W cieniu rosyjskiej agresji na Ukrainę nad Polskę nadchodzi nowa fala antykomunistycznej histerii i fałszerstw historycznych. Pierwsze jaskółki zaczęły docierać już z końcem lutego, kiedy zniszczono groby żołnierzy Armii Czerwonej w Katowicach. Z początkiem marca z kolei obiektem ataku padł pomnik Bohaterom Czerwonych Sztandarów z Dąbrowy Górniczej, który został oblany czerwoną farbą. Tego typu wydarzenia niestety nie są niczym nowym; stanowią raczej kontynuację kształtującego się od wielu lat trendu świadczącego o tym, że jako społeczeństwo coraz mniej rozumiemy swoją własną przeszłość – a przecież to właśnie znajomość dziejów pozwala nam zachować więź ze swoimi Przodkami. Czas, gdy wiele z nas przygotowuje się do nadchodzącego wiosennego święta zmarłych – Radonicy/Przewodów – wydaje się zatem dobrym momentem na podjęcie tego tematu.

Obowiązująca w Polsce narracja historyczna od lat kształtowana jest pod dyktando prawicy. Zdecydowany ton temu politycznemu fałszerstwu nadano z początkiem obecnych rządów PiS-u, które przyniosły reformę edukacji oraz akcję „dekomunizacji”, choć szlaki przecierano jeszcze za czasów PO: to wtedy przecież do głównego nurtu wdarł się kult „żołnierzy wyklętych” wraz z poświęconym (pohańbionym?) im dniem 1 marca. Dość powiedzieć, że prawicowa wizja historii ma swoje cele polityczne, które można sprecyzować jako chęć kształtowania bezwarunkowego przywiązania do ojczyzny (tożsamej z państwem, a więc władzą) oraz legitymizowanie aktualnej władzy poprzez przedstawianie bieżących sporów politycznych jako kontynuacji odwiecznej walki polskich patriotów z wrogami polskości, gdzie opozycyjne wobec rządu stronnictwa są określane jako spadkobiercy komunistów i/lub nazistów.

W tej wizji dziejów nie ma miejsca na głębszą refleksję, niuanse i analizy. Są tylko dwie strony: prawdziwa, katolicka Polska, i jej wrogowie: zaborcy, bolszewicy, Niemcy, znowu bolszewicy i wreszcie postkomuna. Wszystko, co nie pasuje do jedynej słusznej wizji polskości, musi znaleźć się po stronie zła. To historia pisana z perspektywy elit, w której lud jest tylko biernym przedmiotem, którym rozporządza ten czy inny wódz, prezydent albo ewentualnie rząd. To ta wizja pozwoliła zrównać z radzieckim imperializmem i zbrodniami Stalina żołnierzy Armii Czerwonej, którzy przelali swoją krew na naszej ziemi w walce z okupantem hitlerowskim. To nic, że byli to w większości zwykli ludzie, którzy wyruszyli do walki z Niemcami, nie musząc wcale podzielać zaborczych zapędów swojego dowództwa – dla zafiksowanej na bogoojczyźnianej walce historii liczy się tylko to, że stali po niewłaściwej stronie.

Jej krzywe odbicie rzeczywistości oczywiście nie kończy się na obcych żołnierzach: to ona bowiem pozwoliła wrzucić dumne karty historii zapisanej przez akty oporu i walki przedstawicieli i przedstawicielek klasy pracującej do zbrukanego worka z krzywym napisem „komunizm”, czego smutnym świadectwem jest przypadek dąbrowskiego pomnika. W myśl tej wizji usiłuje się wymazać historię ruchu robotniczego ziem Polski lub przedstawić go jako anomalię, odprysk sowieckiego autorytaryzmu lub dzieło agentury. Wszystko, co czerwone, musi kojarzyć się źle, w przeciwnym razie bowiem mamy do czynienia z prowokacją, zdradą czy innym stalinizmem.

A przecież ludzie ci nie walczyli dla jakiejś zdemonizowanej władzy komunistycznej, ale o prawa i godność ludu pracującego: siebie, swoich towarzyszy i towarzyszek, a wreszcie i nas samych – ich potomnych. Liczne strajki, powstania i inne akty oporu wymierzone przez wieki w system feudalny, zakłamaną instytucję Kościoła, opresyjną carską władzę, wyzysk fabrykantów i inne zjawiska, które niszczyły życia naszych dziadów i bab, stanowią dowód ich siły oraz głębokiego umiłowania wolności, które przepełnia słowiańską duszę. W ich działaniach nie tylko nie było nic hańbiącego czy niewłaściwego, jak próbują nam sugerować dzisiejsi architekci narodowo-katolickiego programu historycznego, wręcz przeciwnie: zasłużyli oni na nasz szacunek, pamięć i wieczną sławę.

Co jednak najważniejsze w kontekście nadchodzącego święta to to, że są to po prostu nasi przodkowie i przodkinie. Siłą rzeczy większość z nas pochodzi z warstw podporządkowanych, jako że elity z definicji stanowią zawsze mały wycinek społeczeństwa. Ideowi, a czasem także rodowi spadkobiercy tamtych elit usiłują dziś swoją propagandą historyczną odebrać naszym przodkom ich dokonania, sprawczość oraz stojące za nimi ideały sprawiedliwości społecznej, równości, wolności, solidarności i pomocy wzajemnej. Oczernia się ich, ich dążenia są sprowadzane do ideologicznej fanaberii, a oni sami spychani w cień na rzecz wątpliwych bohaterów dyktowanych przez prawicę.

Potrzebujemy więc stawić czoła tej polityce historycznej, która próbuje oczerniać ludowych bohaterów. Walka klas jest faktem społecznym: żyjemy w społeczeństwach o wyraźnych nierównościach i wynikające z nich napięcia towarzyszą nam cały czas. Cień nadziei daje tak zwany „zwrot ludowy” w polskiej humanistyce, który stara się między innymi tchnąć nowe życie w zapomniany po upadku komunizmu nurt historii ludowej, oddolnej, i tym samym oddawać głos uciśnionym warstwom społecznym. Zasadnicze działania muszą jednak być dziełem każdego i każdej z nas: musimy na nowo rozbudzić pamięć o dziejach klasowych, o bohaterskich osobach, których dokonania motywowane były nie chęcią utrzymania opresyjnych struktur, ale pragnieniem lepszego, bardziej sprawiedliwego świata wolnych i twórczych ludzi.

Pamięć o bohaterach i bohaterkach walk o ludowe, duchowe i narodowe wyzwolenie jest powinnością, która bezpośrednio wynika z naszej wiary. Kult przodków jest integralną częścią rodzimowiestwa słowiańskiego, o czym wielu rodzimowierców zdaje się dziś zapominać. W ten wyjątkowy czas, gdy wspominamy nasze zmarłe osoby i gdy ich duchy wracają na ziemię, by urodzić się na nowo, pamiętajmy o tych, których dziś próbuje się usunąć z naszej pamięci. Sława przodkom i przodkiniom!