To już ten czas w roku, gdy wszelakie pseudosojusznictwo, politykierstwo i pospolite libkostwo wychyla się ze swych nor w poszukiwaniu darmowych punktów wyborczych.

Jak co wybory myślą, że wystarczy queerom rzucić jakiś ochłap, obietnicę, że być może w tej kadencji nie spuścimy waszych praw w kiblu, nie dopuścimy do kolejnych samobójstw, samookaleczeń, łaskawie pozwolimy wam godnie żyć. Ale potem - jak to się mogło stać? - przychodzą Ważniejsze Sprawy [trademark] oraz Nie-W-Tej-Kadencji sp. z.o.o. i jesteśmy spuszczane na drzewo.

To, o czym mówimy, we własnym imieniu, nierzadko jest ignorowane. Ewentualnie łaskawie wrzuca się nasze słowa o naszych problemach i postulatach, ale koniecznie okraszone komentarzem Ważnej Persony. Dopiero wtedy nasze zdanie ma prawo zaistnieć w przestrzeni publicznej. Odpowiednio zmoderowane i zaakceptowane przez kolegia redakcyjne oraz grono polityków czy tzw. “sojuszniczek”, które przecież chcą dobrze, ALE. Ludzie nie są gotowi, nie zrozumieją, trzeba odsunąć pewną partię od władzy…

No ale co by nie było, nagle nasze problemy są arcyważne i arcyciekawe. Gotowi sypać obietnicami, robić sobie focie na paradach (a potem spierdalać gdzie pieprz i wanilia rośnie, gdy ludzie walczą z pogromobusami), ale w międzyczasie ze swoją armią wiecznie ugrzeczniający, że za ostro, że tak protestować nie wolno, że to “niecywilizowane” (antropologia się w kieszeni otwiera), że nie wolno przeklinać i brzydko krzyczeć, bo przez nas pewna partia wygra wybory.

Nasz krzyk ma wiele wymiarów. To krzyk rozpaczy, gdy giną kolejne nasze przyjaciółki i przyjaciele, osoby koleżeńskie, nasze queerowe rodzeństwo. Rozdziera nas gorycz i wściekłość po zamordowaniu naszej siostry, Brianny Ghey, wymazywanej przez media przez swą transpłciowość. Krzyczymy z bezsilności, w akcie solidarności, kiedy osoby, które “łamią prawo” (które nie chroni nas, tylko naszych oprawców), są sądzone. Krzyczymy wreszcie z wkurwu, bo mamy dość. Mamy dość bycia jebanym tokenem od święta, zwłaszcza “święta demokracji”, do którego można się odwołać, rzucić kolejną gównoobietnicę, cyknąć sobie z nami fotkę i udawać wielce sojuszników.

A co się dzieje, kiedy otworzymy usta i zaczniemy protestować? Poza tym, że oczywiście “dla naszego dobra” odzywają się ludzie wyrywający nam platformę i tłumaczący, jak mamy protestować i na kogo głosować?

Tokenizacja. Cholernie podstępne zjawisko. Coś, co zrobił rednacz cisgej pe el (z jakiegoś powodu nadal dostępne pod domeną queer pe el), kiedy społeczność trans zbuntowała się przeciwko publikacji na portalu “queerowym” wywiadu z transfobką. Oliwa “wystawił” Lalkę Podobińską i Annę Grodzką - dwie ważne dla transowej społeczności osoby. Próbował przeciwstawić “stare wyjadaczki” tym rozwrzeszczanym queerom. Nasza społeczność jest jednak sprytniejsza i uznała, że szacunek do Lalki i Anny nie sprawia, że zgadzamy się we wszystkim, mamy tu odmienne zdanie, a rednacz Oliwa to konserwatywny dupek, który banuje transów za pisanie o zdaniu społeczności trans.

W przestrzeni publicznej możemy obserwować takie zjawisko częściej. A to jakaś organizacja niby tęczowa, co to otwarcie wspiera konserwatywną partię albo się jej podlizuje, a to partie wykorzystujące gorące serca działających osób i próbujące przekuć je w tokeny. Patrzcie, ten gej, ta lesbijka, ta osoba trans nas popierają! Widzisz? To my jesteśmy ci dobrzy!

A potem musimy organizować na marszach równości bloki antykapitalistyczne, apartyjne i bezmłodzieżówkowe, próbując w “swoje święto” wyrwać i odzyskać choć trochę platformy dla nas, dla naszych postulatów, dla naszych uczuć, bo na te nie ma miejsca, w przeciwieństwie do platform i flag korporacji, partii czy limuzyny prawicowej polityczki.

Kiedy widzicie, że coś jest “o was” lub “dla was”, nie bójcie się pytać i drapać za szczegółami. Czy wydarzenie queerowe robią queery? Czy o osobach trans będą mówić osoby trans? Czy to naprawdę wydarzenie dla nas, czy akcja dla mediów, partii czy jakiejś liberalnej organizacji? I nie, nie jest to “rozwalanie społeczności” ani “niszczenie inicjatyw”. Nic o nas bez nas.

To my tworzymy tę społeczność. To my nawzajem pomagamy sobie, zrzucamy się na operacje, hormony, na czynsze, na żyćko, na kebsa czy kawkę, bo ludzie mają swoje potrzeby, ale też i prawo do przyjemności. To my wyciągamy do siebie ręce, przytulając się i paląc świece naszym zmarłym bliskim, to my stajemy za sobą, kwitniemy w kotłach, świerkniemy pod sądami w naszych sprawach. Nie zasługujemy na to, by być kolejnym punktem “do odhaczenia”, “dla świętego spokoju”, by być kolejnym punktem pustych obietnic, byle komuś wpadł głos więcej.

Zasługujemy na godne, bezpieczne życie. Wolne od kapitalizmu oraz od kapitalizacji naszych postulatów przez różne partie i organizacje. Pisane przez nas, przeżywane tak, jak czujemy i tego chcemy. Zasługujemy, by mówić same o swoich potrzebach, problemach i postulatach - bez pośredników, bez komentarza Ważnej Persony obok, bez bycia spychanymi jako “idpol” czy “temat zastępczy”.

NIC O NAS BEZ NAS! 🏳️‍⚧️🏳️‍🌈🏴