Opcję podobno da się wyłączyć, przeklikując przez 7 kolejnych menu… Albo instalując opensourceowy Libre Office i nie musząc się więcej przejmować.
Opcję podobno da się wyłączyć, przeklikując przez 7 kolejnych menu… Albo instalując opensourceowy Libre Office i nie musząc się więcej przejmować.
A może to dlatego, że sprawdzone w historii próby “budowania swojej własnej alternatywnej rzeczywistości” z tak ortodoksyjnym podejściem jak twoje, zawsze kończyły się autorytaryzmem, hm? :) Czym innym jest postawienie sobie serwera albo nawet kilku nowych mieszkań a czym innym ułuda życia całkowicie “off the grid” w zupełnej autarkii. Konkurując na tym polu z kapitalizmem zawsze przegrasz, bo skończą ci się pieniądze. Popadniesz w samowyzysk i albo zbudujesz drugą Kubę, obłożoną sankcjami i pozbawioną dostępu do podstawowych dóbr cywilizacyjnych, albo w końcu wypalisz się i jebniesz tym wszystkim, klnąc na innych że “nie dorośli”.
Z tym systemem nie da się wygrać na zasadzie konkurencji ani od niego odłączyć. Myślisz że NSA nie umie się dostać do twojego telefonu, bo nie używasz korporacyjnych narzędzi? :) Kupisz sobie pola? Fajnie, dopóki twój projekt realnie nikomu nie zagraża (np. interesom latyfundysty łasego na grunty). Jeśli zacznie, państwo za pomocą specustawy wywłaszczy je na cele “strategiczne” i skończy się rumakowanie. Wszystko jest kwestią skali. Święte prawo własności jest dla kapitalistów zblatowanych z władzą, a nie dla neohipisów którym zamarzyła się autonomia idąca dalej niż kilka hektarów. Takich jak my zawsze będzie łatwo strącić jak muchę z rękawa, jeśli tylko zaznaczymy wyraźne granice swoich wpływów, poza które nie mamy ambicji sięgać (“nasze” pola, budynki, serwery… a elektrownie i ujęcia wody czyje? :)). Nawet Zapatyści nie uważają życia w rezerwacie za szczyt swoich celów. No chyba że roimy sobie o jakiejś wielkiej nadchodzącej rewolucji serc i umysłów tych wszystkich szeregowych Kowalskich, którzy gdyby tylko przeczytali Bookchina, to zaraz poparliby anarchizm, ale przez te subkultury nie mogą się przemóc? :D
Nie będzie żadnej nowej, lepszej rzeczywistości i nic lepszego ponad to, co wyszarpiemy z gardła stanowi obecnemu. Ten system można tylko niszczyć i sabotować. Na różne sposoby. Oczywiście że sama zabawa korponarzędziami nic nie daje, ale chyba rozumiesz że idzie mi o coś co przekracza redukcję tego do jakiejś czynności. Chodzi o sposób myślenia. Ja też zastanawiam się kiedy odechciało nam się sięgać po siłę i kiedy przestaliśmy marzyć: o wykradnięciu kodów źródłowych największych aplikacji świata, o sklonowaniu serwerów i zniszczeniu tych, do których dostęp ma tylko korporacja, o wysadzaniu w powietrze limuzyn CEO z nimi samymi w środku, by nigdy nie czuli się bezpiecznie i nigdy nie wiedzieli, gdzie tym razem możemy się pojawić i co zmajstrować. Nie jest problemem, że zbieramy po śmietnikach i żyjemy w kanałach, jeśli tylko jesteśmy w stanie z tego poziomu wyprowadzać skuteczne i liczne ciosy. Problemem jest że w tej subkulturowości o której mówisz, wszyscy wybierają tylko powierzchowną estetykę buntownika, podczas gdy w rzeczywistości marzą o komunie na wsi albo o skłocie na własność. A największe militancy przejawiają nie wobec policji, nazioli, myśliwych czy nawet tych korporacyjnych menadżerów z McKinseya, ale wobec innych lewaków. W dodatku aktywnie sabotują działania ludzi którzy mogliby chcieć działać bardziej radykalnie i de facto odcinają ich od potencjalnej sieci wsparcia. Sorry, jak już mam mieć marzenia to niech w tych marzeniach będzie radosny karnawał rozpierdolu i demontażu tego co jest, a nie ciułanie przez lata na postawienie jakiegoś budynku czy wykup działki rolnej. Nie tak wyobrażam sobie wolność.
Naprawdę, nie mam nic do open-source, DIY ani do innych autonomicznych rozwiązań. Ale ile razy słucham kazań o tym, jak to lewakowi nie wypada używać dosłownie niczego innego, tylko ma się męczyć dla sprawy, to serio nie dziwi mnie dlaczego ci słynni zwykli ludzie o których serca podobno wszyscy walczą, mają to kompletnie w dupie. Nawet ludzie których sprosiłam na fediwersum pouciekali stamtąd po paru tygodniach i co najmniej dwie osoby mówiły mi że czuły się trochę jak w jakimś kościele, bo tam się w kółko rozmawia o tym jak bardzo inne media społecznościowe są złe. Próbowałam im nawet mówić, że to niekoniecznie tak, że to nie wszędzie i nie zawsze, może na niektórych instancjach, że mimo wszystko przerysowują bo są tam też spoko użytkownicy… po czym znowu wracam i znowu dostaję po twarzy kazaniami i mam problem ze znalezieniem ciekawych ludzi do followowania, którzy nie mielą w kółko jednego i tego samego.
Siedzę tu tylko dlatego, że siedzę prawie wszędzie. Może poza czanami, których od lat mam serdecznie dosyć. Jak mnie nagle zbanujesz albo zamkniesz ten cały Szmer w cholerę to przecież też nie będę płakać, tylko pójdę sobie gdzie indziej.