zasmarkać się razem
w płaczu i smutkach
zbieranych latami
do grubego klasera
wspomnień
serdecznie obśmiewać
potyczki nieuniknione
mniejsze lub większe
szyte na miarę
wspólne
nie znać
nie widzieć
nie rozumieć
nie doceniać możliwych
niezliczonych rozwiązań
paść ze zmęczenia
gdzieś
w okolicy porozumienia
nawet
gdy nie ma to już przecież
większego znaczenia
nad brzegiem rzeki
przysiąść i popatrzeć
na lądujące w niej
liście
to taka coroczna tradycja
której nikt prawie nie obchodzi
chociaż
znalazłbym jedną osobę
co najmniej
nurt wydarzeń
bardzo łapczywie
nazgarniał mułu
kamieni
cudzych śmieci
spadniętych gałązek
i pomysłów tak lepszych
że aż nieprzydatnych
trochę jak te słowa
gdybym tylko mógł zacząć
od nowa…
zasmarkać się razem ze śmiechu
w sytuacjach niemożliwie
unikatowych
wdychać zapach
wspólnego domu
aż
zakręci się w głowie
płakać szczerze
po prostu
bez wstydu
podziwiać jak powiewy wiatru
ostentacyjnie flirtują
z firankami
i listkami drzewka
które już tyle przetrwało
za szybko
za dużo
za wolno
za mało
czasem jak padało
to lało
wytrwała
nietrwałość
s.
“Na całe szczęście to nie ja o tym decyduje, kto jest poetą, a jeszcze większe, czyj tekst jest wierszem i tak dalej…” - a kto?
“Całujcie mnie wszyscy w dupę” znam, ale źle mi się kojarzy, tzn, z libkami, bo jakoś w trakcie Strajków Kobiet z nimi mi się skojarzyło i tak zostało.