Dzieci pracują w ciszy. Sztywny, regularny rytm nauki wyznaczają im dzwonki. Wszyscy siedzą w równo ułożonych ławkach i wykonują polecenia nauczyciela. Ten przekazuje wiedzę wyznaczoną przez podstawę programową. Na koniec kilkuletniego cyklu – ogólny egzamin. Brzmi znajomo? Bez wątpienia.

Ten system szkolnictwa ma już ponad 200 lat. A same pruskie szkoły przeszły drogę od powszechnej alfabetyzacji do… kształtowania przykładnych obywateli. Co Napoleon ma wspólnego z uczniami?

Pierwsze jaskółki nadchodzących zmian pojawiają się w XVIII wieku. Fryderyk Wilhelm I wprowadza obowiązek szkolny już w 1717 roku. Obejmuje on naukę czytania, pisania i podstawowych rachunków. Przy wsparciu panujących kolejno władców pastor Johann Julius Hecker funduje szkoły i pierwsze seminarium nauczycielskie. W 1763 roku spisuje podstawowe założenia systemu planowanego przez Fryderyka Wielkiego. Szkoły miały podlegać inspekcjom, a obowiązek nauki obejmował dzieci od 5 do 13 lub 14 roku życia.

Początkowo już sam pomysł alfabetyzacji gminu nie wzbudza zachwytu, szczególnie wśród szlachty. Dlaczego? Jak wówczas mówiono: „Jak bydło – im głupszy chłop, tym łatwiej zaakceptuje swój los”. Również rodzice, szczególnie na wsiach, nie chcą posyłać dzieci do szkół. Te i tak miały już wystarczająco zajęć. Były przecież potrzebne przy pracach domowych. Zarządzenie wprowadzające obowiązek szkolny w Prusach

fot.domena publiczna Zarządzenie wprowadzające obowiązek szkolny w Prusach

Sytuacja zmienia się po latach przez… wojny napoleońskie. Bitwa pod Jeną-Austerlitz odbija się boleśnie nie tylko na siłach Prusaków, ale też na ich dumie. Jak na dłoni widać największe bolączki pruskiej armii. Starzejąca się kadra oficerska, archaiczne metody szkolenia żołnierzy i walki. Słaba mobilność wojska. Brak komunikacji, powolne reagowanie na sytuację. Żołnierze, którzy mylą się podczas formowania szeregów. A do tego źle zorganizowana administracja. Ile osób może zajmować jedno stanowisko? Jak się okazuje – wiele. Pruskie wojsko w tym samym czasie miało bowiem trzech szefów sztabu. Rezultat jest oczywisty. Prusacy w starciu z francuską armią ponoszą sromotną klęskę. Na tyle dotkliwą, że nikt już nie kwestionuje zmian wprowadzanych przez następnego władcę, Fryderyka Wilhelma III.

Czytaj też: „Trzeba ludzi zrobić Polakami”. Po co powołano Komisję Edukacji Narodowej?

Model, który pokochał świat

Rozwijający się pruski system jest idealną odpowiedzią na XIX-wieczne potrzeby. Kraj przechodzi bowiem fazę industrializacji. Kogo najbardziej brakuje? Przede wszystkim: oddanych państwu prostych obywateli, którzy rozumieją pisemne instrukcje i obwieszczenia. Powszechna szkoła podstawowa ma ukształtować przyszłych żołnierzy, metodycznych robotników i skrupulatnych urzędników. Od rozkładu klasy po formułę zajęć – wszystko przyzwyczaja dzieci do indywidualnej, powtarzalnej pracy. A co najważniejsze, model wprowadzony przez Fryderyka Wilhelma III i rozwijany przez kolejnych władców, uczy poszanowania hierarchii i posłuszeństwa. Elementów niezwykle pożądanych w krajach autorytarnych.

Na szczycie edukacyjnej piramidy jest oczywiście państwo. Szkoły podlegają pod Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Zakres przekazywanej wiedzy i wymagania wobec nauczycieli regulują ustawy. Skuteczność nauczania określają wyniki egzaminów, a samo funkcjonowanie szkół może być sprawdzane przez urzędników. Na terenie całych Prus dzieci mają uczyć się tego samego, w identyczny sposób. Bez uwzględnienia indywidualnych predyspozycji. Wszystko ma się odbywać zgodnie z odgórnie narzuconym planem. A gdzie w tym wszystkim uczniowie? Ci zajmują ostatni, najniższy szczebel w hierarchii. Różnicę widać doskonale w II RP, gdzie poziom analfabetyzmu różnił się w zależności od tego, kto wcześniej zajmował dany teren.

fot.NAC/domena publiczna Różnicę widać doskonale w II RP, gdzie poziom analfabetyzmu różnił się w zależności od tego, kto wcześniej zajmował dany teren.

Model odnosi sukces, na który inne kraje spoglądają z zazdrością. Prusy pozbywają się problemu analfabetyzmu. Obowiązek szkolny realizuje się bardzo skrupulatnie. O ile w pierwszych dekadach XIX wieku na lekcje uczęszczała około połowa dzieci, o tyle w latach 80. udaje się osiągnąć 100 procent. Efekt? Różnicę widać doskonale w II RP, gdzie poziom analfabetyzmu różnił się w zależności od tego, kto wcześniej zajmował dany teren. W latach 20. XX wieku na obszarze odzyskanym z rąk pruskich współczynnik wynosił nieco ponad 4 procent. W tzw. Kongresówce niepiśmienna była co trzecia osoba, a im dalej na wschód, tym gorzej. Najbardziej niechlubne statystyki sięgają prawie 65 procent.

Żadne inne ówczesne państwo nie reguluje do tego stopnia obowiązków i wymagań wobec nauczycieli. Władcy sąsiednich krajów zaczynają więc wprowadzać pruski model edukacji u siebie. Z czasem system przyjmuje się w nawet w Ameryce i kilku krajach azjatyckich.

Czytaj też: „Polska krajem ludzi kształcących się”. Skąd się brała obsesja Gomułki na punkcie edukacji?

Klasy od linijki

Do końca XIX wieku powstają ściśle określone wytyczne, w jakich warunkach dzieci mają zdobywać wiedzę. Prusy jako jeden z pierwszych krajów na świecie wprowadzają podatek na finansowanie edukacji. Oczywiście realizacja założeń zajmuje kolejne lata – szkoły powstają często od zera. Dobrze, jeśli udało się zaadaptować w tym celu istniejące już budynki. Jak wyglądają wzorcowe klasy?

Na każdego ucznia przypada ławka o wielkości przynajmniej 0,6 metra kwadratowego, a także własne krzesło. Dzieci siedzą jedno za drugim, w równych odległościach, a miejsce zależy przede wszystkim od wzrostu. Sale lekcyjne muszą osłaniać przed wiatrem i deszczem. Na wyposażeniu są: tablica i gąbki, mównica, biurko nauczyciela i przynajmniej jedna szafka na pomoce naukowe. Ponadto uczniowie muszą mieć dostęp do podręczników, map, cyrkli i globusa. W szkole znajduje się też jakiś instrument, najczęściej skrzypce.

W jednej klasie może uczyć się maksymalnie 80 osób. Powyżej tej liczby należy utworzyć dwie grupy – bądź trzy, jeśli uczniów jest więcej niż 120. A co w sytuacji, kiedy w budynku brakowało sal lub nauczycieli, by prowadzić kilka grup jednocześnie? Wtedy można podzielić klasy na poranne i popołudniowe. Sama organizacja roku jest dostosowana przede wszystkim do dzieci wiejskich. Stąd długie wakacje wypadające latem. Uczniowie byli wówczas bardziej potrzebni na polach i w gospodarstwach niż na lekcjach. XIX-wieczna sala lekcyjna

fot.Jorge Royan / http://www.royan.com.ar/CC BY-SA 3.0 XIX-wieczna sala lekcyjna

Na wzór ówczesnych fabryk, początek i koniec lekcji wyznaczają dzwonki. Dlaczego? Chodziło głównie o przyzwyczajenie do sygnałów dźwiękowych, z którymi zetkną się jako przyszli pracownicy. Dzieci należy nauczyć, kiedy mają porzucić inne zajęcia i wrócić do swoich ławek. W przypadku braku dyscypliny nauczyciele mogą stosować kary fizyczne.

Dzieci uczy się przede wszystkim czytania, pisania i podstaw matematyki. Poza tym – ogólnej wiedzy dotyczącej historii i nauk przyrodniczych. Choć szkoły z założenia są świeckie, w planach zajęć jest miejsce na religię. Istotną rolę w formowaniu przyszłych pokoleń odgrywają przedmioty humanistyczne. Na lekcjach obowiązuje ścisła, starannie dobrana lista lektur, a teksty, których nie obejmuje, nie są omawiane. Brzmi znajomo? Taki zabieg miał jasny cel. Szkoła kształtowała w ten sposób postawę patriotyczną i wyrabiała w uczniach pożądane przez władzę poglądy.

Gdzie w tym nauczyciele?

Właściwie są oni ogniwem pomiędzy dziećmi a państwem. Reforma Fryderyka Wilhelma III sprawia, że nauczanie staje się oficjalnym zawodem. Jeszcze w XVIII wieku edukowaniem zajmowali się często byli podoficerowie i duchowni, o różnych kompetencjach. Czasem było to dodatkowe zajęcie kościelnych organistów. Na początku kolejnego stulecia w życie wchodzą państwowe regulacje dotyczące wykształcenia i pracy nauczycieli. Ci muszą zdobyć certyfikat uprawniający do wykonywania zawodu. Oznacza to konieczność ukończenia państwowego kolegium i zdania egzaminu. Następnie nauczyciel uczy ściśle według odgórnie opracowanego planu, otrzymując państwowe wynagrodzenie. Jego wysokość oscyluje w okolicach 1/3 zarobków proboszcza – powszechnie mówiło się, że nauczyciele klepią przysłowiową biedę.

Osoby, które decydują się podjąć tę pracę, nie mają najlepszej opinii. Nauczycielom często przypisuje się zarozumiałość, czasem wręcz apodyktyczność. Mimo to z biegiem lat zawód cieszy się coraz większym poważaniem. Głównie z powodu coraz lepszych rezultatów systemu edukacji. Pod koniec stulecia pojawia się nawet przysłowie: „Bitwy pod Königgrätz i Sedanem zostały rozstrzygnięte przez pruskiego nauczyciela szkoły podstawowej”. W obu starciach pruska armia wykazała się perfekcyjnym wyszkoleniem i sprawną organizacją. Źródła:

Klus-Stańska D., Między wiedzą a władzą. Dziecięce uczenie się w dyskursach pedagogicznych, Bydgoszcz 2008.
Nitecka-Walerych A., Cisza w edukacji wczesnoszkolnej, „Colloquium Pedagogika – Nauki o Polityce i Administracji” 4(44)/2021.
Parker C., Experimental Schools in Germany in the Eighteenth Century, www.journals.uchicago.edu [dostęp: 3.03.2022].
Piński A., Pruski model edukacji fatalnie odbija się na gospodarce, www.obserwatorfinansowy.pl [dostęp: 28.02.2022].
Walenta A., Analfabetyzm i jego skutki w życiu społecznem i gospodarczem, „Głos Nauczycielski” nr 8, 20 lutego 1930 roku.