cross-postowane z: https://szmer.info/post/23389

Kiedy myślę o aktywizmie przed oczami mam osoby stające na barykadach i tłoczące się w kotłach policyjnych. Myślę o ich sile i uporze. O krwi, siniakach, połamanych rękach. O adrenalinie. To coś, co niezmiernie mi imponuje – rodzaj odwagi w walce o to, by przedstawiciele i przedstawicielki grup marginalizowanych mogły czuć się lepiej / bezpieczniej / zyskały należne im prawa. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla mnie takie działanie jest w dużej części niewykonalne. Czasem nawet pokojowe manifestacje potrafią doprowadzić mnie do ataku paniki. Kiedy wokół natęża się krzyk i ścisk, zaczynam czuć się przytłoczona i stopniowo tracę kontrolę nad swoimi odruchami. Byłam na wielu protestach i manifestacjach, ale czasem kończyło się to koniecznością pospiesznej ewakuacji.