• nudny ekscentrykOP
    link
    Polski
    17 months ago

    Tak? Fakt 1: bojownicy Hamasu zabili iluś tam Izraelczyków. Fakt 2: Izraelczycy w odwecie zabili kilkanaście razy tyle Palestyńczyków, nie patrząc na afiliacje polityczne, zniszczyli ich domy i zablokowali pomoc humanitarną. Co nam teraz z tych faktów, skoro przedstawiamy je w ten sposób? Skoro to “tylko fakty” to rozumiem że nic z nich nie może wynikać? :) Rozumiem że w życiu posługujesz się samymi faktami, nigdy przenigdy wnioskami czy interpretacjami? Żyjesz w takim razie w ciekawym świecie, szkoda że nie w naszym.

    Oczywiście że możemy formułować wnioski i interpretacje, o ile nie są one sprzeczne z faktami. A Twoje są, albo wprost kłamiesz, na przykład, cytuję: “Nie wycofała się z zarzutów, tylko sprawę sąd umorzył “z braku dowodów”.”. Owszem, sprawa z urzędu była umorzona, ale Dymińska się jednocześnie wycofała z oskarzeń wobec niego; zatem skłamałaś, lub nie miałaś pełnej znajomości faktów w momencie pisania tamtego komentarza.

    No tak, napisałeś, cytuję: “Ta laska która go oskarżyła o gwałt wycofała się z zarzutów jak przeszło na drogę sądową, a potem wygrał sprawę z płotkiem czy innym pudelkiem o powielanie fałszywych oskarżeń”. To była twoja odpowiedź na moje stwierdzenie, że nie potrzebuję gwałcicieli i buców do opowiadania mi o feminizmie w internecie.

    Tak, bo wciaż uważam, że w tej konkretnej sprawie nazwanie go przez Ciebie gwałcicielem nie jest w żaden sposób uzasadnione.

    Tylko że zgodnie z twoją filozofią użycia “faktów”, te fakty nie powinny nieść żadnych konsekwencji. No laska się wycofała, no wygrał sprawę z portalami. To przecież gołe fakty. Dlaczego więc używasz ich w odpowiedzi na mój komentarz? Czyżbyś uznał jednak, że te “gołe fakty” w jakiś sposób przeczą mojej tezie? Czy to przypadkiem nie jest interpretacja? Uznałeś przecież, że podanie faktu X ma cokolwiek wspólnego z moim stwierdzeniem powyżej. A ma?

    Tak, przeczytaj tą odpowiedź w kontekście.

    Nie tylko nie jest wystarczające, ale również gwarantuje pogrążenie osoby oskarżającej. Właśnie dlatego przywołałam kejs Amber i Deppa - to nie jest whataboutism mój drogi, tylko porównanie. Porównanie służy temu, byśmy odrywając się od sprawy X, przyjrzeli się sprawie w której zachodzą podobne czynniki i zobaczyli jakiś mechanizm w działaniu.

    To jest zupełnie inna sprawa.

    Oczywiście że nie. Pokazuję tylko dwie w gruncie rzeczy podobne sprawy, które sporo łączy. W jednej i w drugiej sprawie masz osobę oskarżającą, która nie cieszy się najlepszą opinią publiczną ani towarzyską (Dymińska tak samo jak Heard to ogółem mało sympatyczna osoba), w jednej i drugiej sprawie czynnikiem decydującym o jej percepcji są media, a nie sale sądowe. Oczywiście skala sławy czy wpływów Dymka jest daleko mniejsza niż znanego aktora, ale tutejszy spektakl i tak wywołał burzę w szklance wody wystarczającą do tego, by przemocowiec wystąpił w ogólnopolskiej telewizji i oczyszczał się tam pokazowo nie tylko z zarzutu gwałtu, ale w ogóle z zarzutu seksizmu. W obu przypadkach zachodzi też problem opisany w literaturze, czyli problem tzw. ofiary idealnej.

    Ale co Ty, za przeproszeniem, gadasz?! Jak sprawa wypłynęła to wszyscy byli po stronie Dymińskiej (i słusznie ofc) i “zcancelowali”, choć nie znoszę tej kalki, Dymka! A odwrócili się przeciwko niej po fakcie (i słusznie, moim zdaniem) — kiedy wyszło, że jej zarzuty były, za przeproszeniem, gówno warte, bo sama się z nich wycofała kiedy pojawiło się ryzyko poniesienia konsekwencji (które i tak poniosła).

    Otóż nie za bardzo. Fakt, miała adwokatkę i pewne warunkowe poparcie środowiska, jednak jak wspomniałam już wcześniej, wcale nie cieszyła się szeroką sympatią, ani nie zajmowała żadnej istotnej pozycji ani w redakcji Codziennika, ani w żadnej organizacji feministycznej. Dymek zaś był wschodzącą gwiazdą lewicowych portali i etatowym pracownikiem paru redakcji.

    Etatowy tekściarz krypolu, no faktycznie. Z którego został wyrzucony po tekście Dymińskiej.

    Plus był niesamowicie pewnym siebie mężczyzną, co zawsze jest istotne.

    Istotne do czego? Do zakładania z góry, że jest gwałcicielem?

    Gdyby doszło do procesu, opinia publiczna dowiedziałaby się o niełatwym charakterze Dymińskiej, o jej licznych wadach i przywarach, i sympatia odwróciłaby się bardzo szybko - dokładnie tak jak w przypadku Amber Heard.

    A skoro nie doszło, to opinia publiczna się “tylko” dowiedziała, że Dymińska się przestraszyła, że ktoś się sprawie zacznie przyglądać i może ponieść konsekwencje.

    Sporo ludzi w jej otoczeniu mogło zdawać sobie z tego sprawę i wręcz namawiać ją do wycofania zarzutu, choćby z obawy o przyszłość małego portalu jakim jest Codziennik i jak mogą mu zaszkodzić prawnicy Dymka. Dlatego w momencie kiedy przyszło pismo przedprocesowe redakcja postanowiła co postanowiła.

    Być może to “sporo ludzi” myślało, że jej zarzuty się nie trzymały kupy i nie obroniłyby się w sądzie? Hipotetyzuję, żeby przeciwstawić coś Twoim, w tym samym stopniu domysłowym, tezom.

    A jednak to zbadano. Badano to wielokrotnie w różnych krajach i w różnych systemach prawnych. Nie istnieje jedno powszechne wszechświatowe badanie na ten temat, nie jesteśmy też Bogiem i nie wiemy kto kłamie a kto mówi prawdę w obliczu braku dowodów fizycznych, ale tendencje są jasne. (https://en.wikipedia.org/wiki/False_accusation_of_rape). Jeszcze ciekawiej robi się gdy zajrzysz w tendencje do ponoszenia konsekwencji tych fałszywych oskarżeń: otóż nie ma żadnych konsekwencji i niczyje życie nie zostaje zniszczone. Home Office w UK zrobiło chyba najgłębszą analizę tematu w 2000 r. i wyszło z niej, że w następstwie fałszywych oskarżeń tylko promil osób został aresztowany, a nikt nie został w istocie skazany.

    Kurde, może dlatego, że te sprawy są ostatecznie sprawiedliwie rozwiązywane? Jak – przykładowo – hmm sprawa Dymka?..

    Dlatego na chwilę obecną, w obecnym stanie kultury i nie tylko, przyjmujemy paradygmat: wierzymy ofiarom. Wychodzimy najpierw od założenia, że jeśli ofiara mówi, że coś się zdarzyło, to się zdarzyło.

    Zgoda

    Dopiero potem patrzymy, czy są czynniki które jednoznacznie wykluczają narrację ofiary (np. w naszym przypadku byłby to fakt, że kompletnie się nie znamy, więc trudno żebym cię zgwałciła)

    A co jak ja stwierdzę, że kłamiesz i się znamy? Wierzymy ofiarom, czyli jak mówię, że się znamy, to się znamy?

    albo czy przynajmniej mamy podstawy do tego, by wątpić w jej słowa (np. ofiara ma długą historię rozmaitych fałszywych oskarżeń, mitomanii, ma ewidentny interes w zrobieniu szumu itp).

    Okej, to w kontekście interesu w zrobieniu szumu, co powiesz na zarzuty, że była to tylko i wyłącznie sprawa polityczna, żeby zaszkodzić środowisku, które reprezentował?

    Jeśli nie mamy, to musimy założyć, że mamy do czynienia z prawdą i mamy przynajmniej prawo do tego, żeby przemaglować oskarżonego publicznie, żeby wyjaśnił nam co zrobił, a czego nie zrobił.

    No i przecież dokładnie tak było.

    Oskarżony zaś nie powinien zasłaniać się pierdoleniem o tym, że on jest kryształowo czysty i że każde pytanie potraktuje jak potencjalne zniesławienie i pójdzie z każdym do sądu.

    Myślę, że bycie przemaglowanym publicznie nie jest sprzeczne z prawem do wkurwienia się.

    Na to jest już bowiem za późno - skoro ktoś go oskarżył i nie możemy z marszu przypisać tej osobie złej intencji, to my jako społeczeństwo mamy prawo wiedzieć z kim mamy do czynienia i czy coś nam grozi. Zauważ że nie mówię nawet o konsekwencjach prawnych, bo jestem anarchistką i mam gdzieś ideę sądów: mówię o tym, że jeśli jako społeczeństwo mamy z taką jednostką żyć, to chcemy wiedzieć, czego się po niej spodziewać: chcemy też choćby podjęcia próby naprawienia krzywdy lub jakiegoś rodzaju kompromisu stron (jeśli zarzuty były np. w części prawdziwe, ale przesadzone). A nade wszystko musimy zapewnić wsparcie i bezpieczeństwo ofierze, bo jak pokazują fakty, to ona ryzykuje najwięcej.

    No i znowu wychodzisz z założenia, że fałszywe oskarżenia nie istnieją; mimo że komentarz wcześniej przyznałaś, że są szacowane na poziomie 5%. Czyli Twoim zdaniem jednocześnie istnieją, ale w tej konrketnej sprawie, w której WSZYSTKIE pozostałe czynniki na to wskazują i NIC nie wskazuje konkretnie na to, że zarzut mógł być prawdziwy, akurat to wykluczasz? Nie widzisz tu sprzeczności? To w jakiej przykładowej sprawie jednak byś przyznała, że zarzut jest zmyślony?

    Całej reszty nie skomentuję: nie wiesz nawet czym jest strawman.

    Wyjaśnij mi zatem, w jaki sposób przypisywanie mi słów i obalanie tez których nigdy nie przedstawiłem nie jest strawmanem