• WFA OP
    link
    22 years ago

    Prezentowana w Luwrze rzeźba dłuta Berniniego przedstawiająca hermafrodytę jest nowożytną kopią hellenistycznego posągu. 3Marco Cantile/LightRocket / Getty Images Niebinarność to nie jest zjawisko nowe. Jak w przeszłości tłumaczono sobie istnienie osób niemieszczących się w żadnej z dwóch płci, czy je potępiano, jakie znajdowano dla nich miejsce w społeczeństwie? W Luwrze można zobaczyć rzeźbę przedstawiającą leżącą w leniwej pozie postać. Od tyłu wygląda jak kobieta ze zgrabnymi pośladkami i wąską talią, jednak gdy podejdziemy z drugiej strony, zobaczymy co prawda piersi, ale i penisa. To wykonana przez Berniniego kopia znalezionej w 1608 r. na terenie term Dioklecjana rzymskiej kopii hellenistycznego posągu Hermafrodyta. Według Owidiusza ten syn Hermesa i Afrodyty zyskał damskie narządy, gdy odrzucił nimfę Salmacis, a ta wybłagała u Zeusa, by połączył ją z ukochanym w jednym ciele. Tak hermafrodytyzm tłumaczy mitologia, bo astrologowie jego przyczyn upatrywali we wpływie gwiazd, a mędrcy mieli swoje „biologiczne” wytłumaczenie.

    Zbyt dużo nasienia Choć dziś zdajemy sobie sprawę z istnienia odstępstw od prostego podziału na dwie płcie na poziomie genetycznym, hormonalnym czy psychicznym, starożytni skupiali się na tym, co widzieli gołymi oczami. Dominika Lewandowska w książce „Androgyn czy hermafrodyta?” zebrała wszystkie informacje o hermafrodytach ze źródeł antycznych i stwierdziła, że choć rodziły się dość rzadko, wzmianek o nich jest na tyle dużo, iż Grecy musieli mieć kłopoty z odróżnianiem dzieci hermafrodytycznych od tych z deformacjami, jak przerośnięta łechtaczka.

    – Według Arystotelesa noworodki z dwoma organami to chłopcy lub dziewczynki z dodatkowym narządem, których poczęcie ma związek z nasieniem. Gdy była go odpowiednia ilość, rodziło się jedno dziecko; znaczny nadmiar – bliźniaki; jeśli zbyt wiele, jak na jeden płód, a za mało na dwa – dziecko z nadmiarową kończyną lub organem – tłumaczy badaczka.

    Grecy takich dzieci nie zabijali, a wyzwoleniec Hadriana Flegon wspominał, że gdy w pewnym greckim mieście podjęto decyzję, że odmieńca należy spalić, pojawił się duch jego ojca, który go rozszarpał, a głowa noworodka zaczęła wieszczyć. Jednak była to opowiastka dla Rzymian, którzy przez pewien czas do hermafrodytów podchodzili z lękiem.

    Pierwsza wzmianka o dziecku z narządami męskimi i żeńskimi pojawia się u Liwiusza, który pisze, że narodziło się w 209 r. p.n.e. w trakcie drugiej wojny punickiej, kiedy przerażeni i zgnębieni Rzymianie wszędzie dopatrywali się wieszczących zły omen, sprzecznych z naturą prodigiów (czyli dziwów). Gdy dwa lata później sytuacja się powtórzyła, wezwano haruspików (wróżbitów etruskich), którzy poradzili, by umieścić dziecko w drewnianej skrzynce i wrzucić do morza.

    Ponieważ Liwiusz opisuje też przypadki zabicia kilkuletnich dzieci lub nastolatków, oznacza to, że rodziny musiały się nimi opiekować, dopóki ich ktoś nie zadenuncjował. Dominika Lewandowska podkreśla, że ostatnia informacja o ekspiacyjnym potraktowaniu hermafrodyty pochodzi z 90 r. p.n.e., a potem lęk przed nimi wygasa, bo w połowie I w. n.e. prawnicy zastanawiają się już, jaki przyznać im status prawny. – Badano, której płci cechy przeważają u takiej osoby, by ustalić, czy należą się jej prawne przywileje mężczyzn czy ograniczenia kobiet. Jak wyglądał test, nie wiadomo. Sądzę, że próbowano podniecić taką osobę, i jeśli członek zareagował, to znaczyło, że przeważa w niej mężczyzna. Pliniusz odnotowuje natomiast, że podczas gdy kiedyś hermafrodyci uważani byli za prodigia, teraz służą „in deliciis”, czyli „naszym przyjemnościom”, więc albo mogli pełnić jakieś usługi seksualne, albo trzymano ich w domach na zasadzie pupili albo dziwów natury.

    Obrzydliwy zniewieściuch Autorka książki zauważyła też, że zanim Rzymianie użyli określenia hermaphroditus, najpierw osoby z narządami męskimi i żeńskimi nazywano z greki androgynus (od gr. ἀνδρόγυνος – mężczyzna, γυνή – kobieta), czym wprowadzili w nazewnictwie chaos. Dla Greków określenie to nigdy nie odnosiło się do interpłciowości biologicznej, tylko stanowiło obraźliwe wyzwisko dla mężczyzn zachowujących się nieheteronormatywnie, głównie przedkładających wygody i zbytki nad walkę i przemoc. Słowo to tłumaczy się jako „zniewieściały”, ale nie do końca oddaje ono jego znaczenie w grece, bo androgynem zwano zarówno pasywnego homoseksualistę, jak i eleganckiego dandysa, uwodziciela kobiet.

    Ilan Peled z uniwersytetu w Amsterdamie, zajmujący się badaniem „trzeciej płci” na starożytnym Bliskim Wschodzie, stwierdził, że tam również zaliczano do niej głównie mężczyzn odbiegających zachowaniem od przyjętych norm. Panowie tacy często zostawali kapłanami bogini Isztar zwanymi gala (po sumeryjsku), assinnu lub kurgarru (po akadyjsku) i nosili się jak kobiety, zajmowali tańcem, śpiewem i lamentowaniem, a być może też poddawali dobrowolnej kastracji. Podobnie w Grecji osoby takie mogły służyć bogini Kybele jako galowie.

    Jednoznaczna niechęć do „potwora gender” narodziła się w kulturze judeochrześcijańskiej. – Najpierw teolog żydowski Filon z Aleksandrii w I w., a na przełomie II i III w. chrześcijański Klemens Aleksandryjski mówią o androgynach z wyraźnym obrzydzeniem, a ten drugi zaleca pozbywanie się ich jako aberracji natury – zauważa Lewandowska. – Niemniej antyczni byli w stanie sobie wyobrazić, że przyczyny niebinarności mogą być różne, bo w satyrze Lukiana występują dwie hetery, z których jedna uważa się za mężczyznę, ale mówi, że nie jest ani jak wróżbita Terezjasz, który potrafił zmieniać płeć, ani jak Achilles, który się przebrał za kobietę. Nie jest też hermafrodytą, tylko kobietą, która czuje się jak mężczyzna i mówi, że lepiej zaspokoi swoją partnerkę niż biologiczny mężczyzna. Nie wiemy, jak w antyku postrzegały się osoby niebinarne, bo żadna z nich nie zostawiła pamiętnika, ale na pewno miały poczucie własnej odmienności i samotności.

    Przystąpienie do kultu Isztar czy Kybele mogło stanowić rodzaj azylu, co ciekawe, w wielu innych kulturach właśnie fakt bycia „pomiędzy” płciami sprawiał, że osoby niebinarne uznawano za wyjątkowo nadające się do kontaktów ze światem nadprzyrodzonym.

    „Tak” dla trzeciej płci Kolonizatorzy z Europy podbijający Nowy Świat byli zdziwieni i zgorszeni, gdy odkryli, że u Indian Timucua na Florydzie wysokim statusem cieszą się hermafrodyci, a w ponad 150 plemionach północnoamerykańskich wierzono, że niektórzy ludzie rodzą się z duszą kobiecą i męską. Nàdleehé (u Nawahów), winkte (Lakotów), batée (Crow), himaneh (u Czejenów) przyjmowali role niezgodne z płcią biologiczną, a ich ugruntowana społecznie pozycja wynikała z wiary w ich bliski kontakt z duchami i bogami, co czyniło z nich wróżbitów i uzdrowicieli.

    – U Czukczów na Syberii za najpotężniejszych szamanów uchodzili ci, którzy łączyli pierwiastek męski i żeński, głównie przez stosowanie cross-dressingu, natomiast u Saamów czarownicy noaidi – zazwyczaj biologiczni mężczyźni – okazjonalnie używali elementów odzienia lub ozdób należących do przeciwnej płci – mówi dr Leszek Gardeła, archeolog z Nationalmuseet w Kopenhadze.

    Antropolog prof. Waldemar Kuligowski opisuje w książce „Trzecia płeć świata” kilkanaście kultur, które nie tylko akceptują przedstawicieli trzeciej płci, ale darzą ich szacunkiem. Wśród nich najbardziej znani są chłopcy z wysp Pacyfiku (na Samoa zwani fa’afafine, na Hawajach mahu) wychowywani na dziewczynki, którzy mogli wchodzić w związki z obiema płciami, oraz hidźrowie (zwani też kinnar), często wykastrowani transpłciowi mężczyźni, którzy w 2005 r. doczekali się w Indiach legalizacji jako „trzecia płeć”.

    Choć hidźrowie ubierają się jak kobiety i głównie utrzymują z tańca, śpiewu, żebractwa i prostytucji, służą hinduistycznej Bogini Matce Bahućara Mata i pełnią funkcje w powiązanych z nią obrzędach, pojawiają się jako nieproszeni goście podczas ślubów i uroczystości związanych z narodzinami dziecka, mogąc przynieść błogosławieństwo, jak i klątwę. Z tym że nawet jeśli tradycyjnie przez tysiące lat byli społecznie akceptowani, pod panowaniem Brytyjczyków ich sytuacja się pogorszyła, bo surowy stosunek do osób o niesprecyzowanej tożsamości płciowej stanowi jeden z wyznaczników cywilizacji zdominowanych przez religie monoteistyczne.

    Choć Klemens Aleksandryjski krytycznie wypowiadał się o androgynoi, w Europie chrześcijańskiej, zwłaszcza w części wschodniej, gdzie na dworach służyli eunuchowie czy hermafrodyci, nadal akceptowano ludzi niemieszczących się w podziale na dwie płci. Co więcej, w teologii pojawiła się wręcz idea płci anielskiej, czyli bezpłciowości, do której dążyli mnisi i mniszki, co mogłoby sugerować, że osoby nieheteronormatywne mogły się tam „schować”.

    Ponadto kobiety przebierające się w stroje męskie, o których wspominają teksty, robiły to najczęściej ze względów dewocyjnych (jak niektóre święte) lub by uzyskać dostęp do rzeczy niedozwolonych dla pań (podróżowanie, kształcenie się), więc przypisywanie im niebinarności jest sporym nadużyciem.

    Jedyne osoby w wiekach średnich i nowożytności, które na pewno miały kłopoty z identyfikacją płciową ze względów biologicznych, to hermafrodyci. Na przykład w 1601 r. na dworze francuskim rozstrzygano, czy Marie le Marcis, która chciała poślubić kobietę, może to zrobić jako bardziej „męska” hermafrodyta, czy też jest kobietą z przerośniętą łechtaczką i wtedy wchodzi w zakazany związek lesbijski.

    Obecnie wiemy, że do tej grupy mogli też należeć mężczyźni z zespołem Klinefeltera, czyli aberracją chromosomalną polegającą na posiadaniu dodatkowego chromosomu X, która występuje u jednego na ok. 600 chłopców.

    XXY z Finlandii Dobrym miejscem do badania ról społecznych w średniowieczu jest Skandynawia, gdzie znajdowane są groby kobiet z mieczami (w Birce w Szwecji, Nordre Kjølen i Aunvollen w Norwegii oraz w Suontaka w Finlandii) oraz mężczyzn z przedmiotami typowo kobiecymi obejmującymi paciorki, brosze, pierścionki czy igielniki, jak u mężczyzny z Vivallen w Szwecji. Wokół nich od lat toczy się dyskusja na temat p

    • WFA OP
      link
      22 years ago

      W 1968 r. znaleziono tam pochówek z dwoma mieczami. Oczywiście założono, że należał do mężczyzny, ale ponieważ był w nim także sierp i kobiece ozdoby (brosze, zapinka i wisiorek), pojawiła się hipoteza, że leżały w nim dwie osoby. Tyle że szczątków było za mało, więc część badaczy uznała, iż leży w nim wojowniczka albo władczyni, co nie przekonało wszystkich. No bo czy bronią wkładaną do grobów rzeczywiście kobiety te się posługiwały? Nawet jeśli w paleolicie większość pań polowała, zwłaszcza za pomocą łuku, w średniowieczu jest to bardziej dyskusyjne, szczególnie jeśli chodzi o miecze, broń wybitnie męską, stanowiącą jednocześnie symbol prestiżu.

      Tajemnicę grobu z Suontaka postanowiła rozwikłać Ulla Moilanen z uniwersytetu w Turku. Potwierdzeniem, że w grobie mogła leżeć kobieta, były badania laboratoryjne włókien z jej odzieży – okazały się niebieskie lub niebieskozielone, a w tych barwach w średniowiecznej Finlandii były damskie suknie. Potwierdzenie płci na podstawie badania samych kości udowych nie było możliwe, jednak gdy w Instytucie Maxa Plancka w Lipsku i w Jenie udało się wyekstrahować z nich DNA, genetycy stwierdzili, że u osoby tej najprawdopodobniej występowała aneuploidia chromosomalna, czyli podwójny zestaw chromosomów X.

      Mężczyźni z zespołem Klinefeltera są delikatniejszej budowa ciała, mają mniejszą masę mięśniową, ginekomastię (przerost sutków), mniejsze owłosienie, brak mutacji i są bezpłodni. Oczywiście nie zawsze objawy kliniczne występują wszystkie naraz i są tak samo jednoznaczne, ale jeśli u osoby z grobu w Suontace były widoczne, rzeczywiście mogła być uważana za przedstawicielkę trzeciej płci. Według autorów artykułu może to wskazywać, że osoby niebinarne bywały we wczesnośredniowiecznej Skandynawii zamożne i akceptowane.

      Bogatemu lepiej? Dr Leszek Gardeła, znawca atypowych pochówków na terenie Skandynawii, zauważa, że w grobach kobiet z mieczami z epoki wikińskiej zawsze pojawia się jakiś odstający od standardów element: a to leżą sztychem w kierunku twarzy zmarłej, a to znów brak im oprawy rękojeści, co czyni miecz nieprzydatnym jako broń. Według niego wygląda to raczej tak, jakby służyły do jakichś obrzędów, a ich właścicielki parały się magią, bo na wychodzenie ze swoich ról płciowych pozwalano tylko czarownikom, wróżbitom i szamanom, wśród których często były kobiety. Wszystko przez to, że uprawianie „magii seiðr” wiązało się z transformacją fizyczną w zwierzę, ducha lub przedstawiciela innej płci, jak Odyn, który przemienił się w kobietę.

      – Przekraczanie granic płci pojawia się w opisach działań czarowników. U wszystkich innych osób wchodzenie w role przeciwnej płci nie było akceptowane i mogło prowadzić do ostracyzmu czy nawet kary śmierci – podkreśla dr Gardeła.

      A zatem osoba z Suontaka o zestawie chromosomów XXY mogła być raczej szamanką niż wojowniczką i cieszyła się szacunkiem. Świadczy o tym zarówno zestaw przedmiotów, jak i miękka wyściółka z pierza i futer, kojarząca się z materacem dłuta Berniniego, na którym leży Hermafrodyta z Luwru. Trudno powiedzieć, czy bogactwo było zasługą pełnionej przez nią funkcji czy może pochodziła z zamożnej rodziny.

      Zapewne lepiej sytuowane osoby niebinarne miały łatwiej. Chociaż przykład rzymskiego cesarza Heliogabala (204–222) – który ponoć depilował się, malował, nosił peruki, „wziął za męża” syryjskiego woźnicę Hieroklesa i marzył o zmianie płci, o czym głosił wszem i wobec, co oburzało konserwatywnych Rzymian i doprowadziło do udanego zamachu na jego życie – pokazuje, że tron cesarski nie był najlepszym miejscem do obnoszenia się ze swoją odmiennością. Zdaje się, że schronienie się pod skrzydłami przychylnych bogów było lepszym wyjściem.

      Polityka 1/2.2022 (3345) z dnia 28.12.2021; Nauka i cywilizacja; s. 92 Oryginalny tytuł tekstu: “Niedookreśleni”