• WFA
    link
    12 years ago

    Dziewięć mitów o migracji

    Według świeżego ONZ-owskiego Światowego Raportu o Migracjach 281 mln ludzi opuściło kraj urodzenia w 2020 r., czyli 3,6 proc. populacji globu. Zanim pokłócimy się przy stole, przyswójmy podstawy i wyostrzmy zmysły na manipulacje. Oto samouczek z migracji.

    Niewiele tematów tak rozgrzewa jaźń. Gdy w 2017 r. Donald Trump rzucił, że migranci powodują rozboje w Szwecji, rosyjska ekipa telewizyjna natychmiast pojawiła się w Sztokholmie. Za pieniądze zrekrutowała młodocianych przybyszów i zainscenizowała zamieszki. Europejskie media wrzały. Nie było już wiadomo, czy migranci to zagrożenie, czy nie. Nie miało znaczenia, jak było naprawdę – każdy miał swoje informacje. Zdarzenie to przywołuje raport Parlamentu Europejskiego o dezinformacji na temat migracji i mniejszości w Unii Europejskiej. Alarmuje on, że w tych dziedzinach staliśmy się szczególnie podatni na manipulacje. Przetestujmy kilka powtarzanych w przestrzeni publicznej twierdzeń, by się nie dać zmanipulować.

    1. Migrantów jest coraz więcej I tak, i nie. Odkąd zbieramy statystyki w XX w., procentowy udział migrantów w populacji świata nie zmienia się istotnie – oscyluje w okolicach 3 proc. Przyrost ludzi w ruchu nie odbiega od ogólnego przyrostu naturalnego – nieco ponad 1 proc. Jako że jednak ludzkości przybywa, to i liczba migrantów rośnie w wartościach bezwzględnych.

    Według świeżego ONZ-owskiego Światowego Raportu o Migracjach 281 mln ludzi opuściło kraj urodzenia w 2020 r., czyli 3,6 proc. populacji globu. W 1990 r. było ich prawie o połowę mniej, bo 152 mln. Ale znaczna większość decydujących się zmienić miejsce zamieszkania pozostaje w kraju ojczystym. W samych Chinach jest blisko 300 mln migrujących ze wsi do miast, czyli piąta część wszystkich Chińczyków – podobnie w Indiach. Żeby przekraczać granice, potrzeba szczególnych predyspozycji: silnej motywacji, zasobów, energii i kreatywności.

    1. Biedni migrują do bogatych Tylko w jednej trzeciej. Ciągle więcej ludzi przenosi się z jednego państwa globalnego południa do drugiego (37 proc.) – czyli z biedy w mniejszą biedę, a nie do bogatej północy. Nieco ponad 20 proc. światowych migracji to osoby przemieszczające się między państwami bogatymi. Rokrocznie ponad połowa migrujących do UE to inni Europejczycy. Normatywny stosunek do tych kategorii widać w języku. Bogatych migrantów – amerykańskich stolarzy w Danii czy polskich naukowców w Singapurze – lubimy nazywać „ekspatami”. Ale filipińska gosposia w Libanie będzie już „migrantką zarobkową”.

    Biedni nie mają łatwości w podróżowaniu i to nie ze względu na brak środków. Cierpią za status swoich ojczyzn. Indeks Paszportów Henleya szereguje narodowości pod tym względem. Dostęp do wiz obywateli danego państwa odzwierciedla polityczno-ekonomiczną siłę kraju na arenie międzynarodowej i jego stosunki z innymi państwami. Według indeksu najłatwiej podróżować Japończykom, Singapurczykom, Niemcom czy Włochom, najtrudniej: Syryjczykom, Afgańczykom i Irakijczykom. Polski paszport, na 10. miejscu, należy do wysoce uprzywilejowanych.

    1. Pomoc na miejscu hamuje migracje Wręcz przeciwnie. Korelacja bogactwa z migracjami to krzywa Gaussa, tzw. garb migracyjny. Mieszkańcy państw najbiedniejszych rzadko migrują. Wraz ze wzrostem zamożności zyskują środki, by się przemieścić – wyjeżdża ich coraz więcej. Dopiero na poziomie ok. 8 tys. dol. PKB per capita presja migracyjna z powrotem słabnie. Czyli przy obecnym tempie wzrostu migracje z państw biedniejszych zmaleją w okolicach 2200 r.

    Nie chodzi o to, żeby nie pomagać. Pomoc humanitarna pozwala doraźnie i punktowo przetrwać nieludzkie warunki. Jednak to przekazy pieniężne od migrantów zarobkowych najskuteczniej wyprowadzają ludzi z biedy. W 2021 r. wyniosły 700 mld dol. i przekroczyły sumę całkowitej pomocy rozwojowej i zagranicznych inwestycji globalnej północy na globalnym południu.

    1. Uchodźca ucieka przed wojną Według prawa – nie. Kategoria uchodźcy, choć wydaje się moralnie jasna w przeciwieństwie do szerszej figury „migranta”, rodzi szereg wątpliwości. Podczas prac nad konwencją genewską z 1951 r. starły się dwa polityczne obozy: zachodni liberalny i wschodni socjalistyczny. Zachód chciał, by uchodźcą nazywać prześladowanych ze względu na poglądy, a Sowieci – uciekających przed biedą. Wygrał Zachód i uchodźca to prześladowany z powodu rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych. Ciśnie się pytanie, dlaczego właściwie ochrona przysługuje tym, co nie mogą czcić swojego bóstwa, ale już nie tym, co nie mają co do garnka włożyć? Nawet ochrona uciekających przed wojną została gdzieś w prawie międzynarodowym wciśnięta za fotel. Niby jest, ale jako zasada przewijająca się przez różne artykuły i konwencje bez swoistego miejsca.

    Zachód nie ponosi ciężaru uchodźstwa. Ponad 80 proc. uchodźców mieszka w krajach biednych. Trzy czwarte nie wyjeżdża dalej niż kraj sąsiedni. Większość Afgańczyków – w Iranie i Pakistanie – w sumie dobrze ponad 5 mln. W Turcji – ponad 3,5 mln Syryjczyków. Czwarta część Libanu to uchodźcy, a blisko trzecia część populacji to migranci w ogóle, jeśli liczyć gastarbeiterów. Jak pisze francuska badaczka migracji Helene Thiollet, „niemal cały ciężar migracji na świecie spoczywa na krajach biednych”.

    1. Im szczelniejsze granice, tym mniej migracji Wątpliwe. Unia Europejska w ostatnim dziesięcioleciu wydała setki milionów euro na drony, czujniki i technologie eksperymentalne, by monitorować granice. Tam, gdzie powstała fizyczna bariera, nie da się przejść. Ale geografia nie pozwala owinąć Unii szczelnym murem – zawsze znajdą się luki. Badania pogranicza amerykańsko-meksykańskiego pokazały, że im nowocześniejszy i rzekomo szczelniejszy mur – tym ryzykowniejsze i kosztowniejsze jego przekroczenie, ale nadal nie hamuje on migracji. Mury spychają ludzi na inne drogi migracyjne, napędzają przestępczość przygraniczną i przemytniczą.

    To warunki strukturalne powodują migracje, a nie otwarte czy zamknięte granice. Aż 40 proc. dorosłych w najbiedniejszych państwach chce wyemigrować, bo obietnica innego, lepszego życia zachęca do wyjazdu, a nie sama w sobie otwarta granica. Po upadku żelaznej kurtyny mieszkańcy Wschodu nie przemieścili się masowo na Zachód. Dziesięć nowych państw UE nie przeprowadziło się do Europy Zachodniej. Wielka migracja w XIX w. ruszyła do Nowego Świata dopiero na zaproszenie rządów i firm ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii, a naganiacze podróżowali po Europie, żeby zapełnić parowce.

    1. Migranci hamują wzrost gospodarczy Badania OECD i Banku Światowego stawiają odwrotną tezę. Stany Zjednoczone, Chiny, Indie – wielkie gospodarki zawdzięczają siłę migrantom, z zewnątrz i z wewnątrz. Każdy przybysz to gotowy ludzki kapitał, większa efektywność pracy i dodatkowa kreatywność. Na wyjazd decydują się ludzie przedsiębiorczy, z pewnym nerwem odwagi i determinacji. Imigracja nieszczególnie ciąży na wydatkach społecznych: przybysze są w wieku produkcyjnym – ani emeryci, ani dzieci – zazwyczaj też zdrowsi. Ekonomista Michael Clemens w artykule o wymownym tytule „Ekonomia i emigracja – miliard-dolarowe banknoty leżą na ulicy” przekonuje, że otwarcie granic powiększyłoby światowe bogactwo o 50–150 proc., o wiele więcej niż usunięcie wszystkich istniejących dziś barier w handlu.

    Migranci nie zabierają pracy. Społeczeństwa UE się starzeją, a rynki w państwach rozwiniętych są wysoce zróżnicowane, pełne pustych nisz – jak kierowcy, których w Polsce brakuje 120 tys. Trudno spodziewać się konkurencji nawet w ramach jednej kategorii kwalifikacji zawodowych. Polak o niskich – jak na standardy europejskie – kwalifikacjach, wobec średniej światowej staje się pracownikiem średnio wykwalifikowanym. Imigrant o niskim statusie nie będzie jego rywalem.

    1. Migracje to więcej terroryzmu i przestępczości Według tegorocznego raportu Europolu z rąk dżihadystów w 2020 r. zginęło w Unii Europejskiej 12 osób. Kilku zamachowców było migrantami. Terroryści ze skrajnej prawicy w tym samym czasie zabili 9 osób. Terroryzm w ogóle jest tak marginalnym rodzajem przestępczości – o prawdopodobieństwie bliskim porażenia przez piorun – że nie warto, by zatruwał życie strachem. Dla porównania co roku z rąk partnerów ginie tylko w Polsce ponad 400 kobiet (dane sprzed pandemii). Można raczej założyć, że oprawcy to nie migranci. Nie ma powodu, by patrzeć na 99,99 proc. przybyszów przez pryzmat przemocowego promila – jak na terrorystów.

    Nie ma też badań potwierdzających ogólną korelację wzrostu przestępczości z migracją. Odwrotnie, na przykład amerykańska Narodowa Akademia Nauk w 2016 r. przedstawiła raport o wpływie migracji na obniżenie przestępczości w USA. Zgadza się – zdarzają się wzrosty przestępczości związane z dużą grupą mieszkających na kupie, bezrobotnych, ubogich, młodych mężczyzn w nowym miejscu – jak w Niemczech po 2015 r. – ale są to tendencje krótkotrwałe, a wiele z tych przestępstw popełniają wobec siebie nawzajem. Dane za 2018 r. pokazują, że przestępczość w Niemczech była na najniższym od 1992 r. poziomie, podczas gdy w kraju mieszkało wówczas rekordowo wielu azylantów.

    1. Katastrofa klimatyczna spowoduje masowe migracje Niewykluczone, choć klimat ociepla się niegwałtownie, więc i ludzie migrują stopniowo. W ubiegłym roku wielokrotnie więcej ludzi zostało wysiedlonych z powodu naturalnych katastrof niż z powodu konfliktów. Światowy Raport o Migracjach wylicza 144 państwa i terytoria dotknięte klęskami żywiołowymi wobec 42 ogarniętych wojną i konfliktem. Burze i sztormy wysiedliły 14 mln – powodzie drugie tyle. Państwa globalnego południa najdotkliwiej odczuwają zmiany klimatyczne – życie staje się tam nieznośne. Irak ciągle kojarzy się z wojną, ale aż 12 proc. mieszkańców irackiej Basry to rolnicy z okolicznych wiosek, którzy z powodu suszy nie mogli już uprawiać ziemi.
    • WFA
      link
      12 years ago
      1. Migracje – szansa czy zagrożenie? Ani to, ani to. Migracje są faktem społecznym wynikającym z systemu światowego. Dopóki istnieją nierówności, dopóty ludzie będą migrować. Nie pytamy, czy samochód albo internet to szansa czy zagrożenie – to normalne elementy rzeczywistości, których użycie może mieć różnorakie skutki w zależności od jednostkowych przypadków. I właśnie – migracje opowiadają historie pojedynczych osób, a nie wielkich grup ludzkich.

      Zmniejszają się nierówności w wartościach bezwzględnych, dużych kwantyfikatorach i tabelach, ale nie przekłada się to na poczucie dostatku jednostek. W Etiopii, Kenii, Tanzanii więcej ludzi ma telefon komórkowy niż elektryczność. Nie zadowolą się wodociągiem czy trakcją elektryczną, bo marzą już o iPhone’ie. Treści w sieci, kultura masowa nakręcają oczekiwania i poczucie relatywnej deprywacji tak, że Zachód wydaje się światem rodem z Domu Guccich. Nic nie zapowiada tu szybkich zmian.

      • • • Pod zdobnie wypisanym mottem – Mein Feld ist die Welt – „Moim polem jest świat” – nad hangarem firmy frachtowej Hapag-Lloyd w niemieckim Bremerhaven okrętowali się przed pierwszą wojną światową Niemcy, Polacy, Żydzi. Masowo wyjeżdżali do Nowego Świata. Jak wnioskować z motta, nie uciekali przed wojną – raczej rolnicy z niemieckich pól przenosili się do amerykańskich miast: zwykli migranci zarobkowi. Nie było jeszcze paszportów, granice stały otworem, a wielkie parowce zastąpiły powolne żaglowce i wykładniczo ułatwiły transport. Był to czas największych migracji w historii – 10 proc. ludzkości wyjechało poza granice swoich państw narodowych. Z samego Bremerhaven – 7 mln. Miasto liczy dziś trochę ponad 100 tys. mieszkańców. Żyje tam 4 tys. Syryjczyków, 3 tys. Turków i 2 tys. Polaków.

      Joseph Conrad, wielki polski migrant, pierwszy uchwycił początki globalizacji. Historie ludzi w ruchu przesiąkły jego twórczość. Podróż, przygoda, odwaga, eksperyment – świat jako ocean bez granic stał się polem uprawy dostępnym dla każdego. Wszystko to cenimy. Jeśli pogrzebać, prawie każdy znajdzie migranta wśród przodków. Co się stało, że tak trudno w przybyszu zobaczyć „świat we własnej osobie, który przybywa złożyć nam wizytę”, jak u Conrada? Albo „gościa, który zostaje” – jak chciał niemiecki socjolog Georg Simmel? Wielkie wojny, Holokaust, czystki etniczne, masowe wysiedlenia, dwa bloki polityczne, pogłębiające się nierówności, zazdrość o własne bogactwo – wzmocniły nacjonalizmy.

      W „Ameryce” Franza Kafki Statua Wolności trzyma miecz, a nie znicz. Symbol powitania imigracji staje się symbolem systemowej opresji władzy, a bohater powieści Karl miota się od jednej pułapki do drugiej. Badania migracji zdominowała perspektywa narodowa – metodologiczny nacjonalizm, jak nazywa to filozof Alex Sager. Właściwie dlaczego nie można zabronić komuś żyć i pracować gdzie chce ze względu na kolor skóry czy wyznanie, a można ze względu na narodowość? – pyta ekonomista Bryan Caplan, autor graficznego podręcznika „Otwarte granice: Nauka i etyka imigracji”. W dyskusjach o migracjach prześwieca niewypowiedziane przekonanie o poczuciu większej bliskości ze współobywatelami, sąsiadami z bloku, rodziną. Czy naprawdę czujemy tę wspólność? Kto czasem nie chce uciec? Niemiecki pisarz W.G. Sebald wspomina Bremerhaven i motto o świecie jako polu uprawnym w książce „Wyjechali” – historii czterech Europejczyków, uciekających przed rodakami do innych miast i państw. Dwóm z nich nawet emigracja wewnętrzna się nie udaje – popełniają samobójstwo. Dobrze mieć dokąd wyjechać.


      Korzystałam z książki pod redakcją Hélène Thiollet „Migranci, migracje. O czym warto wiedzieć, by wyrobić sobie własne zdanie”, Karakter 2017.

      Polityka 6.2022 (3349) z dnia 01.02.2022; Świat; s. 49 Oryginalny tytuł tekstu: “Dziewięć mitów o migrantach” Patrycja Sasnal