Tak się (zupełnym przypadkiem, oczywiście) składa, że kapitalizm spowodował znaczną atrofię więzi społecznych, oprócz tych związanych z pracą najemną.
Oprócz potrzeby sprawczości, potrzeba miłości i przynależności czy bezpieczeństwa są coraz gorzej zaspokajane w życiu społecznym. Ich zaspokojenie coraz częściej wiązane jest (poprzez logikę rynku i pieniądza) z wykonywaniem pracy najemnej.
Pierwszym krokiem oczywiście jest, aby pracownik te potrzeby zaspokajał w miejscu pracy. Aby traktował „firmę” (kolejny konstrukt) jak rozszerzoną rodzinę, a przełożonych jako zastępcze rodzeństwo i rodziców. W ten sposób jego poczucie alienacji złagodnieje, a koszty utrzymania dyscypliny i motywowania do produktywnej pracy znacznie spadną.
Co bardziej podatne jednostki będą awansować formalnie, a co najmniej nieformalnie — do pozycji „oczu i uszu kierownictwa”.
Dokładnie temu służą wszelkie zabiegi integracyjne, od „nieobowiązkowych” wspólnych wypadów do klubu, przez celebrowanie rytuałów, zarówno osobistych, jak i korporacyjnych, aż do oficjalnych deklaracji wiernopoddaństwa.
Osobista lojalność pracownika, zdobyta metodami inżynierii społecznej, jest najtańszym sposobem pozyskania pracy, bez kłopotania się prawem pracy, związkami zawodowymi, rynkowym wynagrodzeniem itp. Dlatego Human Resources Management (znacząca nazwa) jest jedna z kluczowych dziedzin w kapitalizmie.