Katolickie Stowarzyszenie Lekarzy Polskich przesłało swoją opinię o szkodliwości działania Aborcyjnego Dream Teamu do sądu, w którym toczy się rozprawa przeciwko Justynie Wydrzyńskiej. Lekarze liczą na skazanie aktywistki.

Kolejna rozprawa Justyny Wydrzyńskiej zaplanowana jest na 14 marca. Działaczce Aborcyjnego Dream Teamu grożą trzy lata więzienia za przekazanie tabletek poronnych innej kobiecie, co według prokuratury jest - zakazanym w prawie - pomocnictwem w aborcji.

Proces Wydrzyńskiej może być przełomem w dyskusji o tym, co jest, a co nie jest pomocą w aborcji. Zwolennicy liberalizacji dostępu do aborcji obawiają się, że skazanie aktywistki zabetonuje Polkom dostęp do niej. Przeciwnicy właśnie na to liczą.

Kilka dni temu pisaliśmy w “Wyborczej” o oświadczeniu Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich, które wystosowało list do prokuratury z apelem o skuteczne ściganie organizacji feministycznych takich jak ADT, które informują Polki o możliwościach przerwania ciąży.

Ale na tym nie poprzestali. - Stowarzyszenie przesłało swoją opinię do sądu, w którym toczy się rozprawa przeciwko Justynie. Lekarze zaznaczyli w niej, że nasza działalność utrudnia im opiekę nad pacjentkami - mówi “Wyborczej” Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu. W dokumencie przesłanym do Wydziału Karnego Sądu Okręgowego Warszawa-Praga medycy napisali m.in.: “liczymy na ostateczne rozwiązanie w tej sprawie, które będzie chronić życie dzieci i zdrowie ich matek”.

Przedstawiciele KSLP byli obecni na ostatniej rozprawie Wydrzyńskiej i pojawią się na kolejnej. - Ordo Iuris będzie wnioskowało, by podczas procesu wysłuchany został Bohdan Chazan. Spodziewamy się ataku na nas - mówi Broniarczyk.

Chazan to profesor ginekologii i położnictwa związany z Katolickim Stowarzyszeniem Lekarzy Polskich, który po latach wykonywania zabiegów przerywania ciąży w czasach komuny zaczął gorliwie wspierać zwolenników zakazu aborcji, a pacjentkom ze skierowaniem na zabieg ze względu na ciężkie wady płodu, odmawiał pomocy. Dziś jest wpływowym działaczem tego środowiska.

Powszechny strach przed prokuratorem

Aktywistki ADT mówią nam, że w czasie procesu mogą liczyć na wsparcie międzynarodowych organizacji lekarskich (m.in. Międzynarodowa Federacja Ginekologii i Położnictwa wysłała do sądu list z żądaniem wycofania zarzutów wobec Wydrzyńskiej), podczas gdy polscy ginekolodzy milczą.

  • Nie widzę specjalnej różnicy między lekarzami z tego katolickiego stowarzyszenia a pozostałymi. Większość z nich ma bardzo małą wiedzę o aborcji farmakologicznej, zdarza się, że wprowadzają pacjentki w błąd na temat dawkowania pigułek aborcyjnych. Nie chcą im pomóc, a do tego często przestrzegają kobiety, by nie zwracały się po pomoc do nas. Do tego dochodzi powszechny strach lekarzy przed prokuratorem, w efekcie którego Polki muszą radzić sobie same - mówi Natalia Broniarczyk.

Zwraca też uwagę, że aborcja farmakologiczna staje się coraz łatwiej dostępna w Europie i coraz częściej odbywa się w domach, nie szpitalach. Np. w Wielkiej Brytanii pacjentki składają zamówienie na tabletki w przychodni. Otrzymują je w ciągu kilku dni, w razie potrzeby mogą też liczyć na pomoc położnej.

  • Takie podejście zgodne jest z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia, która stoi na stanowisku, że dostęp do aborcji musi być łatwiejszy, a lekarze nie mogą tworzyć barier. W tym kontekście jasne jest, że działalność ADT i innych grup pomocowych jest niezbędna, by redukować szkody wyrządzane przez polską ustawę antyaborcyjną - dodaje aktywistka.

Kaja Godek robi listę aborterów

W przyszłym tygodniu Sejm ma się zająć obywatelskim projektem ustawy “Aborcja to zabójstwo” przygotowanego przez fundację Życie i Rodzina Kai Godek. Przewiduje on dwa lata więzienia za informowanie o tym, jak i gdzie można dokonać aborcji, i osiem lat za namawianie do aborcji w późnej ciąży. Gdyby wszedł w życie, działalność ADT i innych organizacji byłaby niemożliwa, a mówienie czy pisanie o aborcji byłoby zakazane.

Rzecznik PiS Rafał Bochenek zadeklarował, że projekt zostanie odrzucony w pierwszym czytaniu. - Nie mamy z nim nic wspólnego - zapewniał w rozmowie z dziennikarzami.

Kaja Godek już na to zareagowała. Jej fundacja Życie i Rodzina uruchomiła stronę SejmBezAborterow.pl, na której po głosowaniu znajdą się nazwiska wszystkich tych posłów, którzy będą za odrzuceniem projektu. Ma temu towarzyszyć akcja terenowa przed biurami parlamentarzystów. Koszt działań fundacja oszacowała na 70 tys. zł. - Na posłów, którzy zagłosują przeciwko projektowi, nie warto głosować w najbliższych wyborach - mówi Kaja Godek na nagraniu wideo.

Natalia Broniarczyk: - Godek specjalnie wróciła z tym projektem, aby pokazać, że PiS wcale nie jest sojusznikiem w walce o całkowity zakaz aborcji. Znacznie bliżej jej do Konfederacji. Walczy o 8 proc. elektoratu, które popiera dalszą kryminalizację aborcji. Myślę, że realizuje w ten sposób swój plan polityczny. Nie zdziwię się, jeśli wystartuje w najbliższych wyborach.