10 października raszyści postanowili wziąć odwet za nielegalnie postawiony Most Krymski (choć wątpliwe, żeby “komisja śledcza” tak szybko ustaliła winnych; nawet Macierewicz lepiej się krył) i zbombardowali wiele ukraińskich miast, w tym stolicę. W Warszawie, pod ambasadą rosyjską (dalej nie wydalono z Polski raszystowskich dyplomatów!) odbyła się demonstracja polsko-ukraińska w ramach protestu przeciwko ostrzeliwaniu budynków cywilnych w zamian za most.

Nawet na tzw. lewicy pojawiły się głosy opłakujące rzewnie te trzy ofiary, zapominając o Buczy czy Iziumie, ale to jest odrębny temat.

Wśród przemawiających brylowała Marta Lempart - samozwańcza liderka “strajku kobiet”, która jest jak mityczny Midas, tylko trochę na odwrót - jakiego ruchu się nie dotknie, to jątrzy, skłóca i dzieli. Tak jak było z protestami w 2020 roku, z “radą konsultacyjną”, jej transfobicznymi koleżankami czy marudzeniem na Tęczowe Disco w tzw. “Boże Ciało”, bo cioci jest smutno.

Nie było inaczej w czasie poniedziałkowego protestu. Lempart przyznała, że dla Rosjan, dla żadnego z nich, nie ma w ogóle współczucia. Gdzie ich protest, gdzie ich sprzeciw.

Nie pytajcie Marty ani o masowe protesty u początku lutowej agresji (bo wojna i okupacja trwają od 2014 roku!), ani o zatrzymanych za udawanie trzymania transparentu, ani o represje. Dla niej to nie istnieje. Nie pytajcie też Marty o ultimatum dla rządu PiS-u i jego obalanie. Liberałowie są mocni jedynie w gębie, z łatwością szafują “radykalnymi” hasłami, a potem ludzie zostają w kotłach i na komendach z zarzutami, bo liberalne matrony są zbyt zajęte walkami o wygodne miejsca na listach KO.

Pod scenę, z której Lempart krzyczała “WYPIERDALAĆ!” i szczuła tłum na wszystkich Rosjan, nawet tych sprzeciwiających się wojnie, podszedł Rosjanin z biało-niebiesko-białą flagą - symbolem Wolnej Rosji, antymilitarystycznej, wolnej od autorytaryzmu, demokratycznej. I nie, nie jest to flaga mile widziana w Rosji putinowskiej. Nie możemy jednoznacznie stwierdzić, czy gdyby ten chłopak wrócił do Rosji, a służby namierzyłyby go z taką flagą nawet na polskim proteście, to czy jego zdrowie i życie nie byłyby zagrożone.

Nie chcemy przy tym symetryzować tego z cierpieniem osób z Ukrainy, uciekających przed wojną, walczących o swój kraj. Ten post nie ma tego na celu. Ludzie pytają: “gdzie są Rosjanie?” - odpowiadamy więc, że są. Oni sami odpowiadają. A co robimy my jako Polacy?

Ten chłopak z biało-niebiesko-białą flagą podszedł, by odpowiedzieć Lempart, że są tutaj, że protestują razem z nimi. I co usłyszał?

“WYPIERDALAJ!” - skandowane przez Lempart, przez “przewodzących” protestem, przez podburzony polski tłum. Osamotniony - bo odłączył się od grupki znajomych Rosjan z podobnymi flagami - pod sceną pośród rozwrzeszczanego tłumu. Lempart kazała policji - z którą podobno tak bardzo się nie lubią - zabrać chłopaka. Nie wiadomo, gdzie jest ani czy jest bezpieczny. Jeśli jest tu na czasowy pobyt, ta “interwencja” może zaważyć na dalszych losach legalizacji jego pobytu w kraju.

Z relacji słyszymy, że w opozycji do podjudzonych Polaków reagować próbowali Ukraińcy czy Białorusini - także ofiary reżimu Łukaszenki, a przecież nikt nie przegania ich z biało-czerwono-bialymi flagami i nie każe im “wypierdalać”, bo Łukaszenka macza paluchy w atakach na Ukrainę.

Szkoda, że Lempart i jej kumpele, w tym Czerederecka, nie były tak skuteczne w 2020 roku, w końcu łatwiej jest napuścić tłum na osamotnionego chłopaka niż zrobić z tłumem coś pożyteczniejszego niż bezsensowne odbijanie się od Żoliborza.

To nie jest pierwszy raz, gdy my, ci “lepsi”, pytamy: gdzie są Rosjanie, czemu nie protestują? A gdy protestują, to ignorujemy to, a potem dostają zakaz eksponowania nazwy czy flagi Wolnej Rosji na Paradzie Równości. Tak, to o stowarzyszeniu Za Wolną Rosję.

Gdy na naszym instagramowym stories w lutym pojawił się przypadkowy kadr, pokazujący zawieszony na płocie poznańskiego konsulatu napis, że każda osoba z Rosji jest za to odpowiedzialna, wylało się na nas wiadro pomyj, że nie mamy empatii, współczucia i ogólnie chuje złamane jesteśmy.

A teraz?

Antyfaszyzm nie ma jednej nacji, nie może mieć tylko dwóch - polskiej i ukraińskiej - no, może trzech, jak nagle i osoby z Białorusi nie zaczną być uznawane jako obca, szkodliwa agentura. W Rosji są antyfaszystki, antyfaszyści. Poczytajcie o losach osób, które otwarcie wyrażają swój sprzeciw. Popytajcie może nawet ludzi z Za Wolną Rosję - tych, którzy uciekli przed represjami.

A jeśli chcecie używać hasła “gdzie ci Rosjanie”, kiedy ci stoją obok Was i również protestują tylko po to, by poniżać osoby narażające się na represje i publiczne poniżenie nawet w “demokratycznym” kraju, to lepiej zamilknijcie.

Bo Gruzja, bo “obudzili się dopiero przy poborze”, bo “wszyscy są źli”, bo “ich wina, mogli obalić Putina” (pozdro OSK i KOD), bo boli mnie chuj.

Bo może wcale nie chodzi tu o “demokrację”, tylko o wyżycie się i wyładowanie swoich narodowych kompleksów. A gdy tłum milczy lub dołącza się do poniżania protestujących Rosjan, to nie ma tutaj nic antyfaszystowskiego, nic demokratycznego. Jest tylko nacjonalistyczny jazgot.

Nie bądźcie obojętni - także wtedy, gdy podkurwiony przez samozwańczą liderkę tłum naskakuje na osamotnionych w tłumie ludzi z biało-niebiesko-białymi flagami. Chyba że dla was narodowość sprawia, że nie są już ludźmi, nawet jeśli sprzeciwiają się polityce swego państwa - wtedy możecie się od razu zapisać do jakiegoś nacjonalistycznego ruchu i przestać udawać, że tu chodzi o demokrację.

BY UCHRONIĆ ŚWIAT OD DEWASTACJI ANTYFASZYZM NIE MOŻE MIEĆ DWÓCH NACJI!

[Opis sytuacji złożony został z relacji Igora Isajewa oraz obecnych tam osób niebędących wpatrzonych bezkrytycznie w “nasz lepszy” nacjonalizm.]