• WFA OP
    link
    22 years ago

    Rozczarowani Zaangażowani w pomoc Polacy dość szybko zaczęli otrzymywać wiadomości, że znajomi Afgańczycy z dnia na dzień wyjeżdżają z Polski. „Jestem już w Niemczech” – pierwsze takie esemesy Joanna Kasprzak-Dżyberti z Suchego Boru dostawała zaledwie po tygodniu, od kiedy Afgańczycy wyjechali od nich z kwarantanny. Z jej znajomej grupy 70 osób w Polsce zostały zaledwie dwie rodziny.

    Dominika Springer od pierwszych dni pilotowała dziesięcioro swoich najbliższych współpracowników, których poznała w czasach, gdy pracowała w Afganistanie. Wśród nich byli wykładowcy akademiccy, dziennikarze, działacze na rzecz praw człowieka, lekarze. Dziś żadnej z tych osób już u nas nie ma. Większość wyjechała do Niemiec, jeszcze zanim otrzymała decyzję o nadaniu statusu uchodźcy.

    Andrzej Meller podkreśla, że decyzje o wyjeździe Afgańczyków często były nagłe, nie uprzedzali nikogo o swoich planach. – Można było odnieść wrażenie, że są roszczeniowi. Staraliśmy się znajdować dla nich mieszkania poza ośrodkiem. Robiliśmy zapisy. Czasem okazywało się, że jest mieszkanie, ale rodzina w międzyczasie znikała – wspomina.

    Jednak – jak podkreśla Dominika Springer – to nie roszczeniowość leżała u podstaw decyzji wielu Afgańczyków o wyjeździe, tylko ogromne rozczarowanie tym, co ich spotkało po przyjeździe do Polski. To nie były przypadkowe osoby, były zweryfikowane przez polskie służby, a tymczasem trafiły do ośrodków tak samo jak wszyscy inni cudzoziemcy. Dopóki nie mają statusu uchodźcy, nie mogą legalnie pracować, dostają tygodniówkę wysokości kilkunastu złotych, nikt z nimi nie rozmawia, niczego nie proponuje, państwo, które ich sprowadziło, nie jest nimi zainteresowane. Najtrudniejsze – według słów Dominiki Springer – jest to dla wojskowych i policjantów, czyli tych, którzy byli najbliżej z polskim kontyngentem, byli szkoleni przez polskie służby i przez ostatnie lata zawsze słyszeli, że są przyjaciółmi, sojusznikami Polski i że jeśli będą lojalni, to Polska będzie również lojalna wobec nich.

    Wielu Polaków, ich dawnych towarzyszy broni z Afganistanu, czuje bezsilność i wstyd w związku z tym, co się dzieje. – Próbowaliśmy zwracać się do różnych jednostek w ich sprawie. Żandarmeria wojskowa powiedziała, że może dać psychologa. To wszystko. A przecież oni mogliby robić cokolwiek związanego ze służbami mundurowymi, które mają duże braki kadrowe, mogliby być pracownikami cywilnymi. Jeden z wojskowych pracujących na polsko-białoruskiej granicy powiedział, że bardzo by mu się tacy ludzie przydali. Ale nie wiadomo nawet, do kogo z taką propozycją się zwrócić. Nikt nie jest nimi zainteresowany, nie widzi potencjału tych osób. Gdy po wojnie w Iraku sprowadzono do Polski irackich tłumaczy, ich sytuacja też była trudna, ale przynajmniej MON załatwił im mieszkania. Tutaj wszystkie instytucje się odcięły – opowiadają anonimowo dawni towarzysze broni, bo nie chcą mieć problemów w pracy.

    I dodają, że historia ucieczki z Polski gen. Muhammada Haidara Nikpaia, dowódcy wojsk specjalnych, krąży między żołnierzami służącymi w Afganistanie jak przypowieść. Po drugiej wojnie światowej polscy generałowie w Anglii klepali biedę, pracowali jako barmani i magazynierzy. Afgańscy generałowie z Polski uciekają.

    W zawieszeniu Według danych Urzędu ds. Cudzoziemców (stan na 8 grudnia 2021 r.) status uchodźcy otrzymało 739 ewakuowanych obywateli Afganistanu. Jedna osoba czeka jeszcze na wydanie decyzji. Z pomocy socjalnej urzędu korzysta prawie 700 ewakuowanych obywateli Afganistanu, a z możliwości zakwaterowania w ośrodkach dla cudzoziemców – 430 osób. Afgańczycy, którym został już nadany status uchodźcy, mają teraz prawo do ubiegania się o pomoc socjalną z Indywidualnego Programu Integracyjnego, za który odpowiada Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, za pośrednictwem Powiatowych Centrów Pomocy Rodzinie. Pomoc trwa do 12 miesięcy i obejmuje m.in. zasiłek pieniężny (od 1 stycznia 2022 r. to od 721 do 1450 zł w zależności od liczby osób w rodzinie), bezpłatną naukę polskiego, składki zdrowotne czy pomoc w znalezieniu pracy. MRiPS deklaruje, że pracownicy PCPR-ów odwiedzają uchodźców w ośrodkach, i podaje, że jak na razie Afgańczycy złożyli prawie 200 wniosków o wsparcie z programu IPI.

    – Jest tylko jeden problem – mówi Dominika Springer. – Aby móc wejść do IPI, konieczne jest zamieszkanie poza ośrodkiem dla cudzoziemców, a więc większość Afgańczyków, która została w Polsce, na razie wciąż nie może z niego skorzystać. To jak kwadratura koła – nie mogę wejść do programu, który może mi pomóc w opłaceniu mieszkania, bo nie mam mieszkania, nie mam mieszkania, bo nie mam pracy, nie mam pracy, bo mieszkam w ośrodku na odludziu, nie znajdę pracy, dopóki się z niego nie wyprowadzę, a nie wyprowadzę się, bo nie mam dokąd.

    Dlatego najważniejszą rzeczą, jaką zajmują się teraz pomagający Afgańczykom Polacy, jest znajdowanie im mieszkań do wynajęcia oraz pracy. Najbardziej potrzebne – jak podkreślają – są duże mieszkania i domy, bo afgańskie rodziny są liczne i nie chcą się rozdzielać. Dotychczasowe miejsca udało się pozyskać głównie dzięki prywatnym osobom, które oferują swoje lokale, lub z pomocą samorządów. Ostatnio w ten sposób jedna z rodzin – prawnika, byłego pracownika afgańskiego MSW, który ma chorego synka – trafiła do Bielska-Białej. Mieszka na razie w mieszkaniu prezydenta miasta, a docelowo ma otrzymać mieszkanie komunalne. Inny przykład to 10-osobowa rodzina, której duże mieszkanie w Górze Kalwarii oraz pracę dla kilku osób w jednym ze swoich hoteli zapewnił Władysław Grochowski, prezes firmy Arche. Andrzejowi Mellerowi dzięki przychylności znajomych udało się załatwić pracę w Warszawie dwóm Afgańczykom – jeden trafi do firmy z branży energetycznej, drugi jest złotą rączką w szkole.

    – To jest takie dzierganie, jedna rodzina tu, jedna tam. Zawsze jest radość, że komuś udało się pomóc, ale zdecydowanie nie tak to powinno wyglądać. Rząd chwali się, że sprawnie zorganizował ewakuację. Że statusy uchodźców zostały przyznane szybko – niektórzy rezydenci ośrodków czekają na nie po kilka lat. Ale nie spowodowało to żadnej zmiany w dotychczasowym systemie opieki nad cudzoziemcami. A wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że pokazało, że z takimi nagłymi, kryzysowymi sytuacjami jako państwo radzimy sobie coraz gorzej – mówi Agnieszka Kosowicz.

    Teraz, gdy niemal wszystkim ewakuowanym do Polski Afgańczykom przyznano statusy uchodźców, nie mają oni już tak naprawdę żadnych przeszkód, aby podróżować i osiedlać się w całej Europie. Ci, którzy nie czekali na zakończenie procedur, prawdopodobnie do Polski niedługo znów trafią – zostaną zawróceni w ramach systemu dublińskiego.

    Niektórzy chcą być lojalni i wciąż próbują swoich sił w Polsce. Jak np. Qadir i Jafar, rezydenci ośrodka dla cudzoziemców w Dębaku. 40-letni Qadir to podoficer policji afgańskiej, odznaczony za zasługi przez polskie dowództwo w Afganistanie, talibowie wydali na niego wyrok śmierci. Jego brat, 30-letni Jafar, również jest podoficerem policji, rannym w twarz w walkach z talibami, potrzebuje pilnej operacji. Jeszcze w listopadzie bracia zdecydowali się napisać list w swojej sprawie do ministra spraw wewnętrznych.

    „Panie Ministrze, proszę o umożliwienie nam odwdzięczenia się Polsce za uratowanie życia, możemy tego dokonać, wspierając swoją wiedzą i doświadczeniem polską policję tu, na miejscu, i gdziekolwiek, gdzie uzna Pan to za właściwe. Jesteśmy gotowi uczyć się, aby spełnić wymagania, dzięki którym będziemy mogli znów pracować w policji, w naszej nowej ojczyźnie. (…) Nie chcemy nic za darmo, chcemy pracą i służbą zostać obywatelami kraju, który dał nam opiekę i schronienie w tak trudnym czasie – potrzebujemy jednak pomocy na początku tej drogi. Jeżeli mógłbym prosić, Panie Ministrze”. Qadir i Jafar wciąż czekają na odpowiedź.

    Polityka 1/2.2022 (3345) z dnia 28.12.2021; Społeczeństwo; s. 52 Oryginalny tytuł tekstu: “Sami sobie” Marta Mazuś