Niektóre osoby lubią podważać konieczność bloków antykapitalistycznych na marszach równości. Blubrają coś o wspaniałości korporacji, które łaskawie sypną groszem (niewspółmiernie małym do swych zysków) czy w swej wspaniałomyślności nie dyskryminują pracownic i pracowników.

A potem człowiekowi coś się obije o uszy na własnym podwórku, gdy kolejne libkowe lokum wyciera sobie mordy queerem.

Niepodawanie stawki i typu umowy nie mają w sobie nic z równości czy inkluzywności, podobnie jak wymagany status studenta/ucznia i zdjęcie w CV. To ostatnie nie może stanowić wymogu.

Śmierdzi to koszmarnie cięciem kosztów na pracownikach, sugeruje nieśmiało umowę o dzieło lub cywilno-prawną. A jeśli pracownik zobowiązuje się do wykonywania określonych czynności na rzecz pracodawcy pod jego kierownictwem w określonych przezeń miejscu i czasie, mamy do czynienia ze STOSUNKIEM PRACY, co wymaga UMOWY O PRACĘ.

Sprzeciwiamy się i sprzeciwiać się będziemy wyzyskowi oraz łamaniu praw pracowniczych. Niezależnie od tęczy czy jednorożców w logo/nazwie. A jako kolektyw queerowy jesteśmy oburzone traktowaniem queeru instrumentalnie, jako maszynki do zysków, bez transparentnego traktowania zatrudnianych osób.