W 2015 roku Andrzej Duda wygrał głównie głosami dominującego na prawicy PiS-u. Dziś, 10 lat później, gdy krajobraz na prawicy uległ znacznej zmianie, Karol Nawrocki tryumfował dzięki przyciągnięciu wyborców Mentzena i Brauna. Jego bliskie związki z Konfederacją mogą zaskoczyć oczekującego lojalności Jarosława Kaczyńskiego.

Porażka Trzaskowskiego, nie triumf Nawrockiego

Wynik wyborów prezydenckich należy interpretować bardziej jako przegraną Rafała Trzaskowskiego niż zwycięstwo Karola Nawrockiego. Kampania koncentrowała się na negatywnych emocjach wobec prezydenta Warszawy, a nie na entuzjazmie względem prezesa IPN.

Hasło #ByleNieTrzaskowski promowane przez zwolenników Nawrockiego oddawało podejście wielu wyborców, w tym sympatyków Prawa i Sprawiedliwości. Niski wynik faworyta partii Kaczyńskiego w I turze (niespełna 30%) potwierdza, że niewielu wyborców żywi szczególnie ciepłe uczucia wobec jego kandydatury. Nigdy w historii III RP prezydent wybrany w II turze nie miał tak niskiego poparcia dwa tygodnie wcześniej.

Przegrana Trzaskowskiego to efekt rządów Tuska

Porażka kandydata KO wynika bardziej z niepopularności rządu niż z błędów popełnionych podczas kampanii. Rezultaty wyborów prezydenckich w Polsce są silnie skorelowane z poziomem zaufania do rządu. Gdy liczba przeciwników rządu przewyższa liczbę zwolenników, kandydat obozu władzy zazwyczaj przegrywa – i odwrotnie.

Ta prawidłowość, widoczna od początku III RP, potwierdziła się także w tych wyborach. Zwolennicy Trzaskowskiego mogą mieć większe pretensje do Donalda Tuska za szybką utratę zaufania społecznego niż do prezydenta Warszawy za zbyt słabą kampanię.

Kandydat Koalicji Obywatelskiej, podobnie jak Bronisław Komorowski w 2015 roku, padł ofiarą narastającego niezadowolenia z rządów swojej formacji. W takich okolicznościach tylko perfekcyjna kampania mogła odwrócić losy wyborów. Ta zaś, jak wiemy, miała swoje mankamenty.

Błędna decyzja Tuska: Trzaskowski zamiast Sikorskiego

Wybór Trzaskowskiego zamiast Radosława Sikorskiego był strategicznym błędem. Choć nie można zweryfikować, czy inny kandydat KO odniósłby sukces, istnieją przesłanki wskazujące na to, że minister spraw zagranicznych poradziłby sobie lepiej.

Wyniki I tury pokazały silny „prawicowy wiatr” (poparcie dla Nawrockiego, Mentzena i Brauna), więc Trzaskowski, jako symbol progresywnej zmiany, miał w II turze „pod górkę”. Jego kampania polegała na maskowaniu wcześniej wygłaszanych poglądów i przesuwaniu akcentów, co podważyło jego wiarygodność.

Jak zauważyli komentatorzy, Trzaskowski zachowywał się w taki sposób, jakby był Sikorskim. W efekcie jego wynik z 18 maja nie wykraczał poza poparcie KO; nie udało mu się przyciągnąć nowych wyborców.

Szef MSZ-u, jako polityk o bardziej konserwatywnym wizerunku, wzbudzałby mniej negatywnych emocji wśród prawicowych wyborców. Jego charyzma i lepsze występy w debatach, widoczne w prekampanii KO, sugerują, że osiągnąłby lepszy wynik, być może wystarczający do zwycięstwa.

Klasowy charakter kampanii: „góra” kontra „dół”

Porażka Trzaskowskiego wynikała także z ustawienia starcia jako pojedynku „elity” kontra „lud”. Zaangażowanie liberalnego komentariatu nieintencjonalnie zmieniło się w działanie profrekwencyjne, które zmobilizowało nie tylko wyborców Trzaskowskiego, ale przede wszystkim przeciwników wielkomiejskich elit.

Ataki na Nawrockiego, odbierane jako klasistowskie i obrażające polską prowincję, wzmocniły negatywny odbiór prezydenta Warszawy. Symboliczna była debata w TVP po I turze, podczas której Trzaskowski sugerował, że Nawrocki nie dorównuje mu poziomem. Choć obaj kandydaci przyjęli agresywną retorykę, wyższościowy ton włodarza stolicy drażnił wyborców wyczulonych na paternalizm elit.

Nawrocki zyskał wizerunek przedstawiciela „ludu” walczącego z „patrycjuszami”, co sprawiło, że do urn udali się nawet ci, którzy mieli wobec niego zastrzeżenia. Strategia „ludowego zwrotu” Tuska i sztabu Trzaskowskiego, próbujących uciec od wizerunku wielkomiejskich elit, nie przyniosła sukcesu.

Kanał Zero wiarygodny dla „normalsów”

Medium Krzysztofa Stanowskiego odegrało istotną rolę w kampanii, choć jego wpływ pozostaje niedoceniony. Nie będąc stricte konserwatywnym, Kanał Zero krytykował mainstreamowe telewizje, portale i polityków, sprzyjając tym samym prawicy.

Dla obozu rządowego i Trzaskowskiego Stanowski był problemem, bo krytyka ze strony Kanału Zero była wyważona. Nie powielała też narracji partii Kaczyńskiego, co utrudniało etykietowanie go jako „pisowskiego”. W efekcie powstało medium – jedno z niewielu obok Wirtualnej Polski – krytyczne wobec rządu, a jednocześnie wiarygodne poza prawicową bańką, co zmieniło klimat polityczny w Polsce.

Andrzej Duda wytrącił karty z ręki

Niedoceniona została rola Andrzeja Dudy w tych wyborach. Kluczowe nie było jego poparcie na kongresie w Łodzi, lecz styl kohabitacji z rządem Tuska. Wbrew narracji o „wkładaniu kija w szprychy”, ustępujący prezydent zawetował tylko sześć ustaw, a podpisał ponad 100.

Jego „gołębie” podejście utrudniło Trzaskowskiemu prowadzenie kampanii opartej na krytyce prezydenta. Główna narracja sztabu kandydata KO została tym samym podważona.

Siła polskiej demokracji

Miniona kampania przejdzie do historii jako przykład bezprecedensowego wykorzystania służb i mediów do ataku na kontrkandydata obozu rządzącego. Co więcej, mieliśmy do czynienia także z bezprawnym pozbawieniem wspierającej go partii subwencji oraz wsparciem zagranicznego podmiotu dla Trzaskowskiego.

Mimo to, Karol Nawrocki wygrał. Podważa to tezę o decydującym wpływie aparatu państwa czy mediów na wynik wyborów.

Podobnie jak w 2023 roku, gdy PiS przegrał mimo kontroli nad mediami publicznymi, obecny obóz rządzący nie osiągnął zamierzonego efektu. Kluczowe okazały się niekontrolowane przez rządzących nastroje społeczne, a rekordowa frekwencja w obu turach potwierdza siłę polskiej demokracji.

Zwodnicze zwycięstwo PiS Zwycięstwo polityka popieranego przez PiS dwa lata po utracie władzy to sukces Jarosława Kaczyńskiego, który po raz kolejny trafnie wybrał nominata. Jednak wynik Nawrockiego w I turze (niespełna 30%) to najgorszy rezultat kandydata tej partii w historii, mimo sprzyjającego „prawicowego wiatru” i rekordowo niskiego poparcia dla rządu.

Zwycięstwo maskuje fakt, że PiS nie jest jedynym beneficjentem niezadowolenia z rządów Tuska. Może też utwierdzić ugrupowanie Kaczyńskiego w przekonaniu, że nie potrzebuje ono żadnych zmian, co w dłuższej perspektywie może być zgubne.