Polska Grupa Górnicza, która w 2020 roku przyniosła 2 mld zł strat, utrzymuje gigantyczną administrację, w której występują dysproporcje w zarobkach. Teraz dostaje od państwa miliard złotych wsparcia. A w tle jest przypadek zastraszania pracownika, który odważył się publicznie pytać o wydatki Grupy.
Składka ubezpieczeniowa, która ma zapewnić bezpieczeństwo np. górników w kontekście wypadków w pracy, to około 980 tys. zł rocznie. Ta kwota obejmuje kilkadziesiąt tysięcy pracowników grupy, którzy mogą liczyć na wypłatę do kilkuset tysięcy złotych, jeśli dojdzie do śmierci w pracy, lub przy utracie zdrowia - na maksymalnie 15 tys. na jednego pracownika.
Inaczej ma się rzecz w odniesieniu do zarządu PGG - tam składka ubezpieczeniowa za 18 miesięcy to 1,8 mln zł, a łączna suma gwarantowana w ubezpieczeniu to aż 700 mln zł. Ta bajońska suma ma zabezpieczać kierownictwo m.in w przypadku roszczeń odszkodowawczych związanych z wykonywaną funkcją, ale również zapewnić pokrycie kosztów obrony w postępowaniach karnych, karno-skarbowych, administracyjnych czy cywilnoprawnych.
Pięknie. Jak na kogoś zawali się kopalnia, to niech sobie radzi za 15k, ale jak cię złapią na wałkach to do 700 mln jesteś kryty…
Pięknie. Jak na kogoś zawali się kopalnia, to niech sobie radzi za 15k, ale jak cię złapią na wałkach to do 700 mln jesteś kryty…