jaszczura" zebrali się w kolumnę z flagami i nagłośnieniem. Z megafonów popłynęła rzewna „Pieśń kamracka" w wykonaniu kamratki Moniki: „W rękach pochodnie, a w sercach święty gniew/ idziemy po was, zbrodniarze, wytoczyć z żył waszych krew".

    Na sali sądowej umundurowane Kamractwo, przyjezdne Wilki oraz osoby z biało-czerwonymi opaskami i znakami Polski Walczącej przywitały oskarżonego okrzykami „brawo Wojtek!".

    – Czy bierze pan pod uwagę fakt, że nawoływania [do zabicia posłów] ktoś mógł potraktować poważnie i zdecydować się na czyn? – pytał Olszańskiego sędzia Andrzej Bauza.

    – To była ekspresja artystyczna, performance. Tworzenie list śmierci, zaznaczam – politycznej – było jedynie metaforą.

    Tydzień później, na drugiej wokandzie, „Jabłonowski" przyznał się do spryskania pieprzem Białorusina, wytłumaczył czyn swoją sympatią do Aleksandra Łukaszenki i wyraził ubolewanie. Nazajutrz sędzia Bauza zwolnił aktora z aresztu. Miesiąc po nim zza krat wyszedł Osadowski. Pod pomnikiem króla naprzeciw bydgoskiego sądu czekała już kamracka brać z flagami.

    Olszański: – Kamraci! Nasze areszty i wyroki [które nas czekają] będą gwarantem, że my nie knujemy, nie kombinujemy, nie planujemy karier politycznych (…). Teraz możemy się już tylko mścić!

    Na kim? Choćby na prezydentce Gdańska Aleksandrze Dulkiewicz. – Jest podejrzenie, że to Ukrainka czystej krwi – mówił aktor 28 czerwca br. w odcinku programu NPTV poświęconym „ukraińskiemu potopowi" w Polsce. – Trzeba wymyślić, jak ją wypierdolić z urzędu.

    – Może wprowadzić po prostu, tak jak za cara, coś na zasadzie rewizora – podpowiedział dzwoniący „Zbyszek z Żuław". – Taki [kamracki] rewizor jedzie, wchodzi i strzela prosto w łeb.

    Olszański pomysł zaakceptował.


    SĘDZIA SŁUCHA „JASZCZURA"

    A nazajutrz znów stanął przed sędzią Bauzą. Odpowiadając z wolnej stopy, poprosił o zgodę na wydanie oświadczenia:

    – Dowództwo NATO ostatnio ogłosiło, że bierze pod uwagę prowadzenie wojny nuklearnej z Rosją, co oznacza, że na Polskę mogą spadać bomby (…). Posłowie Olszewski i inni przestraszyli się mojego kija, a nie boją się gróźb szefostwa NATO. (…) Według mnie w obliczu wojny, która się toczy, Sejm, poza posłem Braunem, a także Senat i dziennikarze głównych mediów to odrażający, cuchnący tchórze i mordercy! Mam obowiązek wobec przyszłych pokoleń i dług wobec przodków, aby wyrazić to jednoznacznie.

    Po wysłuchaniu „Jaszczura" sędzia zarządził wakacyjną przerwę, a bydgoscy kamraci już czekali na Rynku, tym razem zwołani pod hasłem „Polski interes narodowy". Po odśpiewaniu hymnu Olszański przemówił do setki zgromadzonych: – Powinniśmy się wyzbyć wszystkich fusów żydowskich. Wykastrujmy z siebie resztki żydowskiego miłosierdzia, które nam wszczepiono, mówiąc „Nie zabijaj"! Trwa święta wojna rasowa! My, Słowianie, mamy dać łeb pod topór! Jeżeli umrzemy, to wy, młodzi, będziecie toczyć swój nędzny żywot więźniów obozu koncentracyjnego Unii Europejskiej, która tak kocha Polskę jak gwałciciel dziewicę!

    Aplauz i liczne okrzyki „Precz z Unią!".

    – Tak Bydgoszcz stała się stolicą nacjonalizmu – mówi „Wyborczej" Dulkowski z OMZRiK. – W tej chwili to jest miasto rozsadnik ekstremizmu. Wyznawcy faszyzujących ruchów czują się tu swobodnie. Z ich punktu widzenia Bydgoszcz jest stolicą Polski. Prezydent Wrocławia wobec faszyzujących demonstracji stosuje „zasadę jednego słowa". Od mniej więcej dwóch lat zgromadzenia są rozwiązywane natychmiast, gdy padnie jedno zdanie nawołujące do nienawiści rasowej czy narodowościowej. I we Wrocławiu sytuacja wygląda inaczej niż w Bydgoszczy.

    – Zgromadzeń odbywa się mnóstwo i nie jesteśmy w stanie każdego śledzić z udziałem przedstawiciela ratusza – odpowiada wiceprezydent Bydgoszczy Michał Sztybel (w mieście rządzi PO). – Nie możemy też sami stwierdzić, czy doszło do złamania kodeksu karnego, bo nie jesteśmy organem ścigania.

    Marta Stachowiak, rzeczniczka prezydenta Rafała Bruskiego, dodaje: – Stowarzyszenia, w tym Kamraci, podlegają nadzorowi oraz kontroli ze strony różnych urzędów i instytucji. Na przykład sądów powszechnych i prokuratury.

    Prokuratorzy z różnych miast (w tym z Kalisza, Gdańska, Warszawy, Rzeszowa i Bydgoszczy) prowadzą w tej chwili około tuzina śledztw przeciw „Jaszczurowi" i „Ludwiczkowi".

    – Prawdopodobnie niedługo znowu pójdziemy z Osadowskim siedzieć – mówił Olszański na zakończenie wiecu z 29 czerwca. – Trudno… będziemy robić rewolucję w więzieniach. Czołem wielkiej, zawziętej, mściwej, ksenofobicznej Polsce!


  • JAK OBUDZIŁA SIĘ BYDGOSZCZ

    Nazwa ulokowanego w historycznym centrum Bydgoszczy klubu nocnego Stara Babcia może mylić, podobnie jak jego drewniana, ręcznie rzeźbiona elewacja, która przywodzi na myśl szacowne brytyjskie puby. To nie jest jednak miejsce dla starszych ludzi. Przychodzą tutaj na tańce i drinki bardzo młode dziewczyny o długich nogach i dobrze zbudowani faceci w przyciasnych koszulach. Właścicielem jest Tomasz Daroń: sylwetka kulturysty, łysa głowa. Określa się jako „antysystemowiec" i „wolnościowiec". W covidowym roku 2021 nie dostał, jak inni właściciele lokali gastronomicznych, pieniędzy z rządowej tarczy. Bo trzeba było wykazać spadek dochodów rok do roku, a on w poprzednim remontował lokal i zysku nie miał. Dlatego wbrew restrykcjom otworzył Babcię w pandemii. W dodatku zaprosił na otwarte spotkanie Pawła Tanajnę, lidera Strajku Przedsiębiorców, który w ostatnich wyborach prezydenckich zajął dziewiąte miejsce. Spotkanie z nim właściciel Starej Babci reklamował hasłami „Bydgoszcz się budzi" oraz „OtwieraMY". Zaczęli w sobotę 6 lutego 2021 roku o ósmej wieczorem, goście dopisali – inne lokale w mieście były przecież zamknięte. Po dziewiątej przed klub zajechały radiowozy. – Przeprowadzamy kontrolę z powodu nielegalnego zgromadzenia – poinformowali policjanci roztańczonych uczestników spotkania z Tanajną.

    Obsługa klubu odmówiła zamknięcia baru. – Na spotkaniach partii Strajk Przedsiębiorców można tańczyć, śpiewać i pić alkohol – wyjaśniał mundurowym gość z Warszawy. – Wasz najazd tutaj to atak na partię opozycyjną, która chce obalić reżim sanitarny.

    Pyskówki trwały do północy. Sanepid ogłosił, że zamyka lokal, policja – że skieruje zawiadomienie do prokuratury, Tomasz Daroń – że w następny weekend znowu otworzy klub. I w kolejny również.

    Nie dał rady – policjanci w kominiarkach dwukrotnie zablokowali wejście, ale za drugim razem przed ich kordonem na Wełnianym Rynku wyrosła demonstracja. Znowu przyjechał Tanajno. Młodzi ludzie puszczali muzykę z komórek, tańcząc na chodniku. Grupa solidarnych z Daroniem śpiewała na melodię „Siekiera, motyka" nowy hit: „Teraz jest lockdown, kto otworzył, ten żyje…".

    Beata Szmidt z zamkniętego z powodu obostrzeń hotelu Logan rozwinęła własnoręcznie zrobiony z połowy prześcieradła transparent „Pozwólcie nam pracować!".

    – Jeśli gdzieś szukać początków popularności ruchu kamrackiego w Bydgoszczy, to chyba na tym proteście – mówi mi Łukasz Religa, bydgoszczanin, właściciel Portalu Kujawskiego. Prowadzi witrynę jednoosobowo. O pierwszym spotkaniu Kamratów z „Jabłonowskim" dowiedział się dwa miesiące po akcjach przed Starą Babcią.

    – Swoją formację zarejestrowali 21 kwietnia 2021, a już w maju było posiedzenie z udziałem Olszańskiego i Osadowskiego w marinie Przystań Bydgoszcz.

    Żadne media o tym nie poinformowały. Pobyt „Jaszczura" nad Brdą wyszedł jednak na jaw, bo umundurowana grupa wychodząca z mariny natknęła się opodal Starego Rynku na wracających ze skromnej manifestacji białoruskich przeciwników reżimu Łukaszenki.

    „Won z mojego kraju, żydowska szmato!" – z tym okrzykiem Olszański prysnął gazem w oczy studenta toruńskiego UMK, Białorusina Hleba Wajkula. „Niech żyje Łukaszenka! Niech żyje Putin! Wypierdalaj, kurwo!" – krzyczał, gdy kamraci odciągali go od ofiary. Nim się wszyscy rozeszli, Osadowski zdążył jeszcze rzucić w kierunku Białorusinów: „Budziem was rezać!".


    OLSZAŃSKI: „BĘDĄ NAS ZABIJAĆ"

    Po wizycie warszawskich gwiazd NPTV bydgoscy Kamraci zarejestrowali w magistracie zgromadzenie „Marsz po zdrowie i wolność". Około 200-osobowy marsz ruszył 24 lipca 2021 główną arterią – Gdańską. Policja zatrzymała tramwaje. Na czele szli umundurowani kamraci i kamratki z 10-metrowym transparentem „Łapy precz od naszych dzieci" plus rysunek strzykawki – w domyśle: ze szczepionką.

    Tomasz Daroń (bez munduru) kroczył w piątym rzędzie. Po akcjach wokół Starej Babci bydgoscy policjanci uwzięli się na niego. Gdy w nocy wracał z własnego klubu, gdzie stoi za barem, zatrzymali go do kontroli alkomatem. Był trzeźwy, więc zrobili mu test na narkotyki. Był czysty, więc pobrali mu krew i wysłali do analizy na obecność leków uniemożliwiających prowadzenie pojazdów. Na tym również go nie złapali.

    Za nimi maszerowało wiele rodzin z dziećmi. Z mobilnych głośników płynęły na zmianę „Kocham wolność" Chłopców z Placu Broni i ballada „Nim wstanie dzień" z filmu „Prawo i pięść".

    Gdy dotarli pod siedzibę PiS, zabrzmiały hasła: „Rządowa klika do śmietnika!" oraz „Wybijemy wam z głowy eksperyment szczepionkowy!“. Kiedy wreszcie doszli pod pomnik Walki i Męczeństwa Ziemi Bydgoskiej, kamrat lekarz i zarazem ścigany dyscyplinarnie przez Wojskową Izbę Lekarską emerytowany major Piotr Wojciechowski poinformował zebranych, że „nakłanianie, propagowanie szczepień, jak i udział w nich jest zbrodnią przeciw ludzkości, która nie ulega przedawnieniu”. – Jesteś matką?! Co powiesz za 15 lat swojej córce po trzecim poronieniu?! Że w telewizji powiedzieli, że to zdrowe?! Jesteś ojcem?! Co napiszesz na nagrobku swego syna za 20 lat?! Że kazałeś go zaszczepić, kurwa?!

    Na środek zaimprowizowanego podium wyszedł Olszański: – Kamratki i kamraci – zaczął. – Powiem wam hasło, które jest ze mną od bardzo dawna: śmierć wrogom ojczyzny! (aplauz) A kto jest wrogiem Polski? Ja, niekoszerny polski goj, mówię wam: to Bill Gates, prezesi Big Pharmy i ludzie na ich pasku! Jeden Morawiecki, drugi Michnik, trzeci Kaczyński, czwarty Schetyna, piąty Tusk i tak dalej! Oni się nie zawahają, jak nas będą zabijać! Powiem wam: celem naszym są nie tylko marsze! Celem będą wybory i wzięcie władzy po to, by nie rządziły nami parchy, polskojęzyczne kundle za nasze pieniądze!

    Zebrani dowiedzieli się jeszcze: że II wojna światowa „została wywołana przez Żydów, by powstało państwo Izrael"; w związku z tym „portret Hitlera był drukowany na pierwszych izraelskich banknotach i znaczkach pocztowych"; a tak w ogóle to współcześni Żydzi są „chazarskimi oszustami", którzy nie mają żadnych praw do Ziemi Świętej, bo wywodzą się od azjatyckich koczowników, co przeszli w IX wieku na judaizm.

    – Ten marsz dodał Bydgoszczy sił – mówi mi Beata Szmidt. – Zaczęły się po nim różne kamrackie akcje. Pokazaliśmy, że są ludzie, którzy nie łykają oficjalnej wersji o pandemii, i w ogóle żadnej oficjalnej wersji.

    – A nie wadzi pani to plucie na Ukraińców, Żydów, gejów? – pytam. * – Nie podoba mi się wołanie „śmierć, śmierć…". Sama nie mam nic przeciw obcokrajowcom. Jest u nas w Kamractwie pan Nabil, syryjski lekarz. Nikomu nie przeszkadza.*

    Nabil al-Malazi, często odwiedzający Bydgoszcz mieszkaniec warszawskiej Woli, to nie lekarz, ale biznesmen w zainteresowaniu ABW – wiceprzewodniczący i zarazem kasjer prokremlowskiej partii Zmiana, której prezes jest obecnie sądzony za szpiegostwo. Prócz tego Al-Malazi jest prezesem holdingu Euromid Construction z siedzibą na atolu Niue między Nową Zelandią a Wyspą Wielkanocną. EC ma placówki terenowe w Dubaju, Damaszku i Chartumie.


    ATAKOWALI PUNKTY SZCZEPIEŃ

    Wspomniane przez Beatę Szmidt „akcje" ruszyły tydzień po wiecu. Wpierw połączone siły SBKR i Kamractwa z Torunia wkroczyły z flagami, megafonem i transparentem do domu dziecka w Aleksandrowie Kujawskim. Pozbawiony praw rodzicielskich ojciec czworga wychowanków ściągnął ich tu wieścią o „przymusowym szprycowaniu" dzieci.

    – Pracowałam przy biurku, kiedy nagle weszły mi dwie panie i kilku panów z antyszczepionkowym banerem – wspomina Alina Mikołajska, dyrektorka ośrodka. – Krzyczeli, że jestem morderczynią, doktorem Mengele. Że takim jak ja należy się Norymberga. Zaczęli się domagać, bym zaprzestała, jak to określili, eksperymentów medycznych. Wytłumaczyłam im, że mamy zgodę opiekunów prawnych na zaszczepienie wszystkich podopiecznych.

    – W najważniejszej kwestii to chyba rodzice mają wybór?! – odciął się kamrat z kamerką w dłoni.

    Po kilku minutach nerwowej dyskusji („Ma pani śmierć na rękach!“) umundurowani wycofali się w szyku zwartym, by złożyć na policji doniesienie o „bezprawnym eksperymentowaniu na dzieciach” (zostało odrzucone). Na swym kanale youtubowym zawiesili krótki film z całego zajścia (20 tysięcy wyświetleń), który zakończyli wezwaniem: „Czekamy na rozwój wydarzeń, a jeśli dyrektorka faktycznie pozwoli na [szczepienia], to WIECIE, CO Z NIĄ ZROBIĆ!".

    W kolejnych miesiącach atakowali ambulatoria medyczne i mobilne punkty szczepień w całym kraju, przeszkadzali w terenowych spotkaniach ministra zdrowia Adama Niedzielskiego i protestowali przeciw obecności wojsk NATO amerykańskich w Polsce powiewając - w Warszawie i Bydgoszczy - rosyjskimi flagami.Potem kremlowska i mińska telewizja pokazywały migawki z „protestów Polaków przeciw obecności w NATO". W części akcji pomagali działacze Konfederacji.

    – Przyznaję, że sporo nas z kamratami łączy - mówi mi lider bydgoskich Konfederatów Marcin Sypniewski. – Mamy podobne zdanie w kwestii szczepień, wolności gospodarczej, swobód obywatelskich…

    – Nie przeszkadzają panu ich antyukraińskie i antysemickie wybryki? To natrętne kłanianie się Rosji…

    – Podziwiam ich prężność, natomiast prorosyjskość mniej mi odpowiada. Generalnie jednak oceniam kamractwo pozytywnie.


  • OLSZAŃSKI: „SRAM NA BIBLIĘ!"

    Hotel mieści się w gomułkowskim bloku na północnym skraju Bydgoszczy. Mieszkają tu m.in. dojeżdżający z okolicy budowlańcy. Szefowa dyżuruje w recepcji na zmianę z dorosłym synem.

    – Od czego się zaczęło Kamractwo? – pytam.

    – Początkowo byliśmy niezrzeszoną grupą sympatyków Niezależnej Polskiej TV. Organizować zaczęliśmy się dopiero przez tę pseudopandemię. Jeździłam do Warszawy na protest przeciw szczepieniom nauczycieli i służb mundurowych, na inne manifestacje…

    Tu muszę wyjaśnić, czym jest internetowa Niezależna Polska TV (NPTV), czyli wideoduet Olszański-Osadowski, ponieważ wcześniejsze określenie „przez mikrofon wyklinał Ukraińców, Żydów, homoseksualistów…" nie oddaje pełni zjawiska. Odpalam na YouTubie podcast „The Best of Jabłonowski". To skrót najbardziej charakterystycznych wypowiedzi dwójki patostreamerów.

    Inny dzwoniący: – Chciałem powiedzieć, że papież…

    „Jaszczur": – Ktoooo?! Ta kurwa w białej kiecce? Szmata pierdolona, skurwysyn, diabeł, co niszczy fundament naszej cywilizacji…

    Widz zatroskany: – Wasza telewizja ma na celu ośmieszanie wartości narodowo-chrześcijańskich i tworzenie obrazu Polaka narodowca jako chama.

    Olszański: – O ty kurwo! Nie daruję ci, szmato, tego oskarżenia, co ci spadło z pyska! W normalnej sytuacji bym ci mordę rozbił! Po chuj tutaj dzwonisz? Zesrałeś się? Zmień pampersa!

    W czerwcu 2021 roku widzowie NPTV przez przypadek dowiedzieli się, że duet O.O. nadaje swoje streamy z willi Janusza Korwin-Mikkego w podwarszawskim Józefowie. Gdy „Jabłonowski" wydzierał się na kolejnego dzwoniącego, do pokoju wszedł syn Janusza Kacper Korwin-Mikke, mówiąc: „Mogę prosić o ciszę, panowie? Słyszę zza okna, jakie pan kurwy rzuca i że pan będzie zabijał tu ludzi… nie życzę sobie. Macie ostatnie dni internetu płacone i nie więcej".

    Od czasu scysji w Józefowie O. i O. nadają z różnych lokalizacji, także z samochodu Osadowskiego. Nie poddali się także po tym, gdy w efekcie apelu o zamordowanie Igora Isajewa, dziennikarza prowadzącego blog „Ukrainiec w Polsce", YouTube zablokował im kanał. Od sierpnia nadają pod adresem dLive.tv. To amerykańska platforma popularna wśród białych suprematystów, neonazistów i zwolenników teorii spiskowych z ruchu QAnon. Działa w systemie blockchain (streaming przechodzi przez wiele rozproszonych serwerów). W tej chwili aktor i informatyk mają tam już ponad 100 tysięcy subskrybentów i skutecznie zbierają pieniądze. Przyjmują tzw. donejty na „tymczasowe studio", na „nowy komputer i szybszy internet do nadawania na żywo" albo na adwokatów i kaucje z powodu kolejnych spraw karnych, które toczą się m.in. w sądach w Kaliszu i Bydgoszczy.


    POLICJA NIE REAGUJE

    Po raz pierwszy aresztowano obu patostreamerów 15 listopada 2021. Powód: cztery dni wcześniej razem z Piotrem Rybakiem uczcili Święto Niepodległości, paląc statut kaliski (przywilej dla Żydów wydany przez księcia wielkopolskiego Bolesława Pobożnego w 1264 roku w Kaliszu). – Żydzi w Polsce są panami, a my ich niewolnikami – mówił w Kaliszu Olszański. – Ale kamraci to zmienią i już nigdy Polak Żydowi nie będzie niewolnikiem! Elgiebety, pederaści, syjoniści… Won z naszego kraju!

    Zebrani narodowcy bili brawo, śpiewając: „Nie semicka, nie tęczowa, ale Polska narodowa!“. Sprzedawano książkę „Hitler założycielem Izraela?”, a Rybak apelował, aby „polskojęzyczną hołotę pogonić, jak w 1968 roku". Policja wszystko nagrywała, nie reagując. Dopiero gdy o kaliskim rykowisku napisały europejskie i amerykańskie gazety, a prezydent Andrzej Duda potępił na Twitterze „grupę chuliganów", miejscowa prokuratura postawiła Olszańskiemu, Osadowskiemu i Rybakowi zarzut „publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych" i kilka innych. Kaliski sąd aresztował całą trójkę, lecz po dwóch tygodniach wypuścił osadzonych za kaucją: Rybak musiał zapłacić 10 tysięcy złotych, „Ludwiczek" i „Jabłonowski" po 20 tysięcy. Na korzyść ostatniego przemówiła okazana skrucha (przesłuchujący byli zaskoczeni, jak grzecznie odpowiada na pytania, ktoś, kto mając mikrofon grozi wszystkim śmiercią) oraz poręka posła Brauna i dotychczasowa niekaralność - zatrzymany nie tylko nie miał dotąd prawomocnych wyroków, ale większa część życia był osobą szanowaną i obracającą się w tzw. lepszych towarzystwach…

    Urodzony w Kłodzku w rodzinie repatriantów zza Buga (tata był dojarzem, mama – oborową w PGR) wychował się w Lwówku Śląskim, gdzie były żołnierz niepodległościowego podziemia zapamiętany jako „pan Ryszard" nauczył go jeździć konno. Jeszcze jako dziecko - na akademii szkolnej - zobaczył przybyłego z wizytą Piaseckiego (wtedy prezesa PAX), który wywarł na nim – jak mówi w nielicznych wywiadach – piorunujące wrażenie.

    W latach 70. bezskutecznie startował do podchorążówki we Wrocławiu. Nie dostał się, więc znalazł szkołę aktorską w Krakowie. W 1983 roku dostał angaż w Teatrze Narodowym, gdzie poznał aktorkę, pianistkę i śpiewaczkę Agnieszkę Fatygę.

    Wspólnie stworzyli w Warszawie otwarty, artystyczny dom. Bywali w nim Zbigniew Zapasiewicz i Leon Niemczyk. Olszański już wtedy nosił na co dzień oficerki, bryczesy, „falangistowskie" koszule i warkocz sięgający krzyża, co aktorska brać traktowała jako niegroźną ekstrawagancję.

    – Pamiętam Wojtka jako serdecznego, pogodnego i żywiołowego kolegę z ogromnym aktorskim potencjałem – wspomina Adam Marjański, który przepracował z Olszańskim w Narodowym dwa lata.

    – Znać było po nim jakieś poglądy polityczne? – pytam.

    – To był trudny czas, zaraz po stanie wojennym – odpowiada aktor. – Część bojkotowała telewizję, część – nie. Nie podawali sobie ręki, były osobne stoliki. My z Wojtkiem, młodzi i zapaleni, tematów politycznych nie tykaliśmy. Byliśmy szczęśliwi, że nas przyjęto na deski narodowej sceny.

    Zupełnie inaczej pamięta przyszłego „Jaszczura" Artur Barciś. * – Był na zabój zakochany w Agnieszce i tyle mogę o nim powiedzieć dobrego. Opowiem anegdotę: w 1984 roku graliśmy w „Procesie" Kafki. Spektakl zaczynał się tak, że Józef K., czyli Olszański, kładzie się w łóżku na scenie jeszcze przed wejściem widzów, a budzą go dzwoniący do drzwi policjanci, jednego grałem ja. Dzwonimy, dzwonimy… ten nic. Widownia czeka, sztuka się nie zaczyna. Wojciech naprawdę zasnął.*


    POTRZEBA POJEDNANIA Z ROSJĄ

    Zasnął, bo może się swą rolą nie przejmował, a może był po prostu aktorem kiepskim - w 1987 roku stracił posadę w teatrze. Odtąd grał tzw. ogony, m.in. kilkusekundowe epizody w „Quo vadis" i „Bitwie Warszawskiej". Przez 20 lat zajmował się głównie dzieckiem i domem, na który zarabiała żona występująca w Narodowym, Ateneum i Operetce Warszawskiej. Przełomem w życiu aktora domatora okazała się katastrofa smoleńska. „Silnie ją przeżył, poruszyło to w nim jakąś strunę. Zresztą jak u wielu aktorów – pisał Marcin Kołodziejczyk w „Polityce". – Z tym że Wojciech nie wyznawał katastrofy w wyniku spisku Putina (…), ale chodził pod krzyż smoleński głosić potrzebę pojednania z Rosją".

    Agnieszka Fatyga zmarła w roku 2020, kilka lat wcześniej dorosła córka wyprowadziła się z domu. Aktor został sam w kawalerce, z kilkoma kotami. Na którejś z patriotycznych imprez (obstawiał ich wiele – od urodzin Dmowskiego i stacji z Torunia po rajdy ku czci „żołnierzy wyklętych" i inscenizacje bitew) – poznał Osadowskiego, dzięki czemu narodziła się NPTV.

    Stroje, w których występuje przed kamerą, zgromadził w trakcie historycznych rekonstrukcji, które współtworzył. W 2018 roku, gdy streaming z „Ludwiczkiem" dopiero się rozkręcał, założył stowarzyszenie Narodowy Front Polski. Postulaty: wyjście z Unii, eksmisja imigrantów, zbliżenie z Rosją. Choć promował się na antenie TV Trwam i u braci Karnowskich (gościła go telewizja wPolsce), NFP nie zaistniał na zatłoczonej prawej stronie sceny politycznej. Dlatego w maju 2021 „Jaszczur" i Osadowski połączyli siły z entuzjazmem bydgoskich Kamratów.







  • Taa, cały Poznań już tym jest powoli zasrywany. Te nowe to chyba skuli tzw. “bożego ciała” (święto obrywania i dewastowania miejskich rabatek i kwiatostanów, niech zapylacze zdychają z głodu, bo trzeba przed opłatkiem sypać kwiatki).

    Przy czym 2020 tutaj liczyłbym od sierpnia - bo bez queerowego zrywu związanego ze Stop Bzdurom i pogromobusami nie byłoby IMHO takiego pierdolnięcia w październiku. Przecież początek i najbardziej radykalne siostrzeństwo zadziało się m. in. dzięki queerowi.

    To jest to, bo u nas ostatnio totalny drop szczęścia to jest to, że ktoś zgarnął naklejki po 40 na arkusz A4 i możemy drukować sobie low effort wlepy i rozdawać - numer do ADT z informacją po polsku i ukraińsku. Potrzeby są duże, a materiałów niet.

    Gadałem z jedną osobą z okolic LABK - poza Warszawę te ichnie podkładki czy przypinki nie wyszły. Łódź dostała kilka podkładek, ale podobno były tak słabej jakości, że się zaraz rozwaliły i trzeba było kupować swoje. No i poza okolice partyjne to nie wyszło. To był realny ból w dupie przy zbieraniu podpisów - no sorry, ale jednak co innego, jak w którymś mieście mieli cały namiot reklamowy LABK, a u nas nie było nawet durnego potykacza.

    Oczywiście, że można byłoby przekazać materiały w mniejsze miejscowości - ale po co? :')