• WFA
    link
    22 years ago

    AFGANISTAN: Głód u bram 16 STYCZNIA 2022 Afganistan stanął przed kilkoma kryzysami naraz: ekonomicznym, klimatycznym, politycznym, humanitarnym i covidowym.

    Polityczna dotąd sprawa międzynarodowego uznania władzy talibów zaraz będzie miała wymiar egzystencjalny. Bo do Afganistanu zbliża się głód. Zulejka jest matką ośmiorga dzieci z miasta Ghor. Mieszka u siostry, ponieważ nie ma już pieniędzy na zakup drewna, a zakryte plastikowymi workami okna w jej domu nie chronią przed zimnem. Rahman, profesor literatury z Mazar-e-Szarif, musi sprzedawać książki i meble, by utrzymać rodzinę.

    Państwo afgańskie nie ma pieniędzy na pomoc i wypłaty. Te podążają bowiem za amerykańskimi armiami. To zasada obowiązująca w interwencjach zbrojnych z ostatnich trzech dekad: dopóki działają żołnierze, dopóty trzeba wspierać społeczeństwa, wśród których prowadzą walkę. Taka pomoc dla kraju, na terenie którego trwa interwencja, stała się szlachetnym opakowaniem, bez którego obecność wojskowa byłaby zwykłą okupacją.

    A kiedy zwijają się amerykańskie obozy, niegdysiejsze wsparcie od amerykańskiego podatnika kurczy się do maleńkiego strumyczka. Przyczyna jest prozaiczna. Żadne z rozwiniętych społeczeństw nie chce wydawać swoich pieniędzy w warunkach powszechnej korupcji i marnotrawstwa. Żołnierze i dyplomaci gwarantują minimalną kontrolę, bez nich trudno wytłumaczyć się przed podatnikami z wydanych pieniędzy.

    Szczególnie widoczne było to w Afganistanie. Zanim talibowie przejęli władzę, rozwój edukacji, praw kobiet czy boom gospodarczy uzasadniał ofiary, poświęcenie oraz wydatki. Hasła, takie jak: „poprawiamy los afgańskich kobiet” albo „zmniejszyliśmy śmiertelność noworodków”, albo „Afganistan osiągnął 12 proc. wzrost PKB” były autentyczne. Po sierpniowym przewrocie wszystko to straciło uzasadnienie. Przynajmniej z perspektywy Amerykanów.

    Wszystkie plagi Przed 2021 r. zagraniczna pomoc stanowiła 40 proc. afgańskiego PKB i sięgała 8 mld dol. Rozbudowany sektor bezpieczeństwa w 90 proc. finansowany był z zagranicy. Armia i policja otrzymywały co roku ponad 4 mld dol. od zagranicznych sponsorów. Tamten Afganistan był idealnym przykładem państwa rentiera, ze wszystkimi groźnymi cechami takiego tworu: korupcją, bezczynnymi instytucjami i elitami, które nie były rozliczane przez społeczeństwo, ponieważ nie od niego zależały.

    Wszystko skończyło się z chwilą zwycięstwa talibów, kiedy Afganistan stanął przed kilkoma kryzysami naraz: ekonomicznym, klimatycznym, politycznym, humanitarnym i covidowym. Międzynarodowy Fundusz Walutowy ocenił pod koniec października, że od przejęcia władzy przez talibów w kolejnych dwóch latach afgańskie PKB spadnie aż o 30 proc. Już dziś 24 z 38 mln Afgańczyków zagrożonych jest głodem i ubóstwem.

    Sygnały załamania obrotu handlowego, dewaluacji waluty oraz inflacji pojawiały się jeszcze przed upadkiem starego rządu. Afgańscy przedsiębiorcy, wyczuwając determinację Joe Bidena do całkowitego wycofania wojsk i pieniędzy, wstrzymywali inwestycje, wysyłali oszczędności za granicę oraz wyprzedawali nieruchomości w miastach. Niemal do zera spadł import dóbr trwałych i załamał się rynek inwestycji budowlanych. Już po upadku rządu banki szybko przestały wydawać dewizy, a talibowie zabronili wysyłania dolarów i euro za granicę. Import upadł całkowicie.

    W dodatku w 2021 r. Afganistan dopadła susza. Stary rząd zajęty był próbami ratowania swojej pozycji i zareagował za późno. Susza sprowadziła na kraj klęskę głodu, padły owce, a import żywności został wstrzymany, bo Afgańczycy nie mają już oszczędności. Talibowie, którzy próbowali interwencyjnego skupu żywności, też nie mają pieniędzy, bo rezerwy afgańskie utknęły w bankach amerykańskich.

    O skutkach pandemii w Afganistanie trudno mówić, bo po prostu brakuje danych. Według nielicznych zachodnich lekarzy pozostałych w Afganistanie pod względem skali zachorowań i śmiertelności sytuacja przypomina Indie z czasów trzeciej fali pandemii. Afganistan otrzymał co prawda około 5 mln dawek szczepionki, jednak warunki przechowywania specyfiku mogą budzić obawy o ich skuteczność.

    W dodatku talibowie są antyszczepionkowcami ekstremalnymi – do niedawna mordowali lekarzy szczepiących dzieci przeciwko polio. Wielu z nich jest przekonanych, że CIA dopadło Osamę bin Ladena w 2011 r., wysyłając po pakistańskich domach fałszywych ankieterów szczepionkowych, którzy skrycie wypatrywali dzieci szefa Al-Kaidy. W konsekwencji do Afganistanu w ostatnich latach zawitało ponownie polio, a poziom wyszczepienia przeciwko Covid-19 jest jednym z najniższych na świecie. W dodatku wielopokoleniowe domy afgańskie zimą stały się rozsadnikiem pandemii.

    Gdzie są pieniądze? Talibowie twierdzą, że nie są w stanie reanimować afgańskiej gospodarki, ponieważ obalony przez nich rząd zostawił pustą kasę. A Amerykanie zablokowali afgańskie rezerwy walutowe oraz złota w wysokości 9 mld dol. Talibowie chcieliby je odzyskać i zaapelowali nawet oficjalnie do Kongresu USA, by uwolnił te środki. Choć w tym przypadku słowo „oficjalnie” jest dwuznaczne, ponieważ Amerykanie – a w ślad za nimi cały świat – wciąż nie uznali talibów za oficjalną władzę.

    Trudno im uznać rząd, w którym na ministerialnych stołkach zasiadają ludzie tacy, jak Anasz i Siradżudin Hakkani, odpowiedzialni za porwania i zabójstwa amerykańskich żołnierzy oraz cywilów, sprzymierzeni wcześniej z Al-Kaidą. Talibów nie uznaje wciąż ONZ, którego komisja akredytacyjna uporczywie odmawia im miejsca w Zgromadzeniu Ogólnym. Choć wyznaczyli nawet swojego reprezentanta Suhejla Szachina, zdaje się, że Amerykanie aresztowaliby go za terroryzm, gdyby zechciał wygłosić przemówienie w siedzibie w Nowym Jorku.

    Kontrowersyjnym powodem zablokowania afgańskich rezerw walutowych w USA są też roszczenia rodzin ofiar zamachów z 11 września. W 2011 r. 150 rodzin ofiar pozwało m.in. Osamę bin Ladena, Al-Kaidę, rząd talibów i osobiście ich przywódcę mułłę Omara. Rok później sąd w Nowym Jorku przyznał im rację i nakazał wypłacić oskarżonym odszkodowania na łączną sumę 7 mld dol. Gdy więc w sierpniu talibowie stali się de facto rządem afgańskim, spadkobiercy ofiar uznali, że odszkodowania należą im się z afgańskich rezerw trzymanych w Ameryce. Rząd USA zastanawia się więc, czy zaspokoić najpierw roszczenia ofiar, czy zwrócić pieniądze talibom.

    W całym tym zamieszaniu strony zdają się zapominać, że żaden dziś rządzący talib ani Afgańczyk nie brali udziału w organizacji lub samym zamachu, który przeprowadziła Al-Kaida. Jej ówczesne związki z talibami są przedmiotem badań i wciąż nie ma przekonujących dowodów na to, że ówczesny Islamski Emirat wiedział o akcji terrorystów. Argumenty za tym, że pieniądze potrzebne są całemu narodowi afgańskiemu, by uniknąć głodu, mieszają się z tymi o zadośćuczynieniu dla rodzin ofiar z 11 września.

    Z początku amerykańskie rozterki w sprawie afgańskich pieniędzy tłumaczone były niepewnością co do tego, czy talibowie nie rozpoczną represji wobec przedstawicieli dawnych władz oraz kobiet. Tu zdania są podzielone. Represje, które dotykają dawnych polityków i urzędników, są incydentalne. Udział kobiet w życiu publicznym znacząco spadł, ale jest to również efekt zamieszania w czasie zmiany władzy i ucieczki sporej części aktywistek z Afganistanu.

    Nieuznawanie talibów przez świat ma jednak przede wszystkim uzasadnienie polityczne. Amerykanie nie są przekonani, że talibowie zerwali porozumienia z Al-Kaidą. Z kolei Europejczycy i Rosjanie chcą, by podzielili się władzą z dawnymi elitami. Sami talibowie są w tej sprawie podzieleni, górę wciąż bierze logika zwycięstwa. Frakcje „męczenników”, którzy przez dwie dekady znosili trudy zmagań z Amerykanami, zmarginalizowały frakcję „dyplomatów”, którzy rozsądnie mówią o potrzebie międzynarodowego uznania.

    Puste zwycięstwo Przez ostatnie dwadzieścia lat talibowie głównie walczyli o uznanie dla swojego rządu na uchodźstwie. Ich krótkie panowanie w Afganistanie w ubiegłym stuleciu nie nauczyło ich zarządzania państwem. Nieliczni, którzy nieco się w tym wprawili, zginęli z rąk zachodnich komandosów albo od celnie wymierzonej rakiety z drona. Nowe pokolenie umie konstruować bomby-pułapki, ale nie radzi sobie z konstruowaniem budżetu państwa.

    Talibowie walczyli o wojskowe zwycięstwo i kiedy je osiągnęli, zaskoczył ich relatywnie wysoki poziom ekonomiczny kraju, który trzeba jakoś utrzymywać. To już nie były lata 90., kiedy przejmowali władzę w państwie całkowicie zrujnowanym przez Sowietów, a później w czasie wojny domowej. Teraz Afganistan ma dwukrotnie większą populację, mniej rolników i więcej ludności miejskiej, przez co m.in. brakuje produkowanej lokalnie żywności. Do tego dochodzi susza, pandemia i zbliżający się głód.

    Na razie talibowie wydają się czekać na jakiś ruch społeczności międzynarodowej i wysłanie choćby ograniczonej pomocy humanitarnej. Liczą na powtórkę ze swojej własnej historii: w latach 90. scedowali zarządzanie gospodarką na zachodnie organizacje pozarządowe. Wtedy jednak świat chciał pomagać i ulżyć Afgańczykom, których cierpienia poruszały sumienia w Europie i w Ameryce. Zachód czuł zobowiązanie moralne, bo sądził, że choć Afgańczycy pomogli obalić imperium radzieckie, to zachodni przywódcy w latach 90. o nich zapomnieli.

    Teraz Afganistan wydaje się mniej interesujący. Nawet nie płyną stamtąd (jeszcze?) uchodźcy w liczbach, które budziłyby zaniepokojenie europejskich przywódców. Kryzys humanitarny i klęska głodu, przed którymi ostrzega ONZ, wciąż są bardziej potencjalne niż realne. Świat zresztą i tak bardziej interesuje się tym, czy afgańskie kobiety chodzą na uniwersytet kabulski, niż przejmuje śmiercią głodową uwięzionych w niedostępnych górach ludzi.

    A może zobowiązanie moralne wydaje się teraz po prostu mniejsze, bo Afgańczycy pokonali imperium amerykańskie?


    Autor był ostatnim polskim ambasadorem w Afganistanie (2012–14). Obecnie jest analitykiem Polityki Insight i wykładowcą Collegium Civitas.

    Polityka 3.2022 (3346) z dnia 11.01.2022; Świat; s. 47