Nosze się z napisanem tego tekstu od jakiegoś czasu, a że tutaj i mam do tego przesterzeń i nikt mi teog nie zabroni. Od dłuszego czasu jest poważnie zaniepokojny pewną forma konserwatyzmu obecnego w środowiskach lewicowych. Przez konserwatyzm mam na myśli opbsesyjne przywiązanie do ponad 100 letnich myślicieli i modeli walki. Choć ta tendencja jest dużo bardziej obecna w środowiskach Marksistowskich i Leninistycznych, co mi aż tak nie przeszkadza bo jednocześnie uważam że myśl Lenina powinna być aktywnie tępiona, ale to dyskusja na inny post, pojawia się również wśród wolnościowej lewicy. Często gdy rozmawiam o strategiach i metodologiach, obszarze który powinien się raczej cechować pragmatyzmem i korzystaniem z tego co działa, spotykam się z pewną wręcz deifikacją pomysłów i sugestii myślicieli z przed 100 lat (co ciekawe to są zawsze Ojcowie i Matki konkretnych ruchów, co jest troche załamujące bo aktualnie nawet konserwatywni tradycjonaliśmi odwołują się do bardziej aktualnych filozofów). Co gorsza ignrowoane jest to że te pomysły często nie wypalały albo funkcjonowały kiepsko gdy próbowano z nich korzystać. Nawet zasugerowanie że trzeba wyciągnąć z tego wnioski, i zmienić strategię tak żeby dostosować się do realiów traktowane jest jako bluźnierstwo i zbrodnia przeciwko czystości ideii. W mojej opinni to powoduje że spora część przynajmniej europejskiej lewicy stoi w miejscu i usiłuje otworzy zwykłym kluczem zamek elektryczny na kartę. Nie chodzi mi tutaj oczywiście o kompletne odrzucanie ideaów, założenie garniaka i startowanie w wyborach. Z drugiej strony jednak jeśli chcemy budować skuteczny i poprawnie działający ruch trzeba wyzbyć się z romantyzmu, zaakceptować że przeszłość nie powróci i postarać się dostować. W innym wypadku po prostu przegramy. Dlatego zachęcam do A. Czytania nowszych i bardziej aktualnych myślicieli, jaki i korzystania z wiedzy zebranej przez aktywistów i rewolucjonistów po 1980 roku a nie przed B. Czytania mniej teorii i C. Dokładana analiza tego co nie działa i dlaczego, oraz modyfikacja podejścia, nawet jeśli ta modyfikacja nie jest w 100% zgodna z ortodoksyjnymi pozycjami.
Z całą sympatią dla Bookchina to przynajmniej w moim odczuciu Ecology of Freedom chociaż wprowadza i podejmuje kilka bardzo ważnych w Ekologii Społecznej konceptów jest okrutnie przegadaną pozycją w której zdecydowanie brakuje ręki osoby edytorskiej, do tego mocno nadgryzioną zębem czasu jeżeli chodzi o stan wiedzy antropologicznej na którą powołuje się autor. I mam wrażenie że pochodzi z okresu kiedy był tak naprawdę najbardziej nieokreślony jeżeli chodzi o swoje zapatrywania (np. wyrażona w ostatnich rozdziałach ni z gruszki ni z pietruszki fascynacja Feyerabendem i antyrealizmem naukowym, którą mam wrażenie w późniejszych latach swojego życia ostudził).
Myślę że najlepsze wprowadzenie do Bookchina to zdecydowanie The Next Revolution, a na deser (lub przystawkę) można sobie poczytać zbiór esejów Anarchizm post-rzadkości, szczególnie ponadczasowy antykaszkieciarski Słuchaj, marksisto! - Bookchin był lepszy w pisaniu esejów niż monografii.
aktualne wydania są dużo lkepiej zredagowane ale to prawda że męczy momentami, dlatego podkreślam wielokrotnie żeby nie zaczynać od cegieł jak nie trzeba, lepiej przeczytać krótsze rzeczy